Wydaję mi się, że najgorszym momentem w życiu może moment, w którym nasze piekło staję się rzeczywistością. Z pięknego, radosnego nieba lądujemy do palącego się piekła. Do miejsca, gdzie nasze problemy tańczą do własnej piosenki, tam gdzie zamieniamy się w popiół przegrywając walkę. Z samym sobą. Patrzymy w lustro i nie widzimy już nikogo dobrego. Zamiast tego jest tylko ten cholerny ból na duszy, który zżera nasze wnętrzności, wszystko co kiedyś kochaliśmy i uwielbialiśmy. Wszystko co kiedyś było naszym wszystkim, naszym rajem, naszym niebem.
Amerykańskie słońce wychodziło za chmur rzucając na moją pościel pojedyncze promyki słońca. Wiatr lekko bujał drzewami, a świeże powietrze dochodziło do moich płuc nadając im nowe życie. Uprzedniej nocy wypaliłam tyle papierosów, ile byłam w stanie kupić.
Wstałam na równe nogi mocno się przeciągając, niedziela była dniem odpoczynku. Nawet dla takiej pracoholiczki jak ja. Mimo wszystko po całym tygodniu harowania potrzebowałam chwili spokoju, oddechu. Aby choć trochę obciążyć się psychicznie. Ostatnio za dużo rzeczy się na mnie zwaliło, a to wszystko co wydarzyło się wczoraj utwierdza mnie w przekonaniu, że czas odpuścić.
Założyłam swoje kapcie na nogi i powoli zeszłam na dół, gdzie słyszałam głosy moich przyjaciół. Stanęłam w kuchni gdzie szeroko uśmiechnął się do mnie Łukasz.
-W końcu wstałaś o normalnej godzinie -puścił mi oczko, więc spojrzałam na zegar tykający tuż nad mężczyzną. Dwunasta, ładnie.
Nie wiedząc co zaraz miało się wydarzyć podeszłam do ekspresu witając się po drodze z Martą, która omotała mnie współczującym wzrokiem. Wyglądałam źle, wiem o tym. Wczoraj zapomniałam zmyć makijaż... choć nie. Ja go wczoraj nie miałam.
Zmarszczyłam brwi i nastawiłam podwójne ekspreso, aby chociaż to podniosło mnie na nogi. Odwróciłam się w stronę kanap i dopiero wtedy zrozumiałam o co chodziło Marcie.
Kuba siedział obok znajomej mi już blondynki i czule ją obejmował co jakiś czas śmiejąc się do rozpuku. Widziałam jego wzrok kiedy na nią patrzył. Widziałam iskierki w moich ukochanych brązowych oczach. To jakim uśmiechem nią darzy. Trzymał ją za rękę próbując wyrwać jej telefon, a Mateusz siedzący na przeciwko się z nimi śmiał.
I właśnie wtedy poczułam pustkę. Nie ból, nie złość. Nie poczułam nic, wszystko uczucia wyparowały, a zostałam tylko ja i moja poszarpana dusza.
Bo właśnie w tym momencie traciłam swoje wszystko.
Wzięłam swoją filiżankę kawę i z przejrzystym uśmiechem ruszyłam w stronę salonu.
-Hej -powiedziałam na co wszyscy na mnie spojrzeli oprócz Kuby.
-Myślałem, że śpisz -rzucił Mateusz lekko się uśmiechając. Usiadłam koło niego i po raz pierwszy popatrzyłam na blondynkę i... cholera.
Była przepiękna, niesamowicie przepiękna. Niebieskie, błękitne, duże oczy świecące radością wpatrywały się w moje - zimne i puste. Jej piękne, długie włosy okalały jej delikatną twarz dodając uroku, a świetnie wykonany makijaż tylko to podkreślał. W dodatku ta sylwetka. Miała na sobie krótki top i krótkie spodnie, więc miałam idealny widok na jej zgrabne nogi, płaski, wyrzeźbiony brzuch i chude ramiona.
-Julia jestem -wyciągnęłam rękę na co dziewczyna serdecznie się uśmiechnęła i również mi ją podała.
-Mia.
Popatrzyłam na Kubę, który całą swoją uwagę poświecił dla swojej towarzyszki. Nie powiedział mi nawet głupie cześć. Nie był w stanie spojrzeć mi w twarz. Nie potrafił.
Jednak mimo tego uśmiechałam się, jak ostatnia idiotka. Udawałam, że nic mnie nie rusza, że wszystko jest absolutnie dobrze.
Lecz kiedy przyszła noc, kiedy księżyc zastąpił słońce nie potrafiłam spojrzeć w sobie twarz. Dlatego wyszłam przed dom i skuliłam się pod drzwiami. Tak, abym mogła pozwolić napłynąć swoim myślą, abym mogła zrozumieć co się właśnie stało.
A to wszystko zniszczyło mnie do samego końca, to całe gówno, w które się zmieszałam zadawał mi tak bolesne rany, że krwawiłam łzami. Nie wiedziałam jak się nazywam, nie wiedziałam gdzie jestem. Bo moje największe wsparcie, ktoś komu zaufałam do śmierci właśnie mnie opuścił, zostawił mnie w momencie kiedy potrzebowałam go najbardziej. Kiedy pragnęłam jego obecności jak nigdy w swoim pieprzonym życiu. Lecz go nie było. Nie tulił mnie do siebie, nie całował, nie szeptał dobranoc. Puścił moją rękę na środku oceanu, a ja tonęłam. Coraz głębiej, z coraz mniejszą ilością tlenu. I właśnie wtedy czujesz jak twoje serce przeszywa kula wypełniona wszystkimi wspomnieniami, wszystkimi spojrzeniami, pocałunkami. To trafia w twoje serce i giniesz na miejscu, a ostatnią twoją myślą przed śmiercią jest on.
A gdybym się nie zakochała, gdybym była w stanie stanąć na nogi wszystko byłoby dobrze. Nie musiałabym krzyczeć, aby się uwolnić od myśli, nie musiałabym płakać, aby poczuć ulgę. Gdyby nie ja, miałabym go przy sobie.

CZYTASZ
Może i jestem głupkiem, ale Cię kocham/Patecki (POPRAWIANE)
Fanfic"-Najgorszym błędem w naszej znajomości był strach. Strach, który niekiedy zjadał nasze zmysły i racjonalizm. Zachłannie i poprzedzany potem na czole, bijącym sercem i jednym małym spojrzeniem. Strach sprawiał, że długo nie wiedzieliśmy jakie uczuci...