Nieustanne pikanie aparatury ciągle wybijało go z rozmyślań, wprawiając w irytację. Być może jednak powinien czuć wdzięczność w stosunku denerwującego dźwięku, że nie dopuszczał do niego przykrych rozmyślań. Być może powinien go błagać, by nigdy nie ucichł.
– Jesteś pewna, że chcesz, bym został? – zagadnął Iwaizumi leżącą na szpitalnym łóżku kobietę. – Wyglądasz na zmęczoną.
– Za każdym razem ci powtarzam, że mi twoja obecność nie przeszkadza.
– A ja za każdym razem nie jestem przekonany.
– Cóż, oboje doskonale wiemy, po kim odziedziczyłeś upartość – uśmiechnęła się nieznacznie. – Ładne kwiaty przyniosłeś. Wnoszą trochę życia do tej kostnicy.
– Mamo!
– No co? Musisz przyznać, że ponuro tu jak w grobie. Powiedz lepiej jak w pracy.
– Całkiem normalnie – Hajime wzruszył ramionami.
– Nic się nie dzieje?
– Nic specjalnego. Ot, codzienne sprawy.
Miał wrażenie, że od poprzedniej wizyty jej cera stała się jeszcze bledsza. Choroba namalowała ciemne kręgi pod jej oczami, a czas wplótł siwiznę w jej czarne włosy. Migdałowe oczy jednak wciąż spoglądały na niego z tą samą werwą, z której czerpał siłę przez tyle lat, a którą niektórzy przypisywali również jemu.
– Możesz mi wyjaśnić jedną rzecz?
– Jasne, o co chodzi?
– Jakim cudem pomazałeś się długopisem na szyi?
Uśmiechnął się delikatnie i potarł wskazane miejsce.
– A, to. Wypełniałem faktury i się zamyśliłem.
Kobieta roześmiała się bezgłośnie.
– Mogłam się tego spodziewać. Pamiętam, jak kiedyś przez kilka dni chodziłeś z plamą fioletowej farby na skroni i się nie zorientowałeś. Dopiero gdy ojciec spytał cię, kto cię uderzył, ją zauważyłeś. Zresztą dłonie też zawsze masz ubrudzone wkładem.
– Taki nawyk – chłopak również się szeroko uśmiechnął, wspominając prostsze czasy.
– A co z tą pracą, o której mi opowiadałeś? Tą o postaci w deszczu? Wydawałeś się nią niezwykle podekscytowany. O, lub tą z dłońmi?
– Obie są na etapie szkicu. Jakoś nie mam na nie pomysłu, nie czuję ich.
Bał się jej wyznać, od jak dawna nie usiadł do żadnego ze swoich rysunków. Zawsze niesamowicie wspierała go w realizacji jego pasji i pchała w kierunku majaczących w oddali marzeń. Nie chciał przyznać, że w tym momencie marnuje jej wysiłek. Lękał się, że w pewnym momencie spyta, czemu nie przynosi mu nowych prac i nie opowiada o kolejnych projektach. Musiałby wtedy przyznać się do porażki i do tego bolesnego wypalenia. Jednocześnie pragnął wykrzyczeć swoje obawy. Opowiedzieć o twórczej posusze, streścić historię Oikawy, wyznać, jak bardzo się o nią martwi oraz jak to wszystko go wykańcza. Powstrzymywało go jedynie wrażenie, że teraz już powinien radzić sobie z tym sam. Skończyły się lata dziecinnej beztroski i błogiej nieświadomości. W tym momencie zrobiłby wszystko, by nie stać się czyimś zmartwieniem.
– Jestem po prostu zmęczony – ze wszystkich żali wybrał najwygodniejszą półprawdę.
– Eh, kochanie... Zawsze zapominasz o odpoczynku.
– I kto to mówi – burknął Iwaizumi.
– A może to ktoś ci spędza sen z powiek? Jakiś chłopak?
CZYTASZ
Tusz i kawa [Iwaoi]
FanfictionOikawa chciał tylko tatuaż. Iwazumi pragnął jedynie spokoju. Obaj musieli wiele zapłacić za swoje życzenia. To jeden wielki angst z lekkimi przebłyskami fluffu, nie liczcie na nic innego. Można czytać bez znajomości anime. Praca bierze udział w ko...