2

3K 138 23
                                    

Obudził mnie cichutki szept. W mojej głowie słyszałam tylko trzy słowa Pora wstać Londyn. W kółko te jedno zdanie. Bardzo powoli i z trudem podniosłam swoje powieki, które wydawały się w tym momencie bardzo ciężkie. Zamrugałam kilkakrotnie aby przyzwyczaić oczy do panującego w pomieszczeniu oświetlenia. Pierwsze co zobaczyłam to wielkie, brązowe jak mniemam dębowe drzwi, które były szeroko otwarte a w nich stał Rio, Moskwa i  Tokio. Dopiero po chwili zauważyłam klęczącego przy mnie Denvera, a nad nim Berlina z niesmaczoną miną. Młodszy z mężczyzn uśmiechnął się do mnie gdy zobaczył że się obudziłam, zaś Berlin wyszedł z gabinetu mamrocząc coś pod nosem. Z nie zrozumieniem spojrzałam na resztę która tylko uśmiechając się wyszła na korytarz zamykając drzwi za sobą. Zostałam sama z Denverem, spojrzałam na chłopaka wyczerpująco.
- Co jest między tobą i Berlinem? - zapytał.
- Nic - mruknąłam.
- Londyn, od wczoraj jest inny, nie odzywa się do nikogo i jest bardziej nieznośny niż dotychczas. Zrób coś bo zwariuje przy nim - powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Eh, teraz już nic - odparłam.
- Kontynuuj - powiedział.
- Powiedział mi że nie mam prawa ingerować w jego życie i wybory, wiec jasno dał mi do zrozumienia że nic dla niego nie znaczę i nie liczy się z moim zdaniem - powiedziałam na jednym wydechu.
- Ohh, napewno nie miał tego na myśli. Słonko rozchmurz się, jak stąd wyjdziemy będziesz miała kupę forsy i kupisz sobie drugiego, lepszego - odparł uśmiechając się delikatnie.
- Ale ja kocham tego - szepnęłam.
- Coś na to poradzimy malutka - szepnął i wstał z podłogi.

Podszedł do drzwi i uśmiechając się wyszedł informując mnie wcześniej że jestem potrzebna na dole. Usiadłam na kanapie i wpatrywałam się w podłogę. Zaczęłam myśleć nad tym co powiedział Denver, żeby zmienić Berlina na innego. W głowie ciągle zadawałam sobie jedno pytanie Czy tego właśnie chciałam? Nie byłam pewna swoich uczuć, moje myśli zmieniały się co parę sekund. Raz nie wyobrażałam sobie życie bez niego u mojego boju, a za moment miałam chęć rozszarpać go na kawałki i zakopać w lesie. Mimo wszystko w obu tych przypadkach kochałam go. Uwielbiam gdy uśmiechał się do mnie przypadkiem, spoglądał na mnie kątem oka, dotykał, a nawet gdy siedzieliśmy w ciszy ciesząc się swoim towarzystwem. Wiedziałam że nic ani nikt nie zwróci mi tamtych chwil, dlatego lubiłam wracać do nich myślami, by nie zapomnieć żadnego szczegółu.

Wstałam z kanapy i pomaszerowałam na dół w duchu przeklinałam Denvera, który mnie obudził. Gdy znalazłam się już na parterze, zauważyłam, że zakładnicy siedzieli pod ścianami w dwóch długich rzędach. Moją szczególną uwagę zwróciła młoda kobieta, na oko przed 30, która miała piękne blond loki. Obok niej siedział mężczyzna, który natrętnie się do niej przystawiał. Postanowiłam tam podejść i wyjaśnić z nim parę spraw. Gdy ustałam nad wymienioną wyżej dwójką spojrzałam z gniewem na mężczyznę.
- Jak się nazywasz? - zapytałam.
- J.. j.. ja? - zająkał się.
- Nie twoja babka - mruknęłam.
- Arturo - odparł.
- Nazwisko - warknąłam.
- Romano, Arturo Romano - powiedział wystraszony.
- Wiec Arturo. Czy nie słyszysz że dama nie odpowiada na twoje zaloty?  Nie zauważasz że wyraźnie czuje do ciebie obrzydzenie i nie ma ochoty na jaki kolwiek kontakt z tobą? Gdy kobieta mówi nie to znaczy nie, proste. Radzę zostawić ją w spokoju - warknąłam.
- Kim ty jesteś żeby mi grozić?
- Arturito, kochany to jest Londyn. Moja prawa ręka, obrażasz ją masz na pieńku z nami wszystkimi. Odnoś się do niej z szacunkiem i pełną kulturą osobistą - usłyszałam za sobą oschły głos Berlina.
Szczerze mówiąc zdziwiło mnie to, że ustał w mojej obronie przed tym człowiekiem. Myślałam, że jestem mu obojętna. Jednak gdy spojrzałam prosto w jego oczy wiedziałam, że to jeszcze nie koniec.

Odwróciłam się z zamiarem podejścia do schodów, lecz poczułam nagłe szarpnięcie. Wszystko działo się bardzo szybko. Arturo wyjął z mojej kieszeni broń i łapiąc mnie jedną ręką w pasie przyłożył do głowy naładowany pistolet. Nikt się tego nie spodziewał. Berlin odrazu wyjął swoją broń celując w  mężczyznę który mnie zaatakował. W całej sali słychać było przerażone krzyki pozostałych zakładników.

Przepraszam, że dziś taki krótki, jutro będzie dłuższy.

Dziewiątka *La casa de Papel*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz