Smutna niespodzianka

6.3K 267 5
                                    

Koniecznie muszę się dowiedzieć od Karen, czy pisnęła choćby słowo komuś na temat przekazania mi firmy przez Luke'a. To jedyne racjonalne wytłumaczenie, inaczej skąd Camello tyle by wiedział?
-

Karen? - Cisza. - Karen jesteś tu? - Zapytałam wchodząc do domu.
- Jestem w kuchni kochanie. - Odpowiedziała po chwili.
- Dzień dobry. Ostatnio jakoś się mijamy. Jak się czujesz?
- Teraz już lepiej, kiedy wiem, że moje dziecko dochodzi do siebie.
- Ja także się cieszę - Czułam prawdziwą ulgę, chociaż z drugiej strony potrzebowałam trochę czasu by dowiedzieć się czegoś więcej o skrywanych przez Anthonego tajemnicach.
- Jesteś zmęczona - Matki zawsze wiedzą takie rzeczy.
- Odrobinę.- Nalałam szklankę soku z winogron i upiłam łyk. - Mmm...
- Smakuje Ci?
- Oczywiście... - Westchnęłam. -  Karen, czy mogę zadać Ci pytanie?
- Możesz pytać o co tylko zechcesz. - Uśmiechnęła się do mnie szczerze.
- Rozmawiałaś o moich aktualnych udziałach w firmie z kimś poza naszego kręgu? To bardzo ważne.
- Nie. Wiem, że zależało ci na dyskrecji, a ja potrafię dotrzymać tajemnicy. - Mówiła spokojnie. Nie było powodu aby miała kłamać.
- OK, w takim razie, czy to możliwe aby Camello jakimś cudem dowiedział się o tym fakcie?
- Myślisz, że o tym wie?  - Zdziwiła się.
- Nie wiem, może popadam w obsesję, zastanawiam się co by było gdyby.
- Posłuchaj Emmo. To niebezpieczny człowiek. Zabił mojego męża z zimną krwią. Jak dobrze by nie grał, nie można mu ufać. Swoje wtyczki ma wszędzie. Zgaduje, że napawa się tym co spotkało Luke'a. Boję się o niego.
- Zdaję sobie sprawę. Nie martw się na zapas, wszystko zmierza ku dobremu.
Naprawdę chciałam dodać jej otuchy.

Jadąc do pracy właśnie tak myślałam. Chociaż dopadły mnie nie małe wątpliwości. Co jeśli Camello w rzeczywistości gra lepiej niż myślałam, a ja wpadłam we własną pułapkę? Zło w jego wypadku nie odpoczywa. Wybrałam sobie za cel rozpracowanie tego człowieka. Chyba właśnie dotarło do mnie, że może poświęcam więcej niż by się wydawało? Jeśli to się nie uda, będę jak kurwa nic wąchać kwiatki od spodu.
Podkręciłam głośniej radio, miodem dla moich uszu było " Angel " grupy Aerosmith. Po pół godzinie
wjechałam do garażu podziemnego. Czekającej tam niespodzianki nie mogłam się spodziewać. Wysiadłam pewnym siebie krokiem z auta.
- Witam Emmo - Jak zwykle grzecznie i szarmancko przywitał się ze mną.
- Witam Anthony. Nie sądzisz, że nie powinniśmy spotykać się w tym miejscu? Jeśli mam Ci pomóc nie możesz przychodzić tu codziennie! - Powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Robię co uważam za stosowne, chyba nie jesteś aż tak naiwna by sądzić, że będę pytał sie ciebie o zdanie? - Wściekle patrzył w moje oczy.
- Może tak naprawdę mam gdzieś co myślisz? - Podszedł do mnie, niebezpiecznie zbliżając swoją twarz do mojej.
- Nie potrzebuje kolejnej pyskatej dziwki, mam ich na pęczki. Nie mam też zamiaru marnować swojego czasu. Mamy coś do obgadania.
- Niby co? - Odważnie odpowiedziałam spojrzeniem na spojrzenie.
- Jak masz zamiar pogrążyć Luke'a? Chcę znać szczegóły. - Uparty sukinsyn.
- Nie byłoby cię tu gdybyś nie podejrzewał, że coś kombinuję prawda?
- Dziwisz się?
- Bez zaufania gówno będzie z naszego planu.
- Jak masz zamiar to załatwić?!
- Chcesz mnie przestraszyć? Słabo ci idzie. - Prowokowałam dalej.
- Jeszcze się zdziwisz. - Chwycił mnie za włosy i przyciągnął do siebie. - Nie igraj z ogniem!
- Bo skończę na dnie jeziora?
- Skończysz o wiele gorzej. - Po czym brutalnie pocałował mnie z nienacka.
O jasny gwint! Pocałunek był brutalny, nie znoszący sprzeciwu. W końcu jakiś przełom i punkt dla mnie. Oddałam pocałunek z pełnym zaangażowaniem. Po dłuższej chwili odsunął się ode mnie.
- Chcesz osiągnąć swój cel? Nie obnoś się z tą swoją władzą, zachowaj spokój a ja zajmę się resztą. Jestem w trakcie przygotowywania dokumentów do wystwienia firmy na sprzedaż. Zgadnij kto wygra przetrag? - Zaskoczyłam go.
- Genialne. Kiedy Grasham dowie się, że nie ma nic?
- Bądź pewien, w najmniej oczekiwanym momencie.
- Jesteśmy w kontakcie, powodzenia - Dodał odchodząc.
- Przyda mi się na pewno - Po cichu odpowiedziałam.
Jeden krok w przód i jeden w tył. Przez to wszystko opuściłam dziś poranną wizytę w szpitalu. W myślach sama siebie zwyzywałam obiecując sobie w duchu, że uporam się z pracą możliwie jak najszybciej i nadrobie stracony czas.
Po kilku godzinach konferencji firmowej prawie biegiem zmierzałam do auta.
Gorączkowo szukałam kluczyków, kiedy zadzwonił telefon.
- Parker, słucham?
- Dobry wieczór Pani Parker, z tej strony siostra siostra Young ze szpitala w San Francico...
- Tak? - Serce mało nie wyskoczyło z mojej piersi.
- Pan Gresham niedawno się wybudził.
- Boże, to wspaniale! Czy wszystko jest z nim w porządku ? - Krzyknęłam uradowana.
- Tak, powoli dochodzi do siebie. Czy mam poinformować pana Gresham o pani przyjeździe?
- Proszę nic nie mówić, zrobię mu niespodziankę.
- Oczywiście, w takim razie do zobaczenia.
- Do widzenia.
Wsiadłam uradowana do samochodu. W końcu! Prawie trzy długie tygodnie bez niego omal nie doprowadziły mnie do załamania nerwowego.  Odpaliłam silnik, wbiłam wsteczny bieg. Droga do kliniki przeleciała bardzo szybko. Weszłam do środka, witając się serdecznie z siostrą oddziałową.
- Dzień dobry.
- Witam pani Parker, proszę chwilkę poczekać. Pan Gresham ma teraz gościa. Bardzo proszę wchodzić do sali pojedynczo, pacjent niedawno odzyskał świadomość, potrzebuje teraz spokoju.
- Oczywiście, będę grzeczna - Obiecałam. Podeszłam do drzwi chcąc zapukać, ale nie mogłam oprzeć się pokusie podsłuchania kto jest w sali Luke'a.
- Luke, daj sobie przemówić do rozsądku, ta kobieta to kłopoty...
- Coop, cenię sobie twoją lojalność, ale wytłumacz mi co nie podoba ci się w Em.
- Może to, że właśnie dostałem mms.
- I?
- Na tym zdjęciu Emma całuje Camello. Ta suka cię zdradziła. Cała firma jest w jej posiadaniu. Ty i ja daliśmy się nieźle omamić.
- To nie może być prawda - Poirytował się Luke.
- Ale jest! Trzeba się jej pozbyć i to szybko.
- Nie zrobię jej krzywdy, skoro podjęła taka decyzję widać miała ważny powód.
- Pewnie, że miała. Tyle twoich pieniędzy ile obraca się w jej rękach na oczy nie widziała.
- Co masz na myśli Cooper? - ton miał poważny.
- Z tego co udało mi się dowiedzieć, Anthony chce przejąć wszystkie twoje interesy, a potem ma zamiar wykończyć ciebie. Emma podała mu wszystko jak na tacy.
- Łącznie ze mną..
- Dokładnie Luke.
- Co możemy zrobić?
- Wszystkim się zajmę, tylko mi na to pozwól.
- Masz moją zgodę.
Wszystko stało się jasne. Cooper nie mógł wiedzieć o czym rozmawiałam z Anthonym. Chyba, że on sam poinformował go o szczegółach. To by miało sens. Skąd Camello wiedziałby, że aktualnie wszystkie pieniądze Luke'a należą do mnie? To jasne, Cooper działał na dwa fronty. Na szczęście nie wiedział, że mam taką wiedzę i tak musiało zostać.
Na palcach odeszłam od drzwi, udając się w kierunku toalet. Postanowiłam przeczekać, a potem wyjaśnić całą sytuację od początku.  Czterdzieści minut ciągnęło się całą wieczność. W końcu zaryzykowałam. Weszłam po cichu zamykając za sobą drzwi.
- Luke... Proszę obudź się musimy porozmawiać. - Delikatnie dotknęłam dłonią jego twarzy.
- Emma?
- Tak to ja, proszę porozmawiajmy...
- Wszystko już wiem.
- Nie, nic nie wiesz. Zaufaj mi.
- Emmo nie wiem w co się wpakowałaś, ale musisz uciekać.
- Co?! - Byłam totalnie zdezorientowana.
- Jeśli ci na mnie zależy pakuj się i wyjedź. Moja matka jest już w drodze do Madrytu.
- Ale jak to?
- Chyba nie chcesz by Anthony wymierzył ci karę po tym jak zorientuje się, że z nim pogrywasz? Musisz się schronić. Znajdę cię prędzej czy później, obiecuję. A teraz pozwól mi dokończy to co zaczęło się lata temu między moją a jego rodziną.
- Będziemy w kontakcie?
- Tak, ale nie mów mi gdzie jedziesz, nie mogę wiedzieć.
- Dobrze... Luke, zależy mi na tobie.
- Wiem pączuszku.
Ucałowałam go delikatnie w usta i wyszłam. Zanim wyjadę mam jeszcze coś do załatwienia...

Tylko Moja - Nigdy cię nie oddam ( ZAKOŃCZONE )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz