9 - Mike?

4.5K 160 172
                                    


POV. MIKE

Czułem coraz większy strach i nachodziły mnie ogromne wątpliwości. Wiedziałam, że nie powinienem puszczać jej samej, a mimo wszystko, to zrobiłem. Czułem strach, który nasilał się coraz bardziej, gdy Charlotte pytała, gdzie jest jej mama. Za każdym razem odpowiadałem, że zaraz wróci, ale ta chwila nadal nie nadchodziła. 

- Lotte, zaraz wracam. - powiedziałem do małej, która zasypiała na tylnym siedzeniu. Uśmiechnęła się delikatnie i zamknęła swoje czarne oczka. Na nogach jak z waty wyszedłem z auta. Zamknąłem drzwi, a następnie samochód i ruszyłem w kierunku wejścia budynku. Moje serce pompowało krew z zawrotną prędkością, a głowa chciała wybuchnąć od dużego ciśnienia. Coraz szybciej zacząłem kierować się do budynku. Biegłem wręcz, jak jakiś maratończyk. Chciałem jak najszybciej mieć przy sobie Emi i wiedzieć że nic jej nie grozi. Nadal zależało mi na niej bardzo i ciągle ją kochałem. W sumie nie potrafiłem i nigdy nie będę umiał, zmienić uczucia względem mulatki. Czułem w kościach i wiedziałem, że stało się coś złego. Niedobrego na taką skalę, że nie wiedziałem, czy wybaczę sobie, że puściłam ją tam samą. Nie pojmowałem tego, czy w momencie wyjścia Emi samochodu mój rozum był na miejscu. Nikt przy zdrowych zmysłach, nie puściłby jej samej do tego cwela. Czułem się okropnie i z każdą chwilą, to czucie się potęgowało. Jechałem windą na odpowiednie piętro, a po moim kręgosłupie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Czułem, jak śmierć śmiała mi się prosto w twarz. Wyśmiewała mnie i w sumie na to zasługiwałem. Czułem się jak śmieć mimo że jeszcze niczego złego nie zobaczyłem. Byłem totalnie przerażony, a moje dłonie trzęsły się, jakbym miał Parkinsona. A wcale tak przecież nie było. Westchnąłem głęboko i z prędkością światła, wybiegłem w windy. Podszedłem do drzwi, za którymi w tym momencie mogło znajdować się piekło. Piekło, na którego samą myśl czułem cholerny strach i złość. Nacisnąłem na klamkę od drzwi, licząc, że będą otwarte i o dziwo tak też było. Wewnątrz było bardzo cicho, jakby nie znajdowała się tu żadna żywa dusza. Niepewnie wszedłem dalej, czekając na niespodziewany atak, który o dziwo nie nastąpił. Powoli wkroczyłem do salonu, aby po chwili zatrzymać się w miejscu. Urywany oddech wydobywał się z mojej piersi, a pięści zaciskały się, jakby miały zaraz w coś uderzyć. 

- Boże Emi. Nie, nie, nie. - krzyczałem, podbiegając do niej i biorąc jej twarz w dłonie. Była cholernie blada, a jej ręka ułożona pod dziwnym kątem. Miałem ochotę płakać i wyklinać wszystkich, nawet samego Boga. Leżała na podłodze, a z jej głowy ciekła krew. Lecz na szczęście oddychała. Rozejrzałem się po wnętrzu i zdałem sobie sprawę, że Shaw uciekł. Zwiał jak ostatni tchórz i frajer. Miałem ochotę zabić go własnymi rękoma, niezależnie od konsekwencji, jakie mogły mnie po tym czynie czekać. Jak w amoku wyjąłem telefon i zadzwoniłem na pogotowie, które pojawiło się chwile później. Do czasu przyjazdu sanitariuszy, cały czas trzymałem Emi w swoich objęciach. Prawie płakałem z bezsilności, ale gdzieś w głębi widziałem, że muszę być silny. Pamiętam jak sanitariusze na siłę odciągnęli mnie od Emi, której za nic nie chciałem puścić. Pragnąłem być przy niej i upewnić się, że wszystko będzie dobrze. Lecz w porę się ocknąłem i przypomniało mi się, że Lotte jest sama w samochodzie. Tego dnia postępowałem po całości źle. Emily puściłem samą do tego psychola, a małe dziecko zostawiłem samo w aucie. Chociaż małą zapewne spała, jak zabita i miała gdzieś to, gdzie teraz znajdowałem się ja i jej mama. Gdy wróciłem do samochodu wcale się nie myliłem, bo Lotte smacznie spała w swoim foteliku. Jechałem do szpitala, łamiąc wszystkie zasady jakie na niej panowały. Nie liczyło się dosłownie nic, tylko ona. Chciałem ją zobaczyć i upewnić się, że przeżyła, tak jak zapewniali mnie sanitariusze. Gdy tylko zatrzymałem się przed szpitalem, obudziłem Char, która ciskała we mnie piorunami i marudziła. Z małą na rękach, wszedłem do szpitala, w którym na samym początku uderzyły we mnie zapachy potwornych chemikaliów. Na co zmarszczyłem zdegustowany nos i podszedłem do recepcji, za którą siedziała starsza kobieta. Wyglądała na miła i miałem szczerą nadzieję, że taka też była. 

ZAWALCZ o nasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz