Z A M Ó W I E N I E

462 11 2
                                    

Dla Hantainu

✯︎✯︎✯︎✯︎✯︎✯︎

- Będę za niedługo. - Oznajmił Henry Bowers, swojej bliźniaczce wychodząc z domu.

- Henry. - Zatrzymała go dziewczyna.
Odwrócił się i spojrzał w jej dwu kolorowe oczy.
- Co? - Spytał, marszcząc czoło.
- Jesteś tego pewien? Co jeżeli ojciec skończy wcześniej? - Stacey skrzyżowała ręce na piersi.
- Gadanie... Spokojna twoja głowa siostra, nic mi nie będzie. - Mruknął Bowers i wyszedł z domu.
- Świetnie. Znowu pakuję się w tarapaty. - Powiedziała do siebie 18-latka.
Przyjechała tu, aby pomóc ojcu w pewnych sprawach, swoje mieszkanie miała dosyć daleko stąd. Nie chciała, żeby pod jej nieobecność Henry znowu dostał ochrzan.
Dziewczyna usiadła na kanapie, włączając telewizję. Przez chwilę zamknęły jej się oczy i usnęła.

Po kilku godzinach Stacey obudziła się i postanowiła jechać już do domu. Oczywiście Henry'ego jeszcze nie było, ale czego mogła się spodziewać.
Dziewczyna wyszła z mieszkania i podążyła drogą do domu. Musiała zrobić sobie spacer, bo musiała wracać pieszo. Szczerze to miała cichą nadzieję, że jednak jej bliźniak wróci na czas do domu i odwiezie ją.
Nagle Stacey poczuła jakieś mocne popchnięcie i upadła na chodnik.
- Cholera! Uważaj jak chodzisz. - Podniosła głowę.
- Przepraszam... - Uśmiechnął się chłopak i podał rękę Stacey. Od razu przykuł jej uwagę, wysoki chłopak z jasnymi, blond włosami. Kolor ten był prawie porównywalny do śnieżnobiałego. Z oczu mu się dobrze patrzyło.
- A ty co tu robisz? - Spytała Stacey, łapiąc dłoń Victora i podnosząc się.
- Spaceruje sobie. - Uśmiechnął się po raz kolejny.
-

Przyznam, że jeszcze nie widziałam cię gdzie kolwiek bez Bowersa. - Zaśmiała się.
- Henry aktualnie znęca się nad jakimiś dzieciakami, postanowiłem że ja dzisiaj odpuszczę. - Podrapał się po karku.
Stacey znała Victora, był jej przyjacielem od dziecka, tak samo jak z jego bratem.
- Poczekaj, czy to aby normalne, że "spacerujesz" tutaj, biegając? - Spytała po chwili.
- No dobra, wkopałem się w niezłe tarapaty, goniła mnie policja. O ile dalej nie goni. - Zaśmiał się po chwili.
- Czy to też zasługa mojego brata? - Spytała Stacey, marszcząc brwi.
-Po części... - Mruknął Vic.
- Kiedyś to go w końcu złapią i będzie miał przesrane. - Przewróciła oczami.
- Wiem, że to trochę dziwnie zabrzmi, ale masz naprawdę śliczne oczy. - Przyznał Vic, nerwowo się śmiejąc.
- Dziękuję... - Stacey lekko się zarumieniła i zgarnęła kosmyk włosów za ucho. - Czekaj, słyszałeś to?
W tle rozmowy nastolatków, można było usłyszeć syrenę dobiegającą z radjowozu.
- Cholera. - Powiedział Vic, chwycił Stacey za rękę i pobiegł w stronę lasu.
- Victor, co ty robisz? - Spytała Stacey.
- Później ci wyjaśnię. - Pobiegli razem do lasu.
- Czy możesz mi wyjaśnić o co chodzi? - Spytała Stacey z wyrzutem, otrzepując swoje ubrania.
- Posłuchaj mnie, nic nie mów bo-
- VICTOR, JAK MAM NIC NIE MÓWIĆ, UPROWADZIŁEŚ MNIE DO LASU, NIE CHCESZ MI NAWET POWIEDZIEĆ O CO CHODZI-
Krzyki Stacey nagle ucichły i pozostało po nich tylko głuche echo, gdy zdesperowany Victor, nie wiedząc co robić, zamknął usta dziewczyny w pocałunku.
Gdy się od niej oderwał, dziewczyna się uciszyła i osłupiona całą sytuacją stała się cała czerwona.
Nagle usłyszeli jak ktoś wysiada z samochodu i biegnie w ich stronę. Z tego co można było usłyszeć były to dwie osoby.
Victor zaczął uciekać, po czym dziewczyna, która nadal nie wiedziała o co chodzi, zaczęła biec za nim.
Nagle Victor, wywalił się dość mocno o gałąź wystającą z ziemi, a Stacey pochyliła się nad nim, zapominając o całej tej sprawie z policjantami. Nie chciała, aby pod jej okiem coś się stało Victorowi. Gdy odchylila jego głowę, na jego twarzy ujrzała nieliczne zadrapania i krew. Potem spojrzała na nogę - całą osiniaczoną i również z zadrapaniami. Nie wiele myśląc, nastolatka usiłowała obudzić jej przyjaciela, lecz na darmo.

Time skip

Stacey niecierpliwie czekała w szpitalu, czekając na jakiekolwiek informacje na temat Victora, leżącego w sali obok.
- Stacey Bowers? - Spytał ją wysoki mężczyzna z niebieskim fartuchem.
- Tak, coś wiadomo odnośnie Victora? - Spytała, zaniecierpliwiona.
- Tak, będzie żył. Ma złamaną nogę i kilka niewielkich zadrapań, pytał się o panią. - Powiedział, zaglądając na dziewczynę z pod okularów.
- O mnie? - Zdziwiła się dziewczyna.
- Tak, może lepiej gdyby pani sama do niego weszła, sala wprost i od razu po lewej. - Uśmiechnął się doktor i odszedł. Dziewczyna szybkim krokiem podeszła do drzwi i jednym, stanowczym ruchem popchnęła drzwi.
- Victor! - Uśmiechnęła się dziewczyna, widząc swojego przyjaciela i usiadła obok niego.
- Stacey.. - Chłopak również oddał uśmiech.
- Boli cię jeszcze? - Spytała, aby nie mówić o temacie w lesie.
- Mniej... - Zaśmiał się lekko.
- To dobrze. A noga? - Spytała.
- Też nie. Słuchaj Stacey, muszę Ci coś powiedzieć. - Zaczął.
- Hm? - Dziewczyna przełknęła nerwowo ślinę.
- To w lesie... Ja... Nie chciałem tego... Znaczy, chciałem, ale... Nie zrozum mnie źle... Od kilku lat mi się podobasz. Wiem, to dziwne, że mówię ci to tak tu, w sali szpitalnej, ale... Nie mogę już dłużej w tego sobie nosić, zrozum! - Powiedział, odwracając twarz w drugą stronę.
- Victor... - Powiedziała dziewczyna, odwracając twarz Victora w swoją stronę. - Ja też cię kocham...
Po czym nastolatkowie złączyli swoje usta w pocałunku, który trwał niewiele, bo zaraz do sali wparował doktor, który jak tylko zobaczył co się dzieje wyszedł z lenny facem.

OK NA POCZĄTKU CHCIAŁABYM CIĘ BARDZO PRZEPROSIĆ, i za ten okropny rozdział, i za to że musiałaś tak długo czekać, ale nie miałam ani trochę weny :// Wracając, mam nadzieję, że chodź trochę ci się to podoba :3

IT/TO - Preferencje, scenariusze, imagifyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz