Od zawsze bałam się burz. Nie byłam w stanie przetrwać nocy, kiedy błyskawice pojawiły się za oknem. Krzyczałam tak mocno, że sąsiedzi się bali, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Moje ciało odbierało mi posłuszeństwo, a mój umysł wariował. Nienawidziłam tego dźwięku, tego widoku. Sama nie wiem czemu. Po prostu tak było. Burza była moim największym i najgorszym strachem. Zabierała moje zmysły i bezczelnie wyrzucała je do śmieci, a ja musiałam to wytrzymywać, bo nic nie było w stanie mnie uspokoić.
Oprócz jednego, wyjątkowego dotyku.
Stałam w progu drzwi, a widok, który zastałam po otworzeniu drzwi totalnie mnie rozczulił. Kuba leżał w moim łóżku i cicho pochrapywał. Nie wiedziałam co on tu robi i dlaczego, ale nie chciałam go wyganiać. Wręcz cieszyłam się, że mogę go mieć blisko.
Wlazłam pod kołdrę gwałtownie przybliżając się do ciała chłopaka. Wdychałam jego wyrazisty zapach, a moje ciało przeszedł dreszcz kiedy mocno mnie do siebie przytulił. Odgarnęłam pasmo z jego czoła drżącymi rękoma, aby później zatopić je w jego szyi.
Był moją ostoją. Moim przystankiem bezpieczeństwa.
* * *
-Potrzebuję ochotnika na wielkie zakupy! -krzyknęłam stając w kuchni ubrana w jeansy i zieloną bluzę. Dzień wyglądał na lekko deszczowy i chłodny, więc wolałam zaopatrzyć się w grubsze ubrania.
-Aha? Nikt? -spojrzałam na swoich znajomych, którzy siedzieli w telefonach. Okej, może zakupy nie były najlepszą czynnością w ich życiu, ale oni z tych zakupów będą jeść.
-Dobrze, będziecie chcieli coś z tych zakupów to nic Wam nie dam -burknęłam zła. Miałam się już odwrócić kiedy usłyszałam jakiś głos w garażu.
-Ktoś powiedział zakupy z moją bestie?! Idę! -zza drzwi wyłonił się Kuba. Parsknęłam na jego słowa i z uśmiechem na twarzy ruszyłam w stronę korytarza. Założyłam swoje ulubione vansy i ruchem ręki zachęciłam, aby chłopak poszedł za mną. Wyszłyśmy przed dom, a naszym oczom ukazały się czarne chmury zbierające się nad nami.
-Będzie lać. Ogarniemy to szybciej, to może zdążymy przed burzą.
Na słowo burza cofnęłam się kawałek. Nienawidziłam tego cholerstwa do szpiku kości, a samo wspomnienie na to słowo wprawiało mnie w mdłości. Najszybciej jak mogłam wpakowałam się do samochodu i ruszyliśmy w drodze do sklepu.
Zakupy wcale nie były szybkie. Miałam wielką listę, która długością przypominała jakiegoś węża. Starałam się naprawdę szybko znajdować produkty, ale trafiliśmy na jeden z większych marketów i nigdzie nie mogliśmy niczego znaleźć. Zwłaszcza, że w Stanach istnieje piętnaście rodzajów mleka, dwadzieścia makaronu, a z dwieście sera. Nawet pieprzone płatki wybieraliśmy prawie dziesięć minut.
Kiedy wyszliśmy na parking od razu oblał nas strumień deszczówki. Deszcz lał się litrami, a my staliśmy po środku tego wszystkiego.
-No se jaja robicie -burknął Kuba i spojrzał w niebo -Wiedziałem, że nie jestem ulubieńcem Boga.
-On istnieje w ogóle?! -zapytałam nieco głośniej, bo ulewa odbijała się z hukiem o posadzkę i robiła przy tym ogromny hałas.
-Juli, gdzie nasz samochód? -chłopak rozglądnął się po wielkim, ogromnym parkingu, gdzie stało tysiąc samochodów, a mi opadła szczęka.
-Nie wiem -odłożyłam zakupy i oparłam się o filar. Byłam już cała mokra. Moje ubrania przesiąkły co do nitki, a z wody z moich włosów mogłabym napoić pół Afryki.
Postanowiliśmy zacząć szukać naszego samochodu, ale nie daliśmy radę. Przez pięć minut krążyliśmy w kółko, a samochodu wciąż brak. Naprawdę nie miałam bladego pojęcia, gdzie go parkowaliśmy.
W końcu przystanęłam przy jakimś Camaro na uboczu parkingu i oparłam się o niego. Woda lała się ze mnie niesamowicie, a mój humor wcale nie był lepszy. Jestem pewna, że gdybym mogła rozstrzelałabym teraz wszystkich, a zwłaszcza tą jebaną matkę naturę, która robi coś takiego akurat mi.
-Spokojniej -spojrzałam na Kubę, który stanął niebezpiecznie blisko. Patrzył się na mnie tymi swoimi brązowymi ślepiami, a ja nie mogłam ukryć mojego podążającego wzroku. Wyglądał naprawdę uroczo, cały mokry w deszczu. Jego włosy lepiły mu się do czoła, koszulka do lekko umięśnionego brzucha, a oczy niepokojąco świeciły.
Nagle atmosfera stała się gęstsza. Wpatrywałam się w jego oczy, dokładnie tak jak on w moje. Starałam się doszukać każdej jednej emocji, ale coś skutecznie mnie powstrzymywało.
I jedyne co później poczułam to jego usta na moich. To jak delikatnie do nich przywiera i to jak z czułością zadaje mi każdy kolejny pocałunek. Uwielbiałam go takiego - uroczego. Nie miał wtedy władzy, nie był już taki pewny siebie. Był jak bezbronny chłopiec, ale to mi się w nim cholernie podobało.
Oddałam pocałunek z większą werwą, co zdusił jękiem. Ścisnął moją talię, a ja położyłam swoje dłonie na jego mokrej szyi. Deszcz lał się na nas litrami, ale to właśnie sprawiało, że nie mogliśmy się odsunąć. Ssaliśmy, podgryzaliśmy, a ja nie mogłam uwierzyć co on ze mną wyprawia. Każde muśnięcie wargami, każdy opuszek palców badający moją struktury skóry budził we mnie prawdziwego demona. Chciałam więcej, więcej i więcej.
Bezwstydnie całował mnie po szyi, a ja powstrzymywałam swoje jęki. Mimo zimnego deszczu na moim ciele czułam się jak w saunie. Zostawiał mokre ślady na mojej skórze, a ja wbijałam w paznokcie w jego ramiona powoli po nich jeżdżąc. Już nie był bezbronny, teraz objawił mi się sam szatan.
-Jesteś niesamowita -przerywane słowa uderzyły w moje neurony tworząc to jedno pieprzone zdanie, które sprawiło, że czułam się jak pieprzony Bóg. Jak Zeus w postaci damskiej.
Grzmot. Zobaczyłam jak przede mną rozlegają się fioletowe pioruny, a z nimi towarzyszący huk. I byłam pewna, że zaraz umrę, ale nawet nie pisnęłam. Nie pisnęłam, bo poczułam jak znów mnie całuje, ale tym razem w usta. Nie mogłam się bać kiedy miałam przy sobie moje wszystko - mój każdy lęk, każdy strach i każdy żal. Nie w momencie kiedy on zbierał moje strzępiny, aby później je zszyć i mi je podarować. Jak najpiękniejszy prezent na świecie.
Tak więc całowaliśmy się w akompaniamencie deszczu i błyskawic, które co jakiś czas rozbłyskiwały na niebie. A ja czułam się bezpieczna jak jeszcze nigdy w swoim życiu.
Bo on już taki był.
Piekielnie bezpieczny, ale jeszcze bardziej uzależniający.

CZYTASZ
Może i jestem głupkiem, ale Cię kocham/Patecki (POPRAWIANE)
Fanfiction"-Najgorszym błędem w naszej znajomości był strach. Strach, który niekiedy zjadał nasze zmysły i racjonalizm. Zachłannie i poprzedzany potem na czole, bijącym sercem i jednym małym spojrzeniem. Strach sprawiał, że długo nie wiedzieliśmy jakie uczuci...