Rozdział 9 - Dolina ocalonych

83 10 2
                                    


Korpus opuścił zatłoczone ulice Calaneth, zostawiając za sobą kłęby pyłu. Natychmiast po wyjechaniu na otaczające miasto równiny, zwiadowcy rozpierzchli się na boki, formując szyk bojowy. 

Sinie wydawało się, że dobrze znała ten manewr. Przecież ćwiczyli go wielokrotnie w ciągu ostatnich tygodni... A jednak, gdy tylko wyjechali za bramę, wszechobecny chaos zupełnie przytłoczył nie tylko ją, ale wszystkich nowych zwiadowców. Niby wszyscy wiedzieli, co robić. W praktyce jednak szarpali konie za lejce, a te stawały dęba, zupełnie nie rozumiejąc, czego się od nich oczekuje. W reakcji kolejny rząd musiał zatrzymać się lub — jeśli ktoś miał więcej pomyślunku — uskoczyć w bok, żeby nie powpadać jeden na drugiego. 

— Lewo! Lewo! — wrzeszczała Sina do reszty oddziału, próbując przebić się przez tumult kopyt, rżenie koni i głosy innych zwiadowców. 

Tak jak większość jednostek złożonych z żółtodziobów, drużyna Siny odpowiadała za komunikację i prowadzenie luzaków. Przypomniała sobie słowa Plutonowej Kunst — jej bezpośredniej zwierzchniczki — wypowiedziane podczas objaśniania ich miejsca w szeregu.

Będziecie jednym z oddziałów pomiędzy wozami zaopatrzeniowymi, a jednostkami rozpoznawczymi na obrzeżach formacji. To dobre miejsce — zapewniła ich, choć sama nie brzmiała na specjalnie przekonaną. — Jeśli akcja pójdzie zgodnie z planem, nie powinniście nawet zobaczyć żadnego tytana. 

Sina rozejrzała się dookoła. Ścisk w końcu się rozluźnił, ukazując im równiny rozciągające się w obrębie muru Maria. Niegdysiejsze pola uprawne porastała zdziczała roślinność, wdzierająca się także do ruin domostw. Krajobraz robił wrażenie, jednak to nie widoki interesowały młodych zwiadowców. Niskie budynki, niewiele drzew — wyliczała w myślach dziewczyna. Gdyby jednak coś poszło niezgodnie z planem i doszło do starcia, teren działał na ich niekorzyść. 

— Flara! — krzyk Adeli przerwał ciszę, wyrywając dziewczynę z zamyślenia. 

Oczy wszystkich skierowały się ku niebu. Czerwona. Oznaczała, że gdzieś na lewo do niech pojawił się tytan.

Przez krótką chwilę Sina zdawała się sygnałem zupełnie zaskoczona. To już? Tak szybko? Co teraz? — myślała w panice. Flara, wystrzel swoją flarę, kretynko! — skarciła się natychmiast. Sposób przekazywania informacji pomiędzy oddziałami był dla nich nowością. Jako autorski pomysł Smitha, był wewnętrznym narzędziem zwiadowców, z którym zaznajomiono ich dopiero po wstąpieniu do korpusu.

Choć torba z racami znajdowała się zaraz pod jej nosem, przygotowana tak, aby wyciągnięcie odpowiedniego koloru zajmowało nie więcej niż dwie sekundy, Sinie zajęło to trochę ponad sześć. Miała problem, aby drżącymi palcami chwycić którąkolwiek z flar, następnie nie potrafiąc wcelować jej w otwór magazynka.

— Cholera jasna! — warknęła, podczas gdy raca wyślizgnęła jej się z dłoni, upadając na ziemię.

Choć jechała na przedzie, nie musiała oglądać się za siebie, by wiedzieć, że oczy towarzyszy skierowane są na nią. Czuła ich wzrok, krytycznie oceniający każdy jej ruch. Domyślała się, że co chwila wymieniali się porozumiewawczymi spojrzeniami, wytykając jej kolejne potknięcia.

Presja tylko pogarszała sprawę.

Mimo to, Sina wzięła głęboki oddech i skupiając całą swoją uwagę na opanowaniu nerwów, sięgnęła po kolejną flarę. Zanim jednak zdążyła choćby włożyć dłoń do torby, usłyszała za sobą huk. Spodziewając się najgorszego, odwróciła głowę w stronę dźwięku. Jednak jedynym, co zobaczyła, była markotna twarz Adeli, pistolet w jej dłoni i smuga czerwonego dymu nad głową. 

Nie jesteśmy wybrańcami [SnK Levi x Oc]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz