Wracałem spokojnie ze szkoły. Jak zwykle, wybrałem drogę na skróty - przejście pod mostem - żeby szybko wrócić do domu na obiad. Byłem przekonany, że jak codzień przejdę normalnie między ruinami budynków i nic niespodziewanego się nie stanie.
Otóż, myliłem się.
Gdy tylko znalazłem się we wspomnianym miejscu, podeszło do mnie trzech o wiele większych chłopaków z mojej szkoły. Wyobraźcie sobie typowego dresa, takiego Sebę spod bloku - dokładnie tak wyglądał każdy z nich. Masakra.
Chciałem jak najszybciej zniknąć z ich pola widzenia i dotrzeć do domu. Nie miałem ochoty na nieprzyjemne konfrontacje z nimi.
- Ej, Prevc! - krzyknął któryś z nich. Nie wiem który, bo nie miałem odwagi się odwrócić. Szedłem przed siebie coraz szybciej. Nogi mi się plątały.
- Stój! - wydarł się kolejny.
Stanąłem. Bałem się, ale chciałem im wytłumaczyć, że naprawdę nie mam czasu.
Nie było mi to dane, bo już chwilę później dopadli mnie i przycisnęli do ściany budynku. Dwóch trzymało moje ręce przy ścianie, a ten ostatni, największy z nich, stanął na przeciwko mnie. Wyciagnął telefon.
- Co to jest?! - krzyknął, wymachując urządzeniem przed moją twarzą. Skupiłem wzrok na zdjęciu w telefonie.
Moja fota z marszu równości.
No nie.
- No gadaj! Przecież widzę, że to ty!
Przełknąłem głośno ślinę. Co ja miałem mu powiedzieć?
- No... tak - jąkałem się. - Tak, to ja.
Trzech chłopaków wybuchnęło szyderczym śmiechem. Wiedziałem, że chcą mi coś zrobić, a ja nie potrafiłem się bronić.
- Musisz pożałować, że jesteś pedałem - największy z nich splunął mi w twarz. Zacząłem się wyrywać. - No co ty? Już idziesz? Zostań, zabawimy się, skoro tak lubisz...
Złapał za mój pasek od spodni, a ja zacząłem krzyczeć, ale on przymknął mi twarz ręką. Nie miałem już żadnej szansy na ucieczkę.
Chciał odsunąć mój rozporek, a ja już żegnałem się z godnym życiem. Coś jednak mnie uratowało. A raczej ktoś.
Zobaczyłem tylko postać, biegnącą w naszą stronę, a później z całej siły odpychającą na bok największego chłopaka. Ten upadł na ziemię, a tajemnicza postać przycisnęła go do podłoża.
Chwila, to Anže.
- Masz go zostawić, rozumiesz? - syknął, trzymając jego nadgarstki nad głową.
- Bo co? Należy mu się, jest pedałem!
Anže nie zastanawiał się nawet chwilę. Od razu strzelił tego typa z liścia. Był po prostu oburzony.
- Nigdy więcej masz tak o nim nie mówić - wycedził przez zęby każde słowo i złapał chłopaka za szyję. - Nigdy. Jasne?!
Dres chyba się przestraszył, bo bardzo nerwowo pokiwał głową na „tak".
- No, idź już! - puścił go i wstał. Tamten od razu zwiał.
No tak, tylko mnie ciągle trzymało tych dwóch pozostałych. Nie mogłem się wyrwać.
- A wy co?! - krzyknął Anže. - Mam dojechać?
Stchórzyli. Pokiwali przecząco głowami i zniknęli za rogiem.
Popatrzyłem w górę. Było mi wstyd, że ktoś musiał mnie ratować.
Anže chyba nie widział problemu, bo zaczął się do mnie zbliżać, bardzo powoli. Stanął przede mną, dotykając czubkami butów do moich. Oparł dłonie o ścianę za mną. A ja ciągle uciekałem wzrokiem.
- Nie bój się, już nic ci nie zrobią - powiedział wręcz kojącym dla mnie głosem. Nie wiedziałem, jak się zachować. Dalej było mi wstyd.
Podniosłem głowę jeszcze bardziej. Unikałem jego wzroku, ale poczułem, że robi mi się gorąco.
- Rumienisz się - zaśmiał się cicho.
Sprowokował mnie. Popatrzyłem prosto w jego oczy.- Przepraszam, tak strasznie mi wstyd, że musiałeś mnie ratować - wydusiłem, coraz bardziej skrępowany.
- No co ty, Cene - znów popatrzył mi w oczy. - Jakim niby prawem on wyśmiewał cię przez twoją orientację?
- Anźe...
- No nie wstydź się tak, to normalne - zapewniał. - Może gdybyś był jakiś wredny, złośliwy albo niemiły to mieliby powód do męczenia cię, ale przecież jesteś miły, zabawny, a do tego strasznie... przystojny.
Popatrzyłem na niego z niedowierzaniem, ale nie chciałem się już dłużej zastanawiać.
Anže położył pewnie ręce na moich ramionach, a ja delikatnie złapałem jego biodra, przyciągając go bliżej siebie.
I wtedy mnie pocałował. Pierwszy raz w życiu się całowałem, ale byłem w stu procentach pewny, że z właściwą osobą. Nie mogłem w to wszystko uwierzyć.
A jeszcze bardziej nie mogłem uwierzyć, gdy zobaczyłem, że zza rogu budynku wychyla się ten sam chłopak, który mnie zaatakował i bezczelnie robi nam zdjęcie.
Cholera.
CZYTASZ
one shots / ski jumping
FanfictionZbiór krótkich opowiadań o skoczkach narciarskich🤷🏻♀️ Niektóre z historii są inspirowane muzyką, a w mediach znajdziecie piosenkę, do której odnosi się dany shot. Zapraszam do czytania❣️