— Nie... — wydusiła Sina, a potem padła na podłogę.
Wczołgała się za oparcie obitej skórą kanapy, modlą się, by mebel okazał się wystarczająco wytrzymały, by zatrzymać pociski. Potrzebowała chwili by zrozumieć, że naboje wcale nie zostały wystrzelone.
Spodziewając się huku pistoletu, usłyszała inny, boleśnie znajomy dźwięk. Gwałtowny, wymuszony i umyślnie zbyt głośny rechot. Śmiech urwał się równie niespodziewanie, co zaczął. Zastąpił go głos tak słodki, że trudno było uwierzyć, by należał do tej samej osoby.
— Nie cieszysz się na mój widok? — mruknęła dziewczyna. Gdyby nie przebijająca z jej głosu ironia, brzmiałaby niemal czule — nie tęskniłaś? Nie wyobrażałaś sobie tego spotkania? — słowa zmieniły się w syk — pewnie, że nie — prychnęła, nieumiejętnie próbując ukryć przemawiającą przez nią gorycz. — Ja za to myślałam o tobie niemal codziennie. O tym, co z tobą zrobię...
Deski podłogowe jęknęły pod lekkimi krokami dziewczyny. Szła powoli, jakby napawała się każdą sekundą.
Na początku swojej kariery wojskowej Sina miała brzydki nawyk zamierania w bezruchu, gdy sytuacja wymykała się spod kontroli, wydawała się przegrana albo zupełnie oderwana od rzeczywistości. Żołnierze, którzy nie wyplenili tego zwyczaju wystarczająco szybko, zazwyczaj nie żyli zbyt długo.
Mimo intensywnych starań, by wyrwać nawyk z korzeniami, Sina zmarnowała ze dwie cenne sekundy, nim zaczęła działać.
Potem zanurzyła dłoń pod sukienką i zerwała jeden z owiniętych dookoła talii pasków amunicji. Za nieprzeładowanie broni od razu po wystrzelaniu magazynku miała zganić się później jeszcze wiele razy. Trzęsącymi się dłońmi odciągnęła zamek pistoletu i niezdarnie zapakowała dziesięć naboi.
— Nic nawet nie powiesz? — ciągnęła dziewczyną. Światło błysnęło Sinie po oczach, gdy stanęła nad nią z lampą w jednej dłoni, i bronią w drugiej — nie chcesz wiedzieć, czemu cię jeszcze nie zabiłam?
Estera Maclaren wyglądała inaczej, niż ją zapamiętała. Zdawała się wyższa — choć to mogło być zasługą pozycji, bo stała wyprostowana nad siedzącą na podłodze Siną — oraz starsza o przynajmniej dziesięć lat, choć minęły tylko trzy z kawałkiem. Padające na jej twarz od dołu ostre światło lampy eksponowało zmarszczki mimiczne na czole i polikach. Jednak tym, co zwracało najwięcej uwagi, była paskudna blizna ciągnąca się od lewej brwi na prawym kąciku ust kończąc. Lewe oko — czy raczej to, co z niego zostało — przysłonięte było opaską.
Nie miała jednak żadnych wątpliwości, że to Essy. Poznała ją natychmiast. Nie po wyglądzie, ale po głosie. Po manierze, z jaką mówiła. Po trochę nonszalanckich ruchach, których za nic w świecie by nie pomyliła.
— Coś czuję, że i tak mi powiesz — westchnęła Sina, zdziwiona, z jaką łatwością przyszły jej te słowa.
— Najpierw to odłóż — rozkazała, celując własnym pistoletem w dłoń Siny, w której trzymała Mausera.
Zdążyła co prawda przeładować broń, ale nie miała odwagi, by zaryzykować strzał. Jak znała Esterę, wpakowałaby w nią cały magazynek, nim Subercaseux zdążyłaby unieść pistolet. I nawet z jednym okiem, nie spudłowałby ani razu.
Mauser uderzył głucho o podłogę. Sina uniosła rozcapierzone palce pokazując, że nie ma nic w zanadrzu i spojrzała Maclaren w twarz.
— Dla mnie się tak wystroiłaś? — prychnęła Essy, jakby dopiero teraz zauważyła absurdalny strój Siny. Wykrzywiła usta w uśmiechu, odsłaniając krzywe zęby — paskudna kiecka, wyglądasz jak kostka masła nadziana na dwa patyki.
CZYTASZ
Nie jesteśmy wybrańcami [SnK Levi x Oc]
FanfictionNiektórzy rodzą się, by dokonywać wielkich czynów. Od zawsze mają w sobie "to coś", jakby bogowie zaprojektowali ich do zmieniania świata. Piękne twarze, sprawne ciała, wbudowany na dobre kodeks moralny. No i oczywiście odpowiednie urodzenie. Bo prz...