"Spóźniłaś się" było jedynym przywitaniem, jakie usłyszała od pułkownika Zachariusa, po zjawieniu się na placu treningowym. Słońce dopiero co wstało, gdy wychodziła z zamku było jeszcze zupełnie ciemno. Była niemal pewna, że stawiła się na czas, ale że nie zachciała zrobić złego wrażenia — choć to chyba miała za sobą, włamując się do sypialni generała i grzebiąc w ściśle tajnych dokumentach — nie próbowała się wykręcać.
— Jutro masz być na czas.
— Tak jest — przytaknęła, usiłując zdusić lekceważącą nutę, która nieproszona, wkradała się czasem w jej ton.
Kapitan Ackermann nie zaszczycił jej ani słowem, co w jakiś sposób wydawało się nawet gorsze od otwartej wrogości Zachariusa. Rzuciła mu przelotne spojrzenie, chcąc wybadać jego podejście to tych sesji, ale zaraz odwrócił się onieśmielona. On też na nią patrzył. Oczywiście, po to tam właśnie był — by ją ocenić. Mimo to poczuła się nieswojo pod jego spojrzeniem.
— Zaczniemy od walki wręcz, najpierw bez broni, potem sprawdzimy jak sobie radzisz z nożem i obezwładnianiem uzbrojonego przeciwnika — objaśnił Mische, zerkając to na nią, to na Ackermanna. Sina zastanawiała się, czy zauważył co między nimi zaszło, czy w ogóle coś zaszło, czy tylko sobie to uroiła. — Levi, jesteś bardziej dopasowany wzrostem.
Sina stłumiła westchnięcie. Odezwanie się w taki sposób do kapitana Ackermanna wydawało jej się niemożliwością. A jednak Zacharius zrobił to, i ziemia wcale się pod nim nie zapadła.
Sina nie potrafiła odgadnąć panujących między nimi stosunków. Zacharius był wyższy stopniem, pewnie też starszy. Jako żart mógł być równie dobrze kumpelskim przekomarzaniem, co perfidną kpiną, być może jedną z wielu, jakie mu przez lata wymierzył. Zacharius miał w końcu powody, by czuć do kapitana niechęć. To Ackermanna nazywano najsilniejszym żołnierzem ludzkości.
Reakcja Levi'a nie wskazywała na nic konkretnego.
Levi.
Wydawało jej się, że jest coś nieodpowiedniego, w samym fakcie posiadania przez niego imienia. Wydawało się pospolite i jakby... miękkie. Bardziej pasowało do pulchnego syna sąsiadów albo tego sympatycznego, trochę roztrzepanego barmana w jej ulubionym pubie. Nie to co Kapitan Ackermann. Stopień zawsze miał w sobie moc. Nawet głupi "szeregowy" zawierał w sobie coś, co sprawiało że banda dzieciaków stawała się żołnierzami z prawdziwego zdarzenia. Do tego nazwisko, długie i dźwięczne, takie, które zapamiętało się po pierwszym usłyszeniu.
— Nie mamy całego dnia — ponaglił ją Miche.
Kłamał. Jak najbardziej mieli cały dzień.
— Przepraszam — wydukała i odchrząknęła, mobilizując głos by brzmieć bardziej jak dorosła kobieta, a mniej jak dzieciak przyłapany na braku pracy domowej — podczas bitwy doznałam wstrząsu mózgu, zaleceniem lekarza było unikać urazów głowy i... — zwracała się w zasadnie tylko do Zachariusa.
— Nic takiego nie było w twoich dokumentach.
— Na wypisie ze szpitala podpisałam się swoim nazwiskiem.
Miche zmarszczył brwi. Jej stan był dla niego irytującą niedogodnością, jak ludzie niemyślenie zatrzymujący się w przejściu, albo ulubiony sklep zamknięty, bo właściciel postanowił akurat tego dnia kopnąć w kalendarz.
Ackermann nie wyraził opinii w żaden sposób, poza ukradkowym spojrzeniem na pułkownika. Od razu widać było kto z tej dwójki podejmuje decyzje.
— Trudno — Zacharius wzruszył ramionami po chwili zawahania — spróbuj jej nie zabić, Levi.
CZYTASZ
Nie jesteśmy wybrańcami [SnK Levi x Oc]
FanfictionNiektórzy rodzą się, by dokonywać wielkich czynów. Od zawsze mają w sobie "to coś", jakby bogowie zaprojektowali ich do zmieniania świata. Piękne twarze, sprawne ciała, wbudowany na dobre kodeks moralny. No i oczywiście odpowiednie urodzenie. Bo prz...