~5~

1.2K 146 24
                                    

Siedząc w autobusie, nerwowo bawił się komórką. Podziwiał światło odbijające się od potłuczonego ekranu. Westchnął ciężko i włączył urządzenie. Hajime musiał przyznać, że dręczące go wątpliwości nie dawały mu spokoju. Wszedł jednak w kontakty, a jego palec zawisł nad wybranym numerem. Odetchnął głęboko i wyłączył telefon.

Ile dni minęło od pierwszej sesji? Trzy? Cztery? Może nawet cały tydzień? Wszystkie biegły tym samym rytmem, niepostrzeżenie zlewając się w jeden dziwny, niespokojny okres. Przez cały ten czas zachowywał się niczym człowiek chory, bezmyślnie snując się po mieszkaniu lub po okolicy. Jego wrodzona empatia nie pozwalała mu przejść do porządku dziennego nad osobą Oikawy. Udręczenie widoczne sylwetce chłopaka udzieliło się też Iwaizumiemu. Jego ojciec zawsze powtarzał, że cierpienie jest zaraźliwe. Może dlatego tak rzadko bywał w szpitalu, gdy Hajime potrzebował go najbardziej.

Spojrzał za okno, z melancholią obserwując mijane budynki. Tyle ludzi. Tyle historii. Tyle piękna i brzydoty, tańczących w nieśmiertelnym układzie. Tyle połamanych słów, wirujących na wietrze. Iwaizumi zawsze starał się dotrzymywać obietnic, próbując nadążyć czynami za swoimi wypowiedziami. A teraz parzył na ten żałosny ekran, zmuszając się do złamania obietnicy.

To nie może wyjść poza studio, jasne?

Głos Oikawy zdawał się brzęczeć tuż koło jego ucha. Odgonił go dłonią niczym natrętną muchę. Jeszcze raz spojrzał za okno i mocno zacisnął aparat, a jego kanciaste brzegi wpiły mu się w dłoń. Nie powinien tego robić. Chciał dotrzymać złożonej obietnicy, pozostać wierny narzuconym warunkom. Czuł jednak, że sam nie poradzi sobie z tą całą sytuacją. Życie nałożyło na niego zbyt wiele, by teraz mógł obyć się bez pomocy. Poza tym teoretycznie dotrzymywał słowa. Dzwoniąc do tatuażysty, nie opowiadał o zakładzie nikomu spoza studia. Szybko, by nie pozwolić powrócić wątpliwościom, wybrał odpowiedni numer. W końcu robił to dla Oikawy. Mógł zaryzykować  gniew w imię jego zdrowia psychicznego.

– Halo? Słuchaj, możemy się jak najszybciej spotkać? Potrzebuję twojej pomocy. To nie sprawa na telefon – zamilkł na chwilę, słuchając odpowiedzi. – To spotkamy się na miejscu.

Rozłączył się, ignorując ból narastający w klatce piersiowej.

– Przepraszam – szepnął cicho. – Nie dałeś mi wyboru.

*

Park przywitał go kojącym szumem liści, w których baraszkował wiatr. Wolnym krokiem zaczął przemierzać ścieżkę, starając się ignorować narastające wyrzuty sumienia. Próbował nie żałować powziętej decyzji i rozkoszować się chrzęszczeniem żwiru pod jego stopami. Poczucie winy jednak za każdym razem wracało. Wydawało się Hajime coraz bardziej bolesne i przenikliwe.

Dotarł na umówione miejsce. Zawsze dziwiło go, że Kuroo najbardziej lubi rysować w takim hałasie. Na szum fontanny nakładały się krzyki dzieci i spokojne rozmowy ich rodziców. Na deptaku niemalże zawsze przebywała choć jedna osoba, a na otaczających polankę ławkach nigdy nie było pusto. Iwaizumi nie rozumiał, co tak pociągającego może być w tym rozgardiaszu i nieustannym chaosie. On preferował ciszę i samotność, ograniczane przez napierające wokół chłopaka ściany.

A jednak Tetsurou znajdował się na jednej z ławek, szybkim, precyzyjnymi ruchami kreśląc kolejne szkice. Iwaizumi obserwował w milczeniu proces twórczy kolegi, poniekąd zazdroszcząc mu łatwości, z jaką stawiał kolejne linie. Podszedł do niego i chrząknięciem wybił z artystycznego transu.

– O, he... – uśmiech znikł z twarzy bruneta niczym zdmuchnięty, gdy tylko ten skierował spojrzenie na oblicze Hajime. – Cholera, faktycznie sprawa musi być poważna.

Tusz i kawa [Iwaoi]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz