Swoje dziewiętnaste urodziny Sina zapamiętała jako dzień naprawdę wyjątkowy. Co więcej, fakt, że akurat tego dnia stawała się o rok starsza zdawał się nie mieć żadnego znaczenia, był tylko pretekstem. Równie dobrze mogłoby to być święto listonosza albo urodziny Ani — nie robiłoby to specjalnie różnicy.
To, co czyniło dzień na prawdę wyjątkowym, była świadomość, że to pewnie ich ostatnie spotkanie w ich paczce z obozu treningowego. Okazja była tym bardziej specjalna, że o przepustkę musieli się naprawdę postarać. Urlop zwyczajowo przysługiwał żołnierzom zaraz po ceremonii przydziału, a wtedy trudno byłoby zorganizować spotkanie. Żandarmi byliby już pewnie w drodze do wewnętrznych korpusów — no bo kto chciałby spędzać urlop w Calanath, gdy alternatywą było Mitras albo Stohess?
No więc kto mógł uruchomił znajomości (okazało się, że Arten miał stryja dość wysoko z korpusie stacjonarnym Calaneth, i ten szepnął słówko komu trzeba), gorzej urodzona reszta zrzuciła się na łapówki dla urzędników.
Co najważniejsze — zadziałało. Czternastego sierpnia, przeddzień zakończenia treningu, swoje urodziny, Sina spędzała ze — nie wstydziła się użyć tego słowa — swoimi przyjaciółmi, w taniej spelunie z paskudnym piwem. I nigdy nie była szczęśliwsza.
Słońce ledwo co zaszło, a wszyscy byli już porządnie wstawieni. Kończyli śpiewać po raz trzeci "sto lat", sepleniąc przy tym i myląc słowa. Zaraz potem ktoś wzniósł któryś już z kolei toast, za solenizantkę, za ich paczkę, i — powtarzający się częściej niż wszystkie poprzednie razem wzięte — za ostatnie spotkanie z Aaronem Nettlesem, niech mu ziemia lekką będzie, byle jak najszybciej (tu następowała salwa śmiechu, choćby i powtórzono ten sam żart po raz setny).
— Jeszcze kilka dni i będziemy się mogli za wasze pieniądze legalnie opierdalać! — Bastien Wagner uniósł świeży kufel z piwem, wolną ręką obejmując Sinę braterskim gestem. Był już widocznie pijany, w przeciwnym razie nie prowokowałby tak otwarcie bardziej honorowej części ich paczki. — za dziesiątkę najlepszych!
Po chudym nastolatku, który garbił się, by ukryć swój nienaturalny wzrost nie było już śladu. Teraz Bastien wyglądał jak porządnie wyrośnięty dąb. Od początku treningu urósł jeszcze kilka centymetrów — choć Sina nie sądziła, by było to w ogóle możliwe. Do tego paskudne, ale pożywne jedzenie w połączeniu z regularnymi treningami sprawiły, że jego obwód w barach niemal dorównywał wzrostowi.
Dziewczyna stuknęła się z nim swoją szklanką i powtórzyła jego toast, a za nimi reszta zrobiła to samo. Oficjalnie dziesiątka najlepszych kadetów, który będą mogli wybrać korpus policji wojskowej, ogłaszana jest dopiero w dniu przydziału. Mimo to wszyscy podejrzewali już, kto się w niej znajdzie. W końcu po trzech latach w korpusie treningowym znali nawzajem swoje umiejętności. Wiedzieli kto jest najszybszy, kto najlepiej strzela, a kto walczy wręcz. Zagadką pozostawała jednak kolejność, zależna od tego, jakie umiejętności instruktorzy uznają za najważniejsze.
O to, kto zajmie pierwsze miejsce, chodziły zakłady.
Faworytów było kilku. Za pewniaków do dziesiątki uważano: Artena, który nie miał sobie równych w walce wręcz, a do tego okazał się świetnym strzelcem i pilnym uczniem na zajęciach z taktyki; Mishę, z naturalnym talentem do niemal wszystkiego, za co się zabrała; trochę mniej uzdolnioną Sinę, nadrabiającą jednak ciężką pracą i lisim sprytem; Bastiena, który nie był co prawda na pierwszym miejscu w żadnym indywidualnym rankingu, ale nie miał także żadnego słabego punktu. Pewnikami do dziesiątki byli jeszcze Rajmund, szybkością i zwinnością w trójwymiarowym manewrze niemal dorównujący Mishy i Sinie, oraz Adela, kolejna wszechstronna kadetka, dobra we wszystkim, ale w niczym najlepsza. O pozostałe cztery miejsca walczyli: Denise, Fabian, Olga, siostry Cattico, i jeszcze parę osób, których imion Sina nie pamiętała.
CZYTASZ
Nie jesteśmy wybrańcami [SnK Levi x Oc]
FanfictionNiektórzy rodzą się, by dokonywać wielkich czynów. Od zawsze mają w sobie "to coś", jakby bogowie zaprojektowali ich do zmieniania świata. Piękne twarze, sprawne ciała, wbudowany na dobre kodeks moralny. No i oczywiście odpowiednie urodzenie. Bo prz...