Nie pewna swego

8.1K 311 10
                                    

Mierząca na oko metr sześćdziesiąt pięć centymetrów kobieta uśmiechała się szeroko, stojąc w progu swojego domu. Czekała cierpliwie na nasze wyjście z samochodu. Ubrana w czarną spódnicę ołówkową i blado różową bluzkę z kołnierzykiem ozdobionym licznymi małymi perełkami, prezentowała się elegancko. Mama Luke'a była ciepłą i dobrą osobą, trzeba również dodać, że jak na swoje pięćdziesiąt cztery lata nad wyraz bardzo atrakcyjna. Powinna sobie ułożyć jeszcze życie, niczego jej nie brakowało. Wydawało mi się, że była samotna. Kiedy ostatni raz rozmawiałyśmy, opowiadała mi o  dzieciństwie Luke'a oraz targających nim emocjach po tragicznej śmierci ojca.

Z jej opowieści można wywnioskować, że był grzecznym dzieckiem i zawsze z podziwem spoglądał na ojca. Chciał być taki jak On. Posiadać szacunek swoich podwładnych, ale nie taki, który powstał na skutek strachu wzbudzanego wśród tych ludzi, lecz zdobyty ciężką pracą wśród nich.

Wracając do Luke'a.
Podziwiałam zaangażowanie tego faceta w moje życie. Z całą pewnością,  jeszcze chwilowo mój mąż, nigdy o mnie tak nie dbał. Z drugiej strony gdyby nie ten nieudacznik, nie poznalibyśmy się...

Kobieta w drzwiach pomachała ręką , zapraszając do środka.
-

Mama czeka, wrócimy do tej rozmowy dobrze?  - miałam nieodparte wrażenie, że powiedział to najczulej jak potrafił.
Skinęłam głową nie mając mu tego za złe. Nie oczekiwałam kwiatów i serduszek. Chciałam wyrzucić z siebie wszystkie emocje i pozbyć się tego nieustannie towarzyszącego mi bagażu emocji, nie oczekując niczego w zamian. Skinęłam głową w gescie zgody.
- Wrócimy - obiecuję - uśmiechnął się wysiadając z samochodu.
Karen przywitała nas z niepohamowaną radością. Najpierw serdecznie uściskała mnie, potem swojego syna.
- Jak dobrze Was znów widzieć! - pisnęła.
- Mamo wejdźmy lepiej do środka.
- Luke skarbie co się dzieje ? -była wyraźnie zamrtwiona.
- Wszystkiego się zaraz dowiesz...
- Cały dzień  jest taki tajemniczy - wypomniałam mu, puszczając znaczące oczko do Karen.
- Zawsze ciężko przychodziło mu uzewnętrznianie się - odpowiedziała z uśmiechem.

Luke zostawił nasze bagaże na piętrze w sypialni, a sam poszedł się odświeżyć po podróży w łazience. Poszłyśmy we dwie do kuchni, siadając przy wyspie, popijając czerwone wino z pięknej kryształowej karafki.
- Mmm... to wino może uzależnić, jest pyszne!
- Cieszę się, że Ci smakuje dziecko, sama robiłam- odpowiedziała dumnie.
- Cholernie mi smakuje i cholernie kopie - dolewałam sobie kolejną lampkę, czując przyjemne ciepło.
- Zapijasz stres Emmo?
- Można tak powiedzieć, zna Pani całą  historię, nie wiadomo jak to wszystko się zakończy.
- Nie myśl o zakończeniu. Cokolwiek się wydarzy mój syn zajmie się tym.
- Wiem i jestem mu za to wdzięczna.

Dopiłyśmy wino, Karen oprowadziła mnie po domu. Był niesamowity, niezwykle zadbany. Całość utrzymana w biało szarym marmurze, mnóstwo złotych akcentów i zielonych żywych roślin. Na ścianach widniały stare fotografie, przedstawiające młode lata rodziców Luke'a oraz szczęśliwe dzieciństwo jego samego. Dodatkowo zdjęcia szkolne i podyplomowe.
- Dom i ogród są przepiękne.
- Kiedyś było tu inaczej, Luke zaprojektował plan zmian a następnie je urzeczywistnił. Poprzedni wystrój przypominał nam o moim mężu. Czasem chce się zacząć dosłownie od nowa- nie kryła wzruszenia.
- Domyślam się jak ciężko Ci było, ja także straciłam rodziców z dnia na dzień w wypadku samochodowym. Przychodzą takie momenty, że zdajesz sobie sprawę, że już nic nie będzie jak dzień wcześniej.
- Jesteś młodą, piękną i inteligentną kobietą. Nie dziwi mnie, że mój syn jest Tobą zainteresowany.
- A jest? - nie ukrywałam zdziwienia.
- Jest bardziej niż się Tobie wydaje. Do tej pory, nie przyprowadził tu żadnej kobiety. Oczywiście, miewał przelotne romanse, o których czasem rozpisywała się prasa, nic szczególnie poważnego.
- Nie jestem kobietą dla Niego.
- Dlaczego?
- Nasze światy zbudowane są z zupełnie innej gliny.
- Emmo, nie pozwól by Twoje kompleksy zaślepiły Ci drogę do serca Luke'a, jesteś bliżej niż Ci się wydaje. Jestem jego matką, znam tego uparciucha i śmiem uważać, że się nie mylę.

- Mamo! Znów plotkujesz o mnie -  wszedł z uśmiechem do kuchni, podszedł do wyspy, nalał sobie wina i pocałował matkę w czoło.
- Jak się czujesz synu?
- Bywało lepiej - opróżnił pół lampki naraz, oj tak bywało lepiej - mamuś, zauważyłaś coś podejrzanego w ciągu ostatnich dni mojej nieobecności ?
- Mówisz o tych samochodach krążcych co noc i bacznie obserwujących nasz dom?
Nie mógł przetrawić tego na trzeźwo, dopiero teraz siedząc z nimi przy jednym stole uświadomiłam sobie jaki był poruszony całą sytuacją, dopił wino by nalać sobie i nam następną kolejkę.
- Mamo to Anthony nie spuszcza Cię z oczu.
- Och! - zabrakło jej słów.
- Spokojnie. Emma weźmie rozwód i będzie poza zasięgiem Damiana. Wyjedziecie obydwie na jakiś czas, a nasi ludzie będą Was pilnować daleko stąd. Wtedy zajmę się Camello.
- Nigdzie się nie wybieram Luke! - krzyknęłyśmy jednocześnie, z tym samym oburzeniem.
- Nie macie nic do gadania, to rozwiązanie tylko na jakiś czas.
- A co z Tobą? - zapytałam.
- Nic mi nie będzie Em. To musi się zakończyć byśmy wszysycy mogli wrócić do normalnego funkcjonowania, nie bojąc się za plecami psychopaty Damiana czy Anthonego.
- Anthony i jego nienawiść do tej rodziny stanowią istny fanatyzm - uznała Karen.

Wypił kolejną porcję wina. Wydawał się przytłoczony całą sytuacją, a ja czułam się jej winna.
- Może lepiej by było gdybym wyjechała i ukrywała się na własną rękę, nie wciągając w to więcej Waszej rodziny? - irytowałam się.
- Jasne. Przy najbliżej okazji Cię zastrzelą lub sprzedadzą do burdelu.
- No popatrz! Widać łączą Was takie transakcje - syknęłam.
- Przeginasz! - wkurwił się.
- Nie muszę tutaj, w ogóle być człowieku! Nie możesz mi mówić co mam robić, a już na pewno nie gdzie mam wyjeżdżać lub nie!
- Zgadzam się - wtrąciła się matka.
- Idę się położyć, przepraszam Cię Karen za mój wybuch.
- Nic się nie stało kochanie, wiesz już gdzie Wasz pokój, połóż się i odpocznij. Dokończymy jutro tę rozmowę.
- Dokończymy tę rozmowę dziś słoneczko! - wykrzyknął
Wstałam od stołu, podeszła do niego, uśmiechnęłam się słodko mówiąc cicho tak by tylko On usłyszał.
- Spierdalaj Luke.

Popieprzałam jak cholerny tchórz do pokoju. Mam tego dość! Chcę swoje dawne życie! Swojego kota i Tima! Pierdolona mafia i cała reszta. Wino pozbawiało mnie z każdą chwilą bardziej logicznego myślenia. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Ciepły strumień wody otulał moje ciało, uwielbiałam ten efekt oczyszczenia po całym ciężkim dniu.
Ku mojemu zaskoczeniu drzwi otworzyły się z hukiem. Odruchowo okryłam się dłońmi.
- Powiedziałam spierdalaj!
- A ja powiedziałem, że dokończymy rozmowę, którą rozpoczęłaś w aucie.
- Byłam zamroczona snem i tym wszystkim co się dzieje. Nie powinnam była tego mówić. Bądź tak miły i wyjdź!
- Bo co ? - stał pewny siebie, nie miał najmniejszego zamiaru, ruszyć się z miejsca.
- Gówno! Do widzenia! - pokazałam palcem na drzwi.

Naprawdę nie chciałam tego powiedzieć. Wkurzył się, wszedł w ubraniu za oszkolne drzwi i przywarł do mnie, miażdżąc własnym ciałem przy ścianie. To było tak dzikie i seksowne!
- Chciałaś powiedzieć, dzień dobry!
- Wiesz lepiej czego chce?
- Zaraz sprawię, że jedyne czego będziesz chciała, to fakt bym pieprzył Cię z każdą chwilą mocniej.

Tylko Moja - Nigdy cię nie oddam ( ZAKOŃCZONE )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz