Rozdział 18 - Requiem dla snu

53 4 0
                                    

Ostatnimi czasy Sina miała wrażenie, że bywa w gabinecie generała Smitha częściej, niż we własnej sypialni. To tam właśnie zaprowadzono ją, jako pierwszą rzecz po powrocie do centrali. Noc była w pełni, Smitha i jego dwoje najbardziej zaufanych ludzi — Hange Zoë i Miche Zachariusa — trzeba było ściągać z łóżek.

Mimo to nikt nawet nie rozważał odłorzenia spotkania na rano.

Nieważne było, że zarówno Sina jak i Levi wymagali natychmiastowej opieki lekarskiej — ich rany zostały opatrzone tylko na tyle, na ile byli w stanie zrobić to ich współtowarzysze. Czyli dość żałośnie.

Jak gdyby nic wyciągnięto zestaw do pierwszej pomocy, Hange rzuciłu mimochodem, że ma przeszkolenie medyczne, więc bez tracenia czasu, połata ich, podczas gdy będą składać raport. 

Trudno powiedzieć, by Sinie spodobał się ten pomysł. Tyle, że nikt nie pytał o jej opinie. Levi wskazał kurtuazyjnie krzesło na przeciwko biurka Erwina.

— Ona gorzej oberwała, zajmij się nią, Hange, zanim znowu zemdleje — mruknął, a w jego głosie pobrzmiewała nuta rozbawienia.

Sina ukryła konsternacje za grymasem bólu. Ackermann tymczasem oparł się plecami o regał, po prawicy Smitha. Twierdził, że nic mu nie jest i może poczekać, ale ciężar ciała opierał tylko na zdrowej nodze.

Wiedziała, że kłamał. Że wcale nie był w lepszym stanie, niż ona. Levi po prostu lepiej się krył.

Dziewczyna zajęła wskazane miejsce, obok niej na stołku usadowiłu się Hange. Sina z pewną nieśmiałością zdjęła kurtkę, odsłaniając nagie ramiona. W pomieszczeniu było chłodno, nikt nie zawracał sobie głowy, by napalić w kominku. Wszyscy poza nią byli ciepło ubrani i nikt nawet nie pomyślał, że dziewczyna może marznąć.

Albo nikogo to nie obchodziło.

Na jej ramiona wystąpiła gęsia skórka, po części przez zimno, a po części przez onieśmielenie, jakie wywoływały wlepione w nią trzy pary oczu, podczas gdy miała na sobie tylko podkoszulek. Trzy — bo Levi jak zwykle patrzył wszędzie, tylko nie na nią.

Erwin odchrząknął.

— No więc, słucham.

Sina zacisnęła prawą dłoń w pięść. Paznokcie, boleśnie wbijające się we wnętrze dłoni, pomogły jej się skupić. Odwracały uwagę od Hange, któru zabrału się do grzebania w dziurze w jej ramieniu, upewniając się, że pocisk przeszedł na wylot. Pozwalały zebrać myśli, i zacząć od początku.

Co się dało, Sina streściła w żołnierskich słowach. "Zgodnie z planem" i "bez komplikacji" wydawały jej się zupełnie wystarczające. Potem doszła do momentu historii, o którym można było powiedzieć wszystko, ale nie, że poszedł "zgodnie z planem". I wtedy była oszczędna w słowa.

Erwin co jakiś czas jej przerywał i dopytywał o szczegóły.

— Mhym, jak dostaliście się do wnętrza posterunku?

Mocniej zacisnęła pięść. Celowo przemknęła przez tę część historii tak zdawkowo, jak tylko mogła. Hange zabrału się do szycia. Sina liczyła, że to usprawiedliwi w oczach Erwina grymas, jaki przebiegł po jej twarzy.

Odchrząknęła, wyprostowała się na krześle, i z całą powagę oznajmiła:

— Przebrałyśmy się za pracownice seksualne.

Ktoś za nią — Miche Zacharius, jak szybko skojarzyła — kaszlnął. Sina mogłaby przysiąc, że zamarkował w ten sposób prychnięcie. Erwin wcale na nią nie patrzył, tylko kiwał głową w zamyśleniu. Kątem oka spojrzała jeszcze na Levi'a. Ten wpatrzony był w jakiś punkt za nią. Wydawać się mogło, że cała rozmowa jest mu zupełnie obojętna. Ale i on kurczowo zaciskał dłonie w pięści.

Nie jesteśmy wybrańcami [SnK Levi x Oc]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz