Rozdział 12 - Oszukani

61 3 0
                                    

Gdy zbliżali się do swojego celu, zapadał zmrok. Nie znaczyło to bynajmniej, że ulice opustoszały. Przeciwnie, Sina — która zresztą nigdy nie była w tak dużym mieście, ani w ogóle w żadnym mieście innym niż rodzinne Calaneth i zniszczony bitwą Trost — miała wrażenie, że Stohess dopiero budzi się do życia.

Jeździec, a za nim wóz pełen towaru, nie powinien przyciągać uwagi. I nie przyciągał. Współdzielone z Bastienem poczucie, że oczy wszystkich mijanych mieszczan skierowane są na nich, wynikało wyłącznie z — również współdzielonej — paranoi.

— Myślisz, że to ma związek z nim? — Bastien przysunął się w stronę Siny, wyszeptując słowa wprost do jej ucha. Nie musiał mówić jakiego niego miał na myśli, całą drogę nie odrywał podejrzliwego spojrzenia od jadącego kilka kroków przed nimi Laurenta de Havilland. — Pomyśl tylko, dołączają nam do oddziału jakiegoś nowego, który ma chody u kogoś z góry, a kilka tygodni później dostajemy zadanie tak tajne przez poufne, że sami nie wiemy, o co chodzi.

Sina zazgrzytała zębami, myśląc nad odpowiedzią.

***

Generał Smith wezwał ją do swojego gabinetu niespodziewanie, w godzinach wieczornych, w takich okolicznościach, by nikt nie zauważył jej nieobecności. Zmartwiło ją to bardziej, niż zwykle. Przyzwyczaiła się już do trafiania na dywanik, ale po raz pierwszy Erwin wyraźnie chciał utrzymać ich spotkanie w tajemnicy, nawet przed swoimi zaufanymi ludźmi.

Sina miała w głowie co najmniej kilka wyjaśnień takiego zachowania. Żadne z nich jej się nie podobało.

Uspokoiła drżącą dłoń, nim zacisnęła ją na klamce gabinetu. Weszła do środka.

Erwin ledwie podniósł na nią wzrok znad dokumentów. To dobry znak — wywnioskowała — znaczy, że nie jest... — myśl urwała się w połowie. Nawet jej serce zdawało się na moment zatrzymać, gdy zauważyła niepozorną postać opartą o regał z książkami, zaraz za Generałem.

Levi Ackermann nawet nie drgnął, podczas gdy Sina jakby zamarła w pół kroku. Przez moment była absolutnie przekonana, że spełniła się jej najgorsza obawa. Jeśli Ackermann powiedział cokolwiek Smithowi na temat łączącej ich... relacji...

— Kapralko Cattico, usiądź proszę — Erwin, niewzruszony jej dziwaczną reakcją, wskazał jej miejsce na kanapie pod przeciwległą ścianą.

Przyzwyczajona do nowej tożsamości, nawet nie zarejestrowała, że Smith zwrócił się do niej nazwiskiem Diany. Ten szczegół zauważyła dopiero po chwili, gdy odruchowo podążyła wzrokiem za dłonią Erwina i zobaczyła, że we wskazanym miejscu czeka jeszcze jedna osoba.

Jean Kirschtein był równie spięty, co Sina, ale nie dawał tego po sobie poznać. Dziewczyna spojrzała na niego bez zrozumienia, po czym zgodnie z poleceniem zajęła miejsce obok. 

Choć z każdą minutą coraz mniej rozumiała, co się dzieje, w duchu odetchnęła z ulgą. Obecność Kirschteina sugerowała, że w spotkaniu chodzi o coś niezwiązanego z nią osobiście.

— Kirschtein, Cattico — kontynuował Erwin, na dobre odrywając się od dokumentów — nic z tego, co zaraz usłyszycie nie może wyjść poza ściany tego pokoju. Wyjawienie tajemnicy, choćby na torturach, zostanie uznane za zdradę stanu i ukarane śmiercią — Smith surowym wzrokiem obserwował, jak dwoje młodych zwiadowców głośno przełyka ślinę. Zaraz potem uśmiechnął się ledwie zauważalnie. — Dostaliście szansę, aby pokazać, ile naprawdę jesteście warci.

***

Sinę przechodziły dreszcze na samo wspomnienie tamtych słów.

— Obiecałaś mi coś... — dobiegło ją pełne wyrzutów sapnięcie Bastiena — jeśli coś wiesz...

Nie jesteśmy wybrańcami [SnK Levi x Oc]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz