Trudne wybory

12K 333 31
                                    

W miarę szybko, wróciłem do rezydencji przyjaciela. W budynku panował spokój. Jeszcze  przed moim wyjazdem, Anthony zajął  się małą. Patrick próbował namierzyć Coopera, wszelkie sposoby, przynajmniej do mojego wyjścia, okazały się być nie trafione.
- Masz coś? - Zastałem go w tej samej pozycji co wcześniej.
- Nic. Zapadł się pod ziemię. Nie do namierzenia. Skurwiel, doskonale sam się na tym zna, wie jak skutecznie zniknąć.
-Hmm... Nie wiem, co postanowi Anthony... - zacząłem.
- Ale ?
- Ja bym tak to zostawił. Jak to mówią... Nie ruszaj gówna, nie będzie śmierdzieć.
- Może masz rację.

Naszą uwagę od rozmowy odwróciły głosy, dobiegające od strony schodów.
Jednocześnie spojrzelismy w tym kierunku, a potem na siebie.
- Luke... - Emma uśmiechała się niepewnie, stając w progu.
- Co jest mała? - spojrzałem podejrzliwie. - Hm? Przecież widzę, że coś Cię martwi.
- Mamy gościa... tylko spokojnie jest po naszej stronie. - Z góry próbowała uspokajać.
- Pierdolone niespodzianki, co tym razem? -Patrick'owi chyba wyczerpała się cierpliwość.

Emma odsunęła się, za jej plecami stała schowana Alice. Żaden z nas nie przywitał jej gromkimi brawami.
- Anthony wie?
- Nie wie, śpi. - Alice, cicho udzieliła odpowiedzi.
- Masz zamiar zostać? - Bezpośredni Patrick, zdaje się chciał jak najszybciej zaspokoić swoją ciekawość. Wstał zza stołu i zbliżył się do kobiet. - Zastanów się nad odpowiedzią Alice. Z tego co widzieliśmy, Anthony raczej ciężko znosi twoją ucieczkę od niego...
- To nie tak...- Przerwała mu.
- Panowie, ona wiedziała, że w tym kocyku - na lotnisku - NIE MA dziecka!
- Emmo, wiesz, że nie wolno ci się denerwować - Emocje, powinna trzymać na wodzy. W jej stanie, ma się oszczędzać. Koniec. Kropka.
- Kochanie? - Spojrzała na mnie. - Nie pierdol, przecież to oczywiste. Skoro tutaj przyszła, ma poważne zamiary.
- Pójdę po Anthonego. Chyba wszystkim tutaj, należą się wyjaśnienia. Prawda Alice? - zapytałem głównej zainteresowanej.
- Masz rację. Sama go obudzę, dobrze?
- Myślisz, że tak po prostu ci zaufamy? - Patrick ewidentnie był w formie.
- Oczywiście że nie, ale bardzo bym chciała...przynależeć do tej rodziny i do was...
- Alice. - Emma chwyciła pocieszająco jej rękę. - Myślę, że dla Anthonego nigdy nie przestałaś być jej częścią. Idź do sypialni, porozmawiajcie. Poczekamy ile będzie trzeba. Prawda? - Spojrzała na mnie znacząco.
- Oczywiście. Nie chcemy nikogo osądzać. - odchrząknęłem.

Alice odwróciła się, ze łzami w oczach. Przeskakując po dwa stopnie, szybko znalazła się u szczytu schodów, po czym zniknęła.
- Wyjaśnijmy sobie coś moja droga... - powiedziałem  na tyle głośno, by tylko Emma usłyszała.
- Tak? - Mina niewiniątka, wskazywała, że wie co zamierzam jej powiedzieć.
- Po pierwsze - Nie pierdole...
- Ależ oczywiście że tak. Czasem pierdolisz jak połamany, ale już się przyzwyczaiłam. - Pokazała język.
- Ty mała czarownico, pokaże tobie później, co to znaczy pierdolić w moim wydaniu.
- Łobuzie... Nie obiecuj. - Po czym odwróciła się i poszła w kierunku toalety.

- Zamierzasz się z nią hajtać? -Patrick był wyraźnie rozbawiony.
- Spierdalaj, to nie jest śmieszne. Kobieta mną rządzi jak się jej podoba... lubię swoje jaja i nie zamierzam się przeciwstawiać. - odparłem.
- Pierwszy raz widzę, że ktoś ma nad tobą władzę, pantoflarzu. - Śmiał się w głos.
- Ona może mieć co tylko chce. Tylko dla niej taki jestem.
- Nigdy żadnej baby. Wolę takie bez zobowiązań. Nikt mi nie będzie mówić, co mam robić.
- Pogadamy, zobaczymy - puściłem oczko.

Godzina mijała, a po Alice i Anthonym ślad zaginął. Już miałem tam wpaść z pytaniem co się odpieprza, kiedy usłyszeliśmy, jak schodzą po schodach.
- Jesteś pewna, że chcesz im o tym wszystkim powiedzieć? - Anthony był wyraźnie zmartwiony.
- Twoi przyjaciele są moimi. Skoro siedzimy w tym razem, chciałabym by wiedzieli.
- Więc powedzcie w końcu o co chodzi w tej całej historii z Cooperem. - dodałem.

Tylko Moja - Nigdy cię nie oddam ( ZAKOŃCZONE )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz