Harry i Louis dorastali razem w niewielkiej wiosce położonej na południu kraju, obaj byli sierotami, z taką różnicą, że rodzice Harry'ego szybko zmarli, a Louis został porzucony. Wychowywała ich pewna starsza kobieta, która traktowała ich jak własnych synów. Pomimo tego, że staruszka nie miała zbyt wielu pieniędzy to była w stanie zapewnić swoim przybranym dzieciom (których było o wiele więcej, gdyż aż sześcioro) pożywienie i ubiór. Niestety sielanka spokojnego wiejskiego życia nie trwała długo, bowiem na wioskę napadli pewnego dnia barbarzyńcy, którzy zgrabili wszystkie chaty, a w miarę młodych i zdrowych ludzi wzięli do niewoli, aby potem sprzedać ich na targu. Lous i Harry mieli wtedy zaledwie po jedenaście lat. Z ich dwójki to Harry był tym "dorosłym", to on pełnił rolę tego spokojnego i opanowanego, nawet jeśli w duszy był tak samo (o ile nie bardziej) zagubiony co jego przybrany brat.
- Wszystko będzie dobrze Louis - powiedział do o wiele niższego chłopaka czule się to niego tulącego.
- A co jeśli nie? Co jeśli nas zabiją? - spytał szeptem łamiącym się głosem.
- Zaufaj mi, że im na to nie pozwolę - odparł i pocałował szatyna w czubek jego noska.- Obronię cię, obiecuję.
Na twarzy Louisa od razu pojawił się blogi uśmiech. Kochał Harry'ego za to, że ten zawsze potrafił poprawić mu humor i podnieść go na duchu. Ile by dał, żeby móc się odwdzięczyć tym samym, niestety nie nadawał się do tego; nie był ani wystarczająco silny, ani przekonywujący, po prostu nie potrafił pocieszać, ale Harry'emu to nie przeszkadzało, podobało mu się to, że może być dla Louisa swego rodzaju rycerzem i traktować go jak swoją księżniczkę, tak zdaniem bruneta to było naprawdę uroczę.
Kiedy trafili na miejsce szybko zostali rozdzieleni, mimo to obiecali sobie, że się niebawem odnajdą, ale Harry wręczył Louisowi najcenniejszą dla siebie rzecz - metalowy łańcuszek z krzyżykiem, który został mu po jego rodzicach.
***
- Przepraszam Louis, zawiodłem cię - wyszeptał przyjaciel szatyna umierając w jego ramionach, po tym jak dosłownie chwilę wcześniej został poważnie ranny w trakcie bitwy z rycerzem wrogiej armii.
- Obiecuję, że cię pomszczę - wymamrotał cicho szatyn i przymknął oczy rudowłosego młodzieńca.
Dobył miecza, po czym z furią w błękitnych oczach rzucił się na rycerza w czarnej zbroi, który o dziwo z trudem uniknął ciosu, na pewno pomogło mu to, że Louis zaatakował go pod wpływem emocji i nie miał żadnego planu, po prostu atakował ma ślepo. Rycerz szybko powalił przeciwnika na ziemię i już miał go pozbawić życia, kiedy ujrzał na szyi młodzieńca coś dziwnie znajomego. Nachylił się i zerwał z jego szyi srebrny łańcuszek .
- Jeśli chcesz mnie zabić to droga wolna, ale oddaj to co mi zabrałeś! - krzyknął Louis.
- Skąd to masz i dlaczego ci tak na tym zależy?
- To nie powinno cię interesować.
- W takim razie ci tego nie oddam.
Szatyn poczuł jeszcze większy gniew. Kim był ten ktoś, że śmiał go traktować w ten sposób. Jedno było pewne - kimkolwiek był na pewno nie miał honoru. Louis wyciągnął z pochwy przy swoim pasku sztylet i podniósł się z ziemi, po czym wbił mu sztylet w klatkę piersiową. Rycerz upadł na kolana wypuszczając łańcuszek z rąk. Szatyn ostrożnie podniósł pamiątkę po swoim przyjacielu. Mimo to, że odzyskał ceną dla ciebie rzecz i pomścił smierć przyjaciela, to nie czuł się usatysfakcjonowany. Zadawał sobie pytanie, dlaczego jego łańcuszek przykuł uwagę jakiegoś pierwszego lepszego wroga i dlaczego zapytał go skąd go ma?
Szatyn poczuł dziwny uścisk w sercu i przykucnął naprzeciw wciąż żywego, aczkolwiek powoli umierającego przeciwnika i zdjął z jego głowy hełm.- Harry? - zapytał czując jak łzy napływają do jego policzków.
Niestety brunet nie był w stanie odpowiedzieć, ale Louis i tak poznał, że to on.
- Tak bardzo cię przepraszam...Ja nie wiedziałem, że to ty... Myślałem, że już cię nigdy nie zobaczę - zaczął nieprzerwanie szlochać.- Ja nie chciałem, ja... Tak bardzo przepraszam.
- T...To nic - odparł z trudem brunet posyłając Louisowi ciepły uśmiech.
- Ja muszę ci pomóc, nie mogę cię znowu stracić.
- Nie stracisz, zachowaj go - wskazał wzrokiem łańcuszek.- A mnie zostaw tutaj... Pozwól mi odejść.
- Nie proszę, znajdę lekarza. Pomogę ci.
- Nie płacz, nie warto.... Louis?
- Tak Harry?
- Uśmiechnij się.
Niebieskooki wymusił na sobie uśmiech, pomimo tego, że po jego policzkach nieustannie spływały łzy, ale chciał to zrobić dla niego. Chciał to zrobić dla Harry'ego.
- Przepraszam - wydukał z siebie Louis.- Przepraszam - wykrzyczał, po czym nałożył na szyję łańcuszek i wyjął z klatki piersiowej bruneta sztylet. Niebieskooki z całej siły wbił w swoje serce ostrze i opadł na ciało Harry'ego.
Po odnalezieniu ciał obu młodzieńców wojna się zakończyła, a to za sprawą świadków, którzy opowiedzieli historię o prawdziwej miłości, która nawet po latach rozłąki pozostała niezwyciężona.
CZYTASZ
One shots ~ L.S
FanfictionZbiór autorskich one shotów o Larry'm. Serdecznie zapraszam, na pewno znajdziesz coś dla siebie ;) #1 w larrystylinson - 7.05.2019