~15~

878 102 51
                                    

Tygodnie przeciekały Kuroo przez palce i nim się obejrzał, stał już w ustalonym miejscu spotkania, oczekując na Kenmę. W barze było jedynie kilka osób, lecz Tetsurou czuł się, jakby wzrok ich wszystkich skupiał się na jego osobie. Onieśmieliło go to, choć przecież nigdy nie należał do osób nieśmiałych. Skinieniem głowy podziękował barmanowi za zamówionego drinka i z trudem powstrzymał się od machinalnego odchylenia się na stołku. Nawyk ten tkwił w nim już od lat nastoletnich i skutkował wieloma najróżniejszymi urazami, w tym nawet jednym złamaniem. Chciałby powiedzieć, że już wyrósł z bujania się na krześle, jednak w niektórych momentach nie mógł się powstrzymać przetestowania własnego poczucia równowagi. Nie tym razem. Ewentualny upadek stanowił ostatnią rzecz, jakiej potrzebował.

Właściwie nie był pewien, czemu zaproponował spotkanie ani czemu Kozume na nie przystał. Chciałby wierzyć, że może uda się im załapać choć namiastkę dawnego kontaktu, jednak podskórnie czuł, że nic z tego nie wyjdzie. Co zostało zakończone, nie powinno być odnawiane. Problem leżał właśnie w tym zakończeniu. Rozstali się w gniewie i w licznych niedopowiedzeniach, których wina leżała w większości po stronie Kuroo. Pragnął zakończyć całość w sposób właściwy, jakby ponowić rytuał, który na stałe wyrzuci blondyna z jego myśli. Jednocześnie wolałby utrzymać kontakt z chłopakiem, spróbować odbudować ich relacje, jeśli nie w kontekście romantycznym, to chociaż ocalić pierwotną przyjaźń. A może kierował nim wyłącznie sentyment do złotych oczu? Sam nie potrafił jasno rozdzielić dawnych uczuć od swojego obecnego stanu.

To spotkanie nie było jednak najlepszym pomysłem.

Zbytnio gubił się we własnych myślach, by streścić je Kozume i dojść wspólnie do logicznego wniosku.

Pozornie spokojnym ruchem wstał z siedzenia i skierował się w stronę wyjścia. W myślach wciąż toczył ze sobą zażartą dysputę. Zanim zdążył choćby zaczerpnąć świeżego powietrza, czyjaś twarz uderzyła w jego klatkę piersiową. Cofnął się kilka kroków, raczej z powodu szoku niż utraty równowagi.

– I jak tu nie wierzyć w przeznaczenie – mruknął cicho Tetsurou.

– Zwykłe cześć też by wystarczyło – odparł Kenma trudnym do zidentyfikowania tonem.

Usiedli przy stoliku zajmowanym wcześniej przez Kuroo. Brunet wciąż nie potrafił uwierzyć własnym oczom. Oto przed nim znajdował się Kozume, nie niewyraźna mara ze wspomnień, lecz chłopak z krwi i kości. Z trudem powstrzymał się przed dotknięciem kosmyka jego włosów. Ciekawiło go, czy wciąż są tak miękkie jak przed laty. Uważniejsza obserwacja jednak obaliła tę teorię. Włosy młodszego chłopaka wydawały się zniszczone przez farbę.

– Nie zrezygnowałeś z farbowania, co? Choć muszę przyznać, niezły kolor wybrałeś.

Kozume nawinął jasnoróżowe pasmo na palec i uśmiechnął się pod nosem. Tesurou wciąż dziwił spokój w jego głosie i opanowanie goszczące na obliczu. Czyż nie powinien być rozgniewany bądź chociaż zniechęcony? Gdzie podziało się zaskoczenie, niezręczność czy ciekawość? Przywykł do czytania z przyjaciela niczym z otwartej książki, a teraz złote oczy skrzętnie ukrywały przed nim swoje tajemnice. Kenma zawsze dobrze sobie radził z ukrywaniem emocji, lecz Kuroo szczycił się, że potrafi przejrzeć jego pokerową twarz. Cóż, te czasy już minęły.

– Jakoś tak wyszło – odparł wreszcie.

Nie tylko włosy chłopaka uległy pewnej zmianie. Jego twarz wydoroślała, a rysy nabrały pewnej ostrości, które jednak nie zniwelowały jej delikatnego uroku. W uszach połyskiwały kolczyki. Kenma był również nieco wyższy i lepiej zbudowany niż we wspomnieniach Tetsurou. Zmiany ominęły jedynie błyszczące inteligencją, złote oczy. Bruneta uderzyła nagła tęsknota za czasami, gdy wypełniało je oddanie i naiwna, młodzieńcza miłość.

Tusz i kawa [Iwaoi]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz