Maraton cz. 2

1K 92 6
                                    

Co za dupek! Jak mógł nam nie powiedzieć? Poczułam jak cały alkohol wyparowuje z mojego organizmu. Byłam wściekła. Byliśmy jedną drużyną do cholery. Mógł coś wspomnieć, ale nie! Bo po co? Jezuuu... Cholerny egoista!

Postanowiłam wcielić w życie swój plan. Ruszyłam z powrotem do hali głównej. W niej zastałam Denvera.

- Przyprowadź tu wszystkich zakładników. Co do jednego! - krzyknęłam.

- Co...

- Nie zadawaj zbędnych pytań! Idź - warknęłam.

Chłopak kiwnął głową zdezorientowany i ruszył na górę. Usiadłam na jednym z krzeseł i patrzyłam tempo w okno za schodami. Zbliżał się wieczór, a z nim zachód słońca. Utkwiłam swój wzrok w zaróżowionym niebie. Był to najładniejszy odcień nieba według mnie. Moje myśli zaczęły powracać do chwil z ojcem, jednak nie mogłam na to pozwolić. Nie chciałam znów okazać słabości przed tymi ludźmi. Kilka godzin temu przysięgłam sobie, że tamta dziewczyna juz nie wróci.

Westchnęłam przeciągle i odchyliłam głowę patrząc na zdobiony sufit. Moją uwagę przykuł olbrzymi, ozdobny żylandor. Przypominał te za czasów świetności Francji w XVIII wieku. Od zawsze takie ozdoby robiły na mnie olbrzymie wrażenie. Gdy byłam mała wybrałam się z rodzicami na wycieczkę do Francji. Byliśmy w Wersalu. Tam o raz pierwszy zachwyciłam się ich widokiem. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w panującą ciszę. Wiedziałam, że źle potraktowałam Denvera kilka minut temu, ale emocje wzięły górę. Byłam też pewna, że chłopak będzie chciał o tym ze mną porozmawiać.

-  Siadać wszyscy pod ścianą - usłyszałam, więc otworzyłam oczy i spojrzałam na przerażonych zakładników.

Napotkałam na sobie czyjiś wzrok. Spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam Narobi i Berlina. Podeszłam w ich kierunku i skinęłam głową na powitanie.

- Jak się czujesz? - zapytał Berlin.

- A jak mam się czuć? Zdaje mi się, że niewłaściwa osoba zadała to pytanie, w dodatku skierowane do niewłaściwej osoby - wysyczałam.

- O chodzi? - zapytała brunetka patrząc na nas zdziwiona.

- Porozmawiamy po akcji - zwróciłam się do kobiety - a teraz czas na rozmowy indywidualne z naszymi perełkami.

- Czekałam na to - zaśmiała się Narobi.

- Słuchajcie! - krzyknęłam zwracając się do zakładników - każdy z was pojedynczo przyjdzie pomieszczenie do którego zaprowadzi was Helsinki, Rio i Denver. Chłopaki zaczynamy!
Monica Gazdambide za mną.

Poczekałam aż dziewczyna przyjdzie i razem udałyśmy się po schodach na górę. W tle słyszałam jak Berlin i Narobi wzywają do sobie innych szczęśliwców.

Mniej więcej w połowie schodów zakręciło mi się w głowie. Złapałam się mocno poręczy i przystanęłam na moment. Poczułam jak na moich plecach ląduje ciepła dłoń blondynki. Uśmiechnęłam się leciutko w jej stronę i powoli podniosłam głowę do góry. Obraz przed moimi oczami zaczynał nabierać kształtów. Odczekałam jeszcze moment i ruszyłam przed siebie mocno trzymając się poręczy.

- Londyn wszystko w porządku? - zapytała Monica.

- Jasne, nic mi nie jest - powiedziałam nie patrząc na nią.

Szłam przed siebie, aż skończyły się schody. W dalszym ciągu kręciło mi się w głowie a barierka się skończyła. Skręciłam w prawo i przysunęłam się najbliżej ściany jak się tylko dało. Jedna ręką trzymałam się kurczowo ściany a drugą ogarnęłam włosy z czoła. Poczułam jak moje nogi z każdym krokiem się buntują. Modliłam się aby jak najszybciej znaleźć się za biurkiem i odpocząć. Nie miałam pojęcia z kąt się pojawiło u mnie takie złe samopoczucie.

Miałyśmy kolejne drzwi i korytarze, aż doszłyśmy do długo wyczekiwanych przeze mnie dębowych drzwi. Złapałam za zdobioną klamkę i nacisnęłam ją wchodząc do środka. Swoje kroki skierowałam w stronę kanapy i rzuciłam się na nią.

- Siadaj - mruknęłam.

Dziewiątka *La casa de Papel*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz