Ta wiadomość spadła na mnie nieoczekiwanie. Przecież do tej pory dobrze się czułem. Po napisaniu listu było mi lżej, przed ich wyjazdem do Hiszpanii przekazałem go Patrickowi.Może tak miało być, wszystko albo nic? Byłem załamany? A skąd! To dodało mi sił, miałem motywację aby zakończyć szybciej trwający od dawna koszmar.
Po wizycie w firmie, gdzie kręciło się mnóstwo policji w związku z zabójstwem Kate pojechałem do rodzinnego domu. Usiadłem w gabinecie. Spokojny i gotowy na wszystko.
Wybrałem numer do matki.
- Cześć mamo.
- Cześć synu, jak się miewasz? Dobrze się czujesz? - Zawsze biła od niej troska.
- Tak. Dziś zamierzam ostatecznie zająć się sprawą Anthonego, chcę byś miała tego świadomość.
- Czy próbujesz mi powiedzieć, że wybierasz się na tamten świat?
- Tak czy owak kiedyś się tam znajdę.
- Ale nie teraz, zrozumiano?
- Zrozumiano. Do usłyszenia mamo.
- Kocham cię synku.
- Ja ciebie też.Chwilę po naszej rozmowie, biurowy telefon ponownie rozdźwięczał.
- Czyżbyś wyzdrowiał?
- Mi też miło Cię słyszeć Anthony. Chyba już czas byśmy porozmawiali i przestali bawić się w półśrodki. Nie sądzisz?
- Jak to jest, kiedy odbiorą ci wszystko?
- Nie wiem, ale ty z pewnością dziś poznasz to uczucie.
- Hahaha grozisz mi?
- Uważam, że powinniśmy się spotkać. Tylko ty i ja.
- Podoba mi się ta propozycja.
- Pamiętasz gdzie bawiliśmy się będąc dziećmi? - Mimo woli wspomnienia stanęły mi przed oczami. Czas kiedy byliśmy najlepszymi kolegami dawno odszedł w niepamięć.
- Levi's Stadion ...
- Tak.
- A więc dobrze. Sam na sam?
- Sam na sam.- Odpowiedziałem pewnie.Byłem pół przecznicy od miejsca, w którym miało dojść do ostatecznego starcia między nami. Spojrzałem na telefon, dziesięć nieodebranych połączeń z obcego numeru zastanowiło mnie trochę. Potem się tym zajmę. O ile będzie jakieś potem. Nie miałem głowy do innych spraw na tę chwilę.
Ta zajęła zbyt wiele czasu w moim życiu i czas by w końcu dobiegła kresu. Dotarło do mnie, że nie ukniknę już rozlewu krwi, że to walka na zasadzie albo ty, albo ja.Wyszedłem z auta. Stadion futbolowy jak zwykle robił wrażenie. Jako dzieci bawiliśmy się tu zanim powstał tak ogromny i w pełnej chwale. Ciesząc tysiące widzów. Rozejrzałem się po pustych tybunach. Anthony zachował się honorowo, przyszedł sam.
- Widzę, że nie kazałeś mi długo na siebie czekać - Krzyknął Anthony.
Zbliżałem się do niego wolnym krokiem.
- Widzę, że obydwoje cenimy sobie wartość słów. Jesteś sam?
- Oczywiście.
- Przez ciebie nie żyje mój ojciec, za nic poniósł śmierć. Myślisz, że tak po prostu zapomnę o tym? - Wyrzuciłem z siebie jednym tchem.
- Mi ma być żal twojego tatusia? Nie ośmieszaj się. Przez niego mój własny nie żyje! Na jakim świecie ty żyjesz Luke?
- Sądzisz, że mój ojciec po latach przyjaźni z twoim, tak po prostu by go wystawił?
- Nie opłaca się mieć przyjaciół, dlatego i my już nimi nie jesteśmy. - Sięgnał po broń, ukrytą pod marynarką.
- Masz rację nie jesteśmy, to koniec Anthony. Możemy się wzajemnie powystrzelać. - Zza paska spodni wyciągnęłem własny pistolet. Odbezpieczyłem go.
- Dobrze, że do moich usług pozostanie twoja ulubiona dziwka. Chętnie się nią zajmę po tym jak wszystko co należy do ciebie, zostanie oficjalnie moje.
- Możesz pomarzyć, nie ma już żadnego przetargu, a Emma jest bezpieczna.
- Co ty pierdolisz? Jak to nie ma?
- Zwyczajnie, został zamknięty przed czasem. Sprzedający wycofał swoją ofertę.
- Ta suka za to zapłaci! - Odbezpieczył broń.
- Zabiłeś mego ojca! Będziesz pierwszy... - Podszedłem bliżej.
Moją uwagę odwrócił ruch po prawej stronie trybun.
- Miałeś być sam sukinsynu!
- Nie doceniasz mnie, jestem tutaj sam.
- Więc co do.. - Moje pytanie przerwało klaskanie w dłonie.
- No brawo moi panowie, patrzeć jak się rzucacie sobie wzajemnie do gardeł to prawdziwa uczta dla oczu. - Powiedział Cooper.
- Co on tu kurwa robi Anthony? - Wściekłem się na widok tego człowieka.
- Sam chciałbym wiedzieć, ale to miło, że przyszedłeś mi z pomocą Coop - Odpowiedział po cześci do mnie, po części do niego.
- Na twoim miejscu tak bym się nie cieszył Camello. Obydwoje jesteście mi coś dłużni i obydwoje za to zapłacicie.
- Co ty pieprzysz? - Wykrzyczałem w jego stronę, kiedy wycelował w naszym kierunku.
- Odłóż tą broń Cooper, to sprawa między mną a Luke'em.
- Dalej nic nie rozumiecie? Chętnie wytłumaczę. Kilka lat wstecz, kiedy doszło do strzelaniny, w której udział brały dwie zjednoczone rodziny mafijne przeciwko innej rodzinie, zginęła moja żona wraz z synem. Mało znacząca śmierć, przypadkowe ofiary. Jak myślicie, kto przyczynił się do ich odejścia?
- Nic z tego nie rozumiem. - powiedziałem.
- Ja również. Dla kogo ty właściwie pracujesz Cooper? - Camello był w niemałym szoku.
- Gówniarze, nic jeszcze nie zrozumieliście? Pracuję dla siebie! Obiecałem sobie, że będziecie skakać sobie do gardeł, aż w końcu sami się wystrzelacie, za zbrodnie ojczulków. - Wyjaśnił nie pozostawiając już żadnych wątpliwości.
- Kto zabił mojego ojca?! - Krzyknął Anthony, przepełniony wściekłością.
- Oczywiście, że ja. Banalnie proste było zrzucenie winy na ojca Luke'a. Ty szukałeś kozła ofiarnego, a ja... Tylko pomogłem ci go znaleźć. Tak naprawdę oni się zawsze chronili. Przyjeciele... Zupełnie jak niegdyś wy prawda? - Był coraz bardziej nakręcony.
- Zabiłem Gresham'a bo tak sobie wymyśliłeś? Nie ponosił winy?! Ty gnoju... - Anthony nie mógł uwierzyć w to co słyszy.
- Zrzucenie podejrzeń na niego było banalnie proste, dzięki temu więcej nie musiałem brudzić sobie rąk, ty odstrzeliłeś go tak chętnie, aż miło było popatrzeć.
- Pożałujesz tego skurwielu! - Wymierzyłem w jego stronę.
- Uuuu... umierający Luke stawia się hardo. - Obdarzył mnie kpiącym uśmiechem.
- Skąd o tym wiesz ?! - Nie wierzyłem w to co słyszę.
- Hahaha, nie doceniałeś mnie nigdy Luke. A przecież wiadomo, że potrafię wszystko.
- Co zrobiłeś?! - Anthony spoglądał to na mnie to na niego.
- Majstrowanie w systemie szpitala to pestka. Wiedziałem, że jeśli usłyszysz wyrok śmierci, bardzo szybko zechcesz rozliczyć się z Anthonym. Wszystko po to by chronić najbliże ci kobiety prawda? No cóż znudziło mi się czekanie. Postanowiłem przyśpieszyć bieg spraw. Dałem cynk Camello, że pojechałeś do domu matki. Twój telefon w biurze jest na podsłuchu, reszta była oczywista. Wystarczyło tylko tu przyjechać i cieszyć oczy, kiedy wzajemnie się wykańczacie. Anna była moją ukochaną żoną! Nasz syn skończył niecałe dwa latka. W końcu przyszedł czas byście ponieśli winę za czyny waszych ojców!
Poczucie ulgi spłynęło na moje serce, byłem zdrowy. Znów miałem wiele do stracenia i tak samo wiele do zyskania. Emma była miłością mojego życia. Nie mogłem jej stracić.
Zanim Cooper zdążył odbezpieczyń broń, spojrzeliśmy na siebie z Anthonym porozumiewawczo i niemal jednocześnie strzeliliśmy w jego kierunku. Jeden strzał, drugi, trzeci. Padł jak długi na murawę.Staliśmy przez chwilę w ciszy. Odwróciłem się pierwszy w stronę dawnego przyjaciela.
Schowałem broń i wyciągnęłem dłoń w jego kierunku.
- Nie mam ci za złe, pewnie sam nie postąpiłbym inaczej. Mój ojciec również.
- Zabierajmy się stąd, na rozmowy przyjdzie jeszcze czas. - Odpowiedział tym samym ściskając moją rękę w geście pojednania.Zawinęliśmy się szybko. W drodze powrotnej mijałem radiowozy jadące w kierunku stadionu.
Przypomniałem sobie o telefonach z niezidentyfikowanego numeru. Wykonałem połączenie.
- Mary's Medical Hospital. Słucham?
- Luke Gresham z tej strony, próbowaliście się państwo ze mną skontaktować.
- Proszę poczekać zorientuje się o co chodzi. - Nastała cisza. - A tak, już wszystko wiem. Lekarz prosił o pilny kontakt z panem. Powtórzono badania. Niestety w poprzednich musiała zajść pomyłka. Jest pan zdrowy, nowotwór nie dotyczy pańskiej osoby. Bardzo przepraszamy za zaistniałą sytuację, mamy jakąś awarię systemu.
- Dziękuje za informację, to nie jest państwa wina.
- Nie mniej czujemy się w obowiązku..
- Spokojnie. Wszystko rozumiem. Dziękuje bardzo. Pożegnaliśmy się szybko.Poraz pierwszy od bardzo dawna byłem spokojny i szczęśliwy.
Pozostało tylko jedno - podróż do Hiszpanii.
CZYTASZ
Tylko Moja - Nigdy cię nie oddam ( ZAKOŃCZONE )
Romance"Jak można sprzedać własną żonę? " Emma w kółko zadawała sobie to pytanie początkowo, uznajac to za kiepski żart ze strony, za chwilę byłego męża. Luke, boss jednej z mafi w San Francisco, zwykle brał wszystko co uważał za swoje... W tej książce sp...