Element zaskoczenia

6.1K 238 16
                                    

Czterdzieści minut później, byliśmy już u Anthonego. Nie zdążyliśmy dojść do bramy, kiedy mężczyzna wyskoczył z domu jak poparzony.
- Gdzie, kurwa, jest moja córka? - Krzyczał od progu.
- Spokojnie, bracie, Emma już z nią idzie. - Pobiegł w jej kierunku, nie zwracając na mnie większej uwagi. Nie ma się co dziwić, widać było, że bardzo kocha swoje dziecko. Był troskliwym ojcem.
- Moja malutka! - Wziął dziecko na ręce i przytulił do siebie. - Co tam się stało?
- Chodźmy do środka, wszystko opowiemy po kolei. - Nie chciałem, by ktoś nieproszony, usłyszał naszą historię.

Anthony przekazał dziecko niani, następnie usiadł z nami przy stole, czekając na rewelacje.
- Opowiadaj. - Ależ był wkurwiony.
- Zorientowaliśmy się, że to podstęp. Nie było wyjścia...
- Co zrobiliście z Evą?
- Patrick wpadł na pomysł... schowaliśmy małą do torby podróżnej.
- Nie płakała? - Mój przyjaciel był w szoku. Scena rodem z filmu.
- Wcześniej ją przewinęłam, nakarmiłam i ułożyłam do snu. Chłopaki w miarę szybko znaleźli się w aucie. Na szczęście, nie zdążyła się obudzić... - Dopowiedziała moja odważna dziewczynka.
- Czy Alice, coś mówiła? - Ta kobieta postarała się, by namieszać w jego życiu.
- Tak, że zapłacisz za wszystko co jej zrobiłeś. - Patrick, nie mógł się powstrzymać, przed dolaniem oliwy do ognia.
- Ja pierdole... - Anthony spuścił głowę.
- Powiesz mi, o co, ona ma do Ciebie taki żal, że zdecydowała się na tak bardzo desperacki krok?
- To sprawa między nami. Nic wam nie groziło z jej strony.
- Chyba nie do końca, między wami.
Zdajesz sobie sprawę? Ktoś jej pomaga - waliłem prosto z mostu.
- Pytanie kto? - Dopytała Em.
- Podejrzewam, że ta osoba, to nasz wspólny wróg. Za jednym zamachem, chciała upiec, dwie pieczenie na jednym ogniu.
- Ciebie i mnie? - Anthony, myślał podobnie.
Przez chwilę wszyscy milczeliśmy. Zastanawiałem się, co do kurwy nędzy przeoczyłem?

Wtedy nie wiedziałem, że odpowiedź jest bliżej, niż mogłem sobie wyobrazić. Okoliczności, nie sprzyjały.

- Anthony, zostaniemy tu dziś, wszyscy. Nie wiadomo, jak skończy się dzisiejszy dzień. Jeszcze coś, komuś odpierdoli...
- Zgadzam się. Znam Alice. Sama nie posunęła by się tak daleko. Postawię na nogi, jeszcze kilku swoich ludzi.
- Odwołaj nianię, ja zajmę się Evą. - Emma, polubiła tą małą.
- Dziękuję ci, brakuje jej matki...
- Jej matka to kurwa, nie dziwne, że nie chcesz by dotykała dziecka - Patrick wypalił.

Anthony jednym susem, znalazł się tuż przy nim. Niespodziewanie, chwycił go za szyję i przyszpilił do ściany.
- Nie wypowiadaj się na temat, o którym nie masz zielonego pojęcia gnoju!
- Skurwielu, puść mnie! - Wycedził Patrick.
- Nigdy, nigdy nie mów tak, o matce mojej córki! Zrozumiałeś?! - Puścił.
- Tak, stary przepraszam. - Rozmasował szyję - Obiło mi się, kiedyś o uszy... twoja kobieta, twoja sprawa.

Nie sądziłem, że temat Alice, jest tak drażliwy. Wydawało się, że do matki Evy, pała raczej nienawiścią.

Coś mi się tutaj nie zgadzało. Mimo tego co zrobiła, nie wieszał na niej psów. Nie krzyczał też, że ją wykończy, czy coś w tym stylu... Pierdole! On, ją kochał...
- Zależy ci na niej bracie?
- Nosz kurwa, tobie by nie zależało? Zaakaceptowała kim jestem. Nie mieszała się w to zanadto. Urodziła nam córkę, a potem jej odwaliło. Z dnia na dzień, powiedziała, że musi odejść, że nie daje rady...
- Nie dawała? - zapytałem.
- Wręcz przeciwnie, była wzorową matką...
- Teraz zrobiło się ciekawie. - Rzucił Patrick.
- Słuchajcie, a może ją ktoś zmusił do tej decyzji? Mało która matka, zachowuje się w ten sposób. Tym bardziej, świeżo po porodzie . - Emma, mogła mieć rację.
- Nie czas i miejsce na te wróżby. Albo dowiemy się kto za tym stoi, albo będziemy niedługo wszyscy, bez wyjątku, martwi. - Anthony, przerwał nasze domysły.

Dzwonek do drzwi zasygnalizował gościa, po drugiej stronie drzwi. Popatrzyliśmy jeden na drugiego.
- Emmo, weź małą i schowaj się na piętrze w moim biurze, ma szereg zabezpieczeń... Rick, idź z nimi. - Anthony, nakazał swemu człowiekowi.
- Tak boss. - Po czym poszedł za Emmą.

Patrick wyszedł w między czasie sprawdzić monitoring. Pozostaje improwizować.
Anthony chwycił za klamkę i otworzył drzwi.
- Dzień dobry panie Camello. - Młody niepozorny chłopak, stał po drugiej stronie drzwi. Ubrany w czapkę z daszkiem, zwykłą bluzę i jeansy, nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Ot przypadkowy człowiek w mało przypadkowym miejscu.
- Czego chcesz? - Oj, Anthony, nie był miły.
- Mam dostarczyć przesyłkę, do rąk własnych. - Wskazał szarą kopertę.
- Kto cię przysłał?
- Otworzy pan wiadomość i wszystkiego się dowie. Jestem jedynie posłańcem. Nic więcej nie wiem.
- Wobec tego żegnam.
- Do widzenia. - Mężczyzna odszedł, szybkim krokiem. Nie dziwię się, że po spotkaniu z Camello, miał ochotę spierdalać w podskokach.

Anthony obracał kopertę w palcach.
- Otwórz to, bo sam to zrobię. - niecierpliwiłem się.
- Może powinieneś... - Popatrzył mi w oczy. - Boję się, co znajdę w środku.
- Nie dowiesz się, jeśli tego nie zrobisz.

Chwycił brzeg koperty  i otworzył pośpiesznie. Wyciągnął kilka kartek, a potem rzucił nimi w moja stronę.
- Kurwa, jebana mać!
Spojrzałem na zdjęcia. Przedstawiały Evę, Anthonego, Alice i nas wszystkich tu zgromadzonych również.
Dołączona do nich, ręcznie napisana karteczka, nie pozostawiała złudzeń.

Jeśli nie przestaniesz węszyć.
Oni wszyscy zginą.
Uwierz mi, wolisz nie szukać swoich najbliższych dwa metry pod ziemią.
Do zobaczenia...

- I co z tym zrobimy? - Ogarnął mnie szok.
- Póki co? Nic.
- Jak to? Chcesz komuś odpuścić? Tak po prostu?
- Nie chcę. Będę szukał na własną rękę. Narazie, wszystko musi się uspokoić. Kim by nie był, autor tego krótkiego listu, niech myśli, że będzie po jego myśli.
- Pomogę.
- Wiem. Dziękuję ci.
- Jeszcze nie masz za co.
- Wykończę skurwiela...
- A ja chętnie się temu przysłuże, bracie.

Miałem już w głowie mały plan. Trzeba ruszyć wszelkie kontakty i zacząć działać po cichu.
Nalałem sobie i Anthonemu, whisky do szklanki, opróżniając ją jednym ruchem.
- Nalej jeszcze, nie upierdole bez alkoholu. - Opróżnił kolejną szklankę.
- Ja też poproszę. - Patrick, dołączył do nas.
- Co robisz z telefonem Emmy? - byłem zaskoczony.
- Prosiła bym ci podał. Tarabani co chwilę, a ona próbuje ukołysać małą.

Chwyciłem komórkę. Odblokowałem i wszedłem w menu, a następnie w wiadomości. 
To co przeczytałem... Boże zatkało mnie. Jak to możliwe...
Szklanka wypadła mi z rąk. Podniosłem głowę do góry. Patrick, Anthony i nasi ludzie wpatrywali się we mnie w napięciu.
- To jest kurwa, niemożliwe...
- Luke, co się dzieje do chuja?! - słyszałem z oddali głos przyjaciela.
- Cooper.
- Co z nim? Już dawno gnije w piachu. - Patrick, próbował mnie pocieszyć.
- Niekoniecznie... - spojrzałem, jeszcze raz na wiadomość tekstową w telefonie  Emmy.

Uważaj, na tego, kogo kochasz Emmo.

Jeszcze  stanie mu się krzywda.

A tego byś nie chciała.

Pozdrawiam zza grobu.

Tylko Moja - Nigdy cię nie oddam ( ZAKOŃCZONE )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz