Część Pierwsza
Instruktor przemierzał plac spokojnym, powolnym krokiem. Uważnie przyglądał się twarzom mijanych kadetów. Zlani potem, zmęczeni — nie tylko wcześniejszym treningiem, ale przede wszystkim upałem — bali się choćby przełknąć ślinę, aby nie przerwać pełnej napięcia ciszy.
Od pierwszego dnia po obozie chodziły plotki: w jaki sposób Aaron Nettles wybiera ofiary do gnębienia podczas musztry. Najpopularniejsza teoria twierdziła, że bierze właśnie tych, którzy wyglądają na najsłabszych. Przekonanie to zyskało szczególnie wielu zwolenników po tym, jak jakiś dzieciak popłakał się, gdy Nettles trochę się na niego powydzierał, nie szczędząc przymiotników ani jemu, ani jego rodzinie w linii żeńskiej, do trzech pokoleń wstecz.
Kadetka stojąca na końcu drugiego rzędu uważała te plotki za bzdurę. Nie wierzyła, by na wyborem instruktora rządziło coś innego, niż jego aktualne widzimisię. Mimo to wstrzymała oddech, próbując zachować kamienną twarz, podczas gdy Nettles świdrował ją nachalnym spojrzeniem.
— Nazwisko? — warknął Instruktor, zatrzymując się na wprost dziewczyny.
Postawna sylwetka Nettlesa przysłoniła kadetce główny plac, ją samą przykrywając cieniem. Musiała przyznać, niemal dwa metry wzrostu instruktora, połączone z donośnym głosem, robiły wrażenie, jakby pochylał się nad nią wygłodniały tytan.
Ani drgnęła.
— Sina Subercaseux — odparła, niezbyt wyraźnie, czując drapanie w wyschniętym gardle.
Przeklęty upał — pomyślała, marząc o choć łyku wody. Właśnie zaczęło się lato i pogoda nie miała litości dla umęczonych kadetów, wyciągniętych na pełne słońce. W południe. Kolejna kretyńska zagrywka, żeby nas zniechęcić.
Dziewczyna zacisnęła zęby, próbując powstrzymać irytację, jaka się w niej zbierała. Nettles wciąż gapił się na nią surowo, podczas gdy cisza niebezpiecznie się przedłużała. Sina nie potrafiła stwierdzić, czy był to jakiś rodzaj sprawdzianu, czy może od upału wszystko jej się pomieszało i tylko wydawało jej się, że mu odpowiedziała.
— Sina Suber... — zaczęła, tym razem jakby ostrożniej.
Twarz instruktora drgnęła, by następnie wygiąć się we wściekłym grymasie.
— Masz mnie za głuchego?! Patrz na mnie jak do ciebie mówię! — wrzasnął jej prosto w twarz.
Dziewczyna odruchowo zamknęła oczy, odsuwając się kawałek. Częściowo dlatego, że zaskoczył ją wybuch Nettlesa, a częściowo ponieważ instruktor pluł podczas mówienia.
Zacisnęła dłonie w pięści, wyobrażając sobie, co by zrobiła z instruktorem, gdyby miała przy sobie nóż. Najlepiej tępy. Na zewnątrz jednak tylko przełknęła dumę, z powrotem ustawiając się na baczność i podnosząc głowę tak, by móc spojrzeć Nettlesowi w twarz. Mężczyzna zmrużył i tak niewielkie oczy, przez chwilę gromiąc ją spojrzeniem. Sina miała wrażenie, jakby było w tym coś poniżającego. Nie mogła nawet wytrzeć cholernej twarzy z cząstek jego śliny, które teraz zdawały się ją palić.
A jednak ugryzła się w język, ze spokojem znosząc upokorzenie.
— Mhym — mruknął Aaron Nettles po dłuższej chwili, raczej do siebie, niż do niej. Sina nie potrafiła stwierdzić, czy był to wyraz zadowolenia, czy wręcz przeciwnie.
***
— Nie rozumiem, po co nam ta musztra? — jęknęła jakaś dziewczyna, po czym wydęła usta jak obrażone dziecko — myślałam, że mają nas nauczyć robić fikołki w powietrzu, na tych linkach. A oni próbują nas usmażyć!
CZYTASZ
Nie jesteśmy wybrańcami [SnK Levi x Oc]
FanficNiektórzy rodzą się, by dokonywać wielkich czynów. Od zawsze mają w sobie "to coś", jakby bogowie zaprojektowali ich do zmieniania świata. Piękne twarze, sprawne ciała, wbudowany na dobre kodeks moralny. No i oczywiście odpowiednie urodzenie. Bo prz...