7 - Rozbieraj się!

4.7K 161 113
                                    

- Siema łosiu. - krzyczy Adrian, który właśnie wchodzi uśmiechnięty do mojego gabinetu, aby po chwili rozsiąść się na fotelu. Adrian ma wielkiego banana na twarzy i jak zwykle wygląda nieziemsko. Włosy blondyna są w standardowym nieładzie, a zielone oczy świecą tajemniczym błyskiem.

- Cześć. Co cię do mnie sprowadza? - pytam, zakładając ręce na biurku i patrząc na niego w zaciekawieniu.

Dzisiaj jest poniedziałek i za godzinę zakończy się czas mojej pracy. Dzisiejszego dnia, ku mojemu zadowoleniu nie minęłam się ani razu z Mike'm. Zadawałam sobie sprawę, że nasze spotkanie nie należałoby w żadnym stopniu do niekrępujących i pragnęłam tego uniknąć za wszelką cenę. No i jak do tej pory mi się to udawało. Wczoraj, gdy wyszłam z łazienki po potwornej rozmowie z Beatrice, w mieszkaniu nie było już mężczyzn ani Daphne. Oczywiście opowiedziałam Deborah o całym zdarzeniu w kuchni i telefonie od matki Mike'a. Hall bardzo mocno wyrażała swój bulwers i nie starała się nawet ukryć go przy małej, która wszystkiemu się przysłuchiwała. Gdy Debbie wreszcie się uspokoiła postanowiłyśmy, że zrobimy sobie dzień filmowy i tak też się stało.

- Dzisiaj, ja i Jennifer robimy domówkę i razem z Deb jesteście zaproszone. Oczywiście możecie wziąć osoby towarzyszące, ale lepiej, aby Charlotte została u rodziców Deborah. Nie przyjmuję również odmowy, a z racji, że będzie niezła libacja wszyscy bierzemy jutro wolne. Także zmykaj do Richard'a i bierz należny ci czas wolny. - oznajmił Long, opierając się wygodnie o oparcie krzesła. Patrzyłam na niego w szoku i zacięciem widocznym na twarzy. Nie miałam ochoty na imprezę ani wszelaki alkohol. Lecz wiedziałam, że od dłuższego czasu obiecałam Pani Long, iż się spotkamy, a jak na razie nie dotrzymałam mojego lichego słowa.

- Wątpię, że Richard da mi wolne. - oznajmiam smutno, ale właśnie taka była prawda. Od paru nocy nie było mnie w domu i bałam się, co się stanie, gdy się tylko spotkamy. Dlatego nie chciałam z nim spotkania, tak samo jak z Bennett'em.

- Nie zapominaj, że Michael to także nasz szef. Bynajmniej Richard traktuje go, jako swojego wspólnika. - powiedział, a ja spojrzałam na niego z lekkim przerażeniem. Z tej dwójki, w tym momencie wolałam spotkanie z Richard'em niż z Bennett'em, na którego widok od razu miękły mi nogi. A wszystko jeszcze bardziej pogorszyło się po ostatnim pocałunku.

- Idę do Shaw'a. - ogłosiłam, wstając z krzesła i kierując się ku wyjściu z gabinetu. Otrzepałam swoje jeans'y i pomarańczowo-biały sweterek z niewidzialnego kurzu i unoszę wzrok, gdy zatrzymuję się przed drzwiami od pomieszczenia Shaw'a. Zapukałam w powierzchnię i po usłyszeniu pozwolenia, weszłam do istnego piekła.

- O nareszcie widzę moją dziewczynę. - powiedział zadowolony Richard, który oparł się wygodnie o oparcie swojego wielkiego fotela i zjechał po mnie swoim obrzydliwym wzrokiem.

- Nie jestem twoją dziewczyną, Shaw. - odważyłam się powiedzieć z groźnym wzrokiem i zaciętą miną. Jedyne co pragnęłam w tym momencie, to zdobyć te wolne i jak najszybciej zniknąć z pieczary. Bałam się go cholernie, a świadczyło o tym bijące z zabijającą prędkością serce.

- Ależ Em, jesteś nią, czy tego chcesz, czy też nie. A teraz masz za zadanie zaopiekować się swoim partnerem, który jest cholernie na ciebie napalony. - powiedział, oblizując obleśnie wargi, a ja na sam widok wzdrygnęłam się z obrzydzenia. Patrzyłam na niego w szoku, jak z każdym krokiem był coraz bliżej mojej bezbronnej osoby. - Na co czekasz? Rozbieraj się! - krzyknął, łapiąc boleśnie za moje ramię, na co automatycznie w moich czekoladowych oczach stanęły słone łzy. Byłam kompletnie przerażona i próbowałam na wszelki sposób wyrwać się z jego paskudnych ramion, które szarpały za moje ciało. Czułam się jak szmaciana lalka, którą poniewierano. Nagle Richard szarpnął za mój sweter i zostałam w samym czarnym podkoszulku na ramiączka. - Mmm, jak zwykle gotowa. - wymruczał Rich, zaczynając całować moją szyję, a ja na każdy sposób próbowałam się mu wyrwać. Biłam go po klatce piersiowej i nawet chyba parę razy dostał po twarzy, ale to wszystko było na nic. Nagle Shaw się ode mnie odsunął, aby chwilę później uderzyć mnie z całej siły w policzek, który już po momencie zaczął niebywale piec. - Bądź grzeczna suko, bo inaczej oberwie się twojej kochanej córeczce. - powiedział, a z moich oczu raptownie poleciały łzy, które tworzyły sobie ścieżki na moich policzkach.

ZAWALCZ o nasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz