Porwanie

5.8K 242 12
                                    

Ta godzina ciągnęła się jak flaki z olejem. Wszyscy baliśmy się o przyszłość Evy. Luke błądził gdzieś myślami - siedział milcząc. Co jakiś czas spoglądał  w okno lub na mnie i małą. Był niesamowicie spięty, a buzujące w nim emocje można było wyczytać jedynie z zaciśniętych warg i napiętych mięśni szczęki.

- Za piętnaście minut lądujemy. - powiedział Patrick, chwilę wcześniej rozmawiał z pilotem.
-

Poinformowałeś Anthonego gdzie będziemy? - Luke nie odrywał wzroku od błękitnego nieba.
- Tak. Wszystko o wszystkim wie.
- Dobrze. Mam nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego. Jest narwany.
- Twoi i jego ludzie już na nas czekają.
- Doskonale. Oby wszystko poszło zgodnie z planem...
- Chłopaki... powiedzcie mi szczerze.
- Co byś chciała wiedzieć?
- Jakie są szanse na powodzenie planu, który wymyśliliście pół godziny temu? - Nie mogłam, nie zapytać.
- Nie denerwuj się tak mała, bo nas zdradzisz. Najważniejsze jest, by zachować spokój. Szanse są zawsze. Sami nie wiemy jak duże. Nie wiadomo jakie kroki poczyni ktoś, kto jest autorem pomysłu podrzucenia nam Emmy. - Luke chwycił pocieszająco moją rękę.
- Anthony o tym wie?
- Tego akurat nie.
- Mam nadzieję, że nic się nie stanie,  tej kruszynie. - Spojrzałam na Evę, śpiącą smacznie na mojej klatce piersiowej. Była taka mała i bezbronna, nieświadoma całego zagrożenia. Brakowało jej bliskości. Kiedy tylko przytulałam ją do siebie, momentalnie się uspokajała.

- Zrobię wszystko, by tak własnie było kochanie.
- Kocham cię Luke...
- Ja ciebie też i jeśli tylko zechcesz być w moim życiu na stałe...
- Oczywiście, że chce.
- Obiecuję, postaram się by było jak najbardziej normalne. Bez porwań, bez strzelanin i takich akcji jak ta. - Patrzył mi głęboko w oczy.
- Tak naprawdę nie przeszkadza mi to. - Wyznałam zupełnie szczerze. - Takie tam dodatkowe atrakcje w życiu nudnej pani architekt. - Puściłam do niego oczko.
- Nudna na pewno nie jesteś.
- Nudnej byś mnie nie chciał.
- Zaraz będzie po wszystkim - Patrick podszedł do nas bezszelestnie. - Przyszykujcie się.
Chwyciłam za torbę i spakowałam do niej co trzeba. Poprawiłam ubranie i czekałam.

Po chwili poczuliśmy jak samolot osadza się na płycie lotniska. Przełknęłam głośno ślinę.
- Jeśli to wszystko skończy się dobrze, nigdy nie pozwolę ci odejść. Chce byś była moją żoną Emmo. Przemyśl to... - Wyszeptał tak, abym tylko ja to słyszała. Ależ mnie zaskoczył!
- Nie muszę. Znasz odpowiedź Luke... - Uśmiechnęłam się, jak najcieplej potrafiłam.
- Chcę to usłyszeć.
- Chętnie spędzę z tobą resztę życia. - Pogłaskałam jego policzek.
- Chcesz za męża szefa mafii?
- Bardzo....
- Idziemy - Patrick domknął dużą, czarną torbę podróżną, stojącą obok moich nóg. Wstałam z miejsca. Małe zawiniątko w rękach chwyciłam mocniej, przyciskając do piersi.
- Wszystko będzie dobrze Evo. - Wyszeptałam bardziej do siebie niż do niej. Odetchnęłam jeszcze razi i ruszyliśmy.

Po kolei schodziliśmy schodami pasażerskimi. Patrick z Lukiem poinstruowali mnie, abym nie rozglądała się na boki, nie robiła gwałtownych ruchów i starała się nie denerwować. Posłusznie spełniłam ich zalecenia. Idąc przez płytę lotniska modliłam się, byśmy tylko dotarli do podstawionego samochodu, jak najszybciej - najlepiej w całości.

Szłam pierwsza, za mną wraz z bagażami Luke i Patrick.
Nagle przed sobą zobaczyłam jakąś osobę.
- Daruj sobie kurwa krzyki i oddaj dziecko! - Słyszę obcy głos skierowany wprost do mnie - Wy dwaj do samochodu! - Krzyczy KOBIETA, wymachując bronią w naszym kierunku.
- Kimkolwiek jesteś, daj sobie spokój. Anthony ci tego nie daruje. - Luke próbuje jej przemówić do rozumu.
- Anthony?! Ten kretyn, nie ma zielonego pojęcia co się dzieje, całe podejrzenie spadnie na ciebie! - Jej głos był zachrypnięty. Nie wiadomo czy od ciągłych krzyków, czy może nadmiaru alkoholu- brzmiał nienaturalnie. Kto normalny chce porwać tak małe dziecko? Przyjrzałam się jej dokładnie. Była wysoka i szczupła. Ubrana w czarny kombinezon i ciemne okulary, latwo mogła wtopić się w tłum, nie specjalnie rzucając się w oczy.

- Nieoddam ci Evy, ty głupia suko! - Wydarłam się w jej kierunku. - Możesz pomarzyć!
- Powiedziałam! Wy dwaj spierdalać do auta! - Wskazała ręką samochód, który po nas przyjechał. - A ty paniusiu, oddaj mi dziecko, a nikomu nic się nie stanie.
- Skąd mam wiedzieć, że pozostane cała? Jesteś nieobliczalna!
- Bo ktoś za to beknie, a ponieważ na pewno nie będę to ja, wy musicie ujść z życiem.
- Dlaczego to robisz?! - Miałam łzy w oczach.
- Oczywiste, dla kasy! - Szyderczo odpowiedziała. - Ten skurwiel Camello, zapłaci mi za wszystko!

W między czasie Luke i Patrick, zdażyli wsiąść do czarnego mercedesa, który miał zawieść nas wprost do Anthonego.
- Oddam ci Evę, ale obiecaj, że nie zrobisz jej krzywdy.
- Połóż dziecko koło auta, kiedy odjedziesz podejdę i zabiorę ją ze sobą.
- Nie musisz tego robić. - Próbowałam przekonywać.
- Muszę, gówno wiesz. To moje dziecko, wiem co dla niej najlepsze.
Popatrzyłam na kobietę. A więc to jest matka Evy. Dlaczego robi to własnemu dziecku?!
- Jesteś jej matką.... - Szok.
- Tak jestem. W związku z tym mogę z nią zrobić wszystko co tylko zechcę.
- Naraziłaś dziecko na niebezpieczeństwo, wywożąc je do Hiszpanii, tyko po to byśmy przywieźli je tutaj spowrotem?! Jej ojciec ci tego nie daruje! - Wsiadłam do samochodu.
- Rura. Szybko do Anthonego! - Powiedziałam, zaraz po zamknięciu drzwi.
- Pięknie to zrobiłaś mała. - Luke wciąż był spięty.
- Dobrze, że nie ciągnęłaś tego dłużej... Emmo, nic ci nie jest? 
- Nie. - Adrenalina buzowała w moim ciele.
- Wiesz kim jest ta kobieta?
- Wydaje mi się, że Cooper współpracował z matką Evy...
- Z tą dziwką? - Patrick nie krył obrzydzenia.

 Już miałam odpowiedzieć, ale zadzwonił telefon. Luke włączył tryb głośnomówiący.
- Kurwa! Moi ludzie wszystko widzieli, jak mogliście dopuścić do tego by zabrano moje dziecko?! - Anthony krzyczał po drugiej stronie słuchawki. - Nie mogłem nic zrobić! Emma oddała ją, ot tak!!!
- Spokojnie bracie. - Luke starał się zapanować nad sytuacją.
- Kurwa, co żeście narobili?!
- Anthony uspokój się. -Powiedziałam delikatnie.
- Jaja sobie robisz?! Ktoś zabrał moją córkę!
- To była jej matka. - Dodałam.
- Alice?! Zabiję ją jeśli Evie coś się stanie...
- Anthony, twoja córka jest bezpieczna.
- Co masz na myśli? Zostawiliscie jej jakiś nadajnik?
- Nie Camello, Eva jest tu z nami. - Otworzyłam zamek ogromnej torby podróżnej leżącej tuż obok, na tylnym siedzeniu. Moim oczom ukazała się ponownie słodka dziewczynka. Leżała spokojnie, ssąc wielki różowy smoczek, który przysłaniał jedną trzecią powierzchni niewielkiej buźki. Ogromne brązowe oczy wpatrywały się wprost w moje własne.
- Dzwonię do moich ludzi. Będą was osłaniać.
- Ok. Za jakieś trzydzieści minut będziemy u Ciebie. - Dodał Patrick po czym, połączenie zostało zerwane.

Tylko Moja - Nigdy cię nie oddam ( ZAKOŃCZONE )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz