Rodzina

6.7K 270 15
                                    

Przysnęłam na chwilę z małą Evą. Z dołu dobiegały podniesione głosy. Na bank znów coś się stało, znów mnie pewnie nie poinformują. Jak to mówi Luke - "kochanie, wszystko dla twojego bezpieczeństwa" - przewróciłam oczami...

Nie może tak skakać, w okół mnie jak koło jajka. No już bez przesady. Poza tym, nie tolerowałam żadnych tajemnic, sama ich nie miałam.

Wstałam delikatnie z łóżka, tak by nie obudzić dziecka. Od momentu, kiedy była z nami, dziś wyjątkowo ciężko było jej zasnąć. Okryłam ją kocykiem, odczekałam chwilę i wyszłam z pokoju. Na wszelki wypadek drzwi pozostały otwarte.

Gabinet Anthonego, połączony był ogromnymi, drewnianymi drzwiami z jego biurem. Doskonały pomysł, szczególnie, kiedy jest się wiecznie zapracowanym, samotnym ojcem.
Sypialnia sporych rozmiarów, robiła wrażenie. Duże, podłużne okna wpuszczały mnóstwo światła słonecznego. Z sufitu zwisał, pokaźnych rozmiarów, kryształowy żyrandol. Całość skompana w jasnych pastelach i białych dodatkach. Dostrzec można tu było kobiecą rękę.

Nie wiedziałam, dlaczego Alice, zdecydowała się zostawić córkę. Starałam się, jej nie osądzać, dopóki nie poznamy całej tajemnicy, jaką ze sobą zabrała. Nie wiadomo gdzie akutalnie przebywała i z kim. Mimo, że jej nie znałam, martwiłam się o tę kobietę.
Wtedy na lotnisku... Nie wydawała się zła, lecz zagubiona. Jej oczy... był w nich ból i smutek. Podejrzewałam, że wpakowała się w niezłe gówno. Próba porwania Evy, też nie specjalnie się udała. Gdyby robiła to na cudze zlecenie, mijsa zakończona niepowodzeniem, mogła źle się dla niej skończyć. Jedno się nie zgadzało. Myśleliśmy, że nasz plan był idealny, ale ona nie chciała by pokazano jej dziecko... Która matka, karze kłaść niemowlę na betonie! Oż, ty, w dupę! Wiedziała, że nie ma tam dziecka!
Musiałam jak naszybciej im powiedzieć.

Cicho zeszłam na dół, chcąc usłyszeć, o czym rozmawiała grupka mężczyzn, zebrana w salonie.
- Ona, nie może się dowiedzieć, zrób screen'y i usuń. - Anthony mówił ciszej niż zwykle.
- Powiedz mi co to da? To najbardziej inteligentna kobieta z jaką przyszło mi być. Jeśli raz dostała coś takiego, dostanie poraz kolejny, a wtedy urwie mi jaja, że nikt nie powiedział o tym wcześniej.
- Kurwa, on ma rację. - Patrick, jak zwykle umiejętnie podsumował. - Urwie jaja nam wszystkim.

Stanęłam w drzwiach i odchrząknęłam.
- Yhym... O czym mam się nie dowiedzieć? Z jakiego powodu? I co wy, pieprzeni konspiratorzy, znów wymyśliliście? - Luke chował coś za plecami. Podeszłam do niego i wyciągnęłam otwartą dłoń. - Proszę, oddaj mi to.
- Kochanie, naprawdę...
- Oddaj, bo porozmawiamy sobie potem i już nie będzie tak miło. - Anthony i Patrick, na ich szczęście nie wtrącali się.
- Dostałaś sms'y. Kilka, sms'ów. Wolałbym, abyś tego nie czytała. Proszę cię...
- W dupie mam co byś wolał.  Co jeszcze może mnie zaskoczyć Luke?
- Coop żyje. - Powiedział tak po porstu.
- Powiedzcie, że on żartuje - popatrzyłam w stronę chłopaków, czułam jak robi mi się słabo.
- Niestety, prawdopodobnie nie. Założyliśmy z góry, że umarł po strzelaninie na stadionie. - Odparł Patrick.
- Ale nikt z nas nie był na pogrzebie... - Zakończył Anthony. - Ten skurwiel, ma się wyjątkowo dobrze.
- Nawet gdybyście byli, mógł wszystko tak ustawić, że nie połapalibyśmy się w życiu. On mnie zabije! Mnie, Evę, Alice i wszystkich, których wy kochacie! Nie rozumiecie?! Otwarcie naraziliście się jemu!
- Zajmiemy się tym, nikomu włos z głowy nie spadnie. Wliczając Patricka, to trzy rodziny przecw jednemu człowiekowi. - Mój mężczyzna, chciał mnie uspokoić.
- Luke, kurwa! Ja jestem w ciąży! Jak mam być spokojna?!
Oczy wszystkich, zrobiły się wielkie niczym spodki.
- Jak to w ciąży? - Zapytał, niedowierzając.
- No tak! Stał się cud. To było niemożliwe, ale jednak się stało.
- Od kiedy wiesz?
- Od pobytu na jachcie.
Podbiegł do mnie i chwycił w pasie, przytulając mocno.
- Udusisz mnie wariacie! - Śmiałam się przez łzy.
- Jestem, ja pierdole... jestem taki szczęśliwy! - Całował mnie, gdzie popadnie. Piszczałam szczęśliwa, że w końcu wie, chociaż okoliczności były słabe.
- Gratuluję stary! To najpiękniejsze, co może spotkać człowieka. - Przyszywany brat, poklepał go po plecach. - Tym bardziej, teraz musimy chronić nasze rodziny, za wszelką cenę.
- I tak będzie...
- Jaki macie plan?  - Musiałam przecież wiedzieć. Luke nie przestawał się cieszyć. Bałam się jego reakcji, a tu proszę...
- Po pierwsze musimy odnaleźć Alice. Eva potrzebuje matki, a ja swojej żony.
- Alice jest twoją żoną?! - Krzyknęliśmy jednocześnie. Patrick z wrażenia usiadł.
- Jest, jeszcze mało wiecie. To małżeństwo miało ją ochronić ale niestety ...
- A w ogóle chroniło? - Ciekawiło mnie.
- Do pewnego czasu tak.
- Obiecuję, że odnajdziemy Alice. Wróci do ciebie i do waszej rodziny. Skoro mówisz, że jest dobra, to właśnie taka jest. - Luke zawsze wiedział co powiedzieć.
- Dziękuję ci. Mogę wam coś poradzić, bracie ? - Anthony zdawał się być przybity i nie ma się co dziwić. Miał prawo być w rozsycpce.
- Zawsze.
- Ożeń się z Emmą i to jak naszybciej. Na okres ciąży, zapewni jej to bezpieczeństwo. Sami nie wiemy, co jeszcze się odjebie.
- Co ty na to kochanie? - Oczy Luke'a błyszczały.
- Chyba sobie jaja panowie robicie ? - Chichotałam. Nie powiem, pomysł przypadł mi do gustu.
- A więc ustalone. Będzie ślub. - Jaki chętny do ożenku, no no no.
- Pod jednym warunkiem. Chce by Anthony był na nim z Alice, najpierw ją znajdźcie, potem będziemy świętować. - Taki był mój warunek. - Możemy się tak umówić ?
- Zgoda. - Byli jednogłośni.

Wieczór minął spokojnie. Patrick uruchomił wszystkie swoje kontakty. Prywatni detektywi, wtyki w policji i inne. Siedział wpatrzony w ekran laptopa, bez przerwy stukając w klawiaturę. Luke pojechał do domu, zabrać killa niezbędnych rzeczy.  Anthony zaszył się w swojej sypialni z Evą. Kiedy zajrzałam do nich, około dwudziestej  drugiej, spali razem.
Ten widok chwycił mnie za serce. Przyjaciel Luke'a, leżał na plecach spokojnie oddychając. Mała spała wtulona w niego, unosząc się pod wpływem jego oddechu. Chciałam podejść po cichu i zaciągnąć zasłony, nie budząc żadnego z nich. Na palcach przystanęłam obok okna. Najpierw zajęłam się lewą stroną, a następnie prawą...

W pewnym momencie, myślałam, że mam urojenia! Zobaczyłam za szybą Alice! Stała wpatrując się w swoją rodzinę jak zahipnotyzowana.
Uchyliłam drzwi balkonowe, a ona odskoczyła przerażona.
- Proszę Cię, nic nikomu nie mów. Już sobie idę. Chciałam tylko sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
- Alice wejdź, wszyscy tu martwimy się o ciebie... oni za tobą tęsknią.. - popatrzyłam w kierunku łóżka.
- Nie mogę. On mnie zabije.
- Kto?
- Cooper.

Tylko Moja - Nigdy cię nie oddam ( ZAKOŃCZONE )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz