Rozdział 6 - Tramwaj zwany pożądaniem

115 14 18
                                    

Treningi z Zachariusem i Ackermannem dobiegły końca, a Sina na powrót stała się szarą szeregową. Korpus od lat pozostawał niedofinansowany i zwiadowcy sami wykonywali większość prac przy utrzymaniu zamku. A więc sprzątali, pomagali w kuchni i prowadzali konie na pastwisko.

Czuła, że rutyna jej służy. Pozwala odnaleźć się w nowej rzeczywistości, po całym tym bałaganie, który spadł na nią w przeciągu ostatnich tygodni, a który swoimi działaniami tylko pogorszyła. Życie w korpusie zaskakująco przypominało to, jakie prowadziła przed wstąpieniem do wojska, gdy dni spędzała na zajmowaniu się domem i matką. 

Ale nawet wtedy była ty tylko część większej, bardziej niebezpiecznej całości. Dni może i mijały spokojnie, jeden po drugim, wszystkie identyczne w swojej monotonii. Ale jej noce nie były już tak spokojne, gdy słyszała krew szumiącą jej w uszach, wślizgując się do czyjegoś mieszkania przez niedomknięte okno na piętrze, by wyczyścić dom z kosztowności.

I wtedy i teraz wydawało jej się, że marzy o spokoju i stabilności. O świecie, w którym nie będzie musiała każdego dnia martwić się o swój byt.

A jednak, zdarzały się takie momenty, najczęściej rano, zaraz po przebudzeniu, gdy stwierdzała, że jest wyspana, najedzona, jest jej ciepło i nic jej nie boli. Nie ma nawet głupich zakwasów, nieodłącznego towarzysza przez lata spędzone w korpusie treningowym. I czegoś jej brakowało. 

Albo podczas rutynowych treningów — nawet w połowie nie tak ciężkich jak te prowadzone przez Ackermanna — gdy udało jej się osiągnąć jeden z lepszych wyników i prowadzący kiwał jej głową, czasem może nawet zdawkowo ją pochwalił. Zawsze lubiła, by ją chwalono, ale wtedy sto razy bardziej chciałaby, żeby instruktor zasypał ją szczegółowymi, boleśnie trafnymi uwagami, między wierszami obraził ją raz czy dwa, a to wszystko zupełnie monotonnym tonem, nawet na nią nie patrząc.

Łapała się na tym, że szukała go wzrokiem w tłumie. Czasem, gdy zdawało jej się, że kątem oka zobaczyła czarną czuprynę, odwracała się gwałtownie, nim zdążyła się opanować. Potem czuła zawód, gdy okazywało się, że to nie on, ale też ulgę, że nie skompromitowała się przed nim w tak idiotyczny sposób.

Oprócz tego, nie dogadywała się ze swoimi współlokatorkami. Dziewczyny wciąż o czymś szeptały i zwierzały się sobie nawzajem, a Sina nie mogła powstrzymać wrażenie, że to ona jest głównym tematem plotek. Nie były ślepe. Nie umknęło im, że Sina wiecznie gdzieś znikała, wymawiając się w nieprzekonujący sposób.

Kilka razy zagadnęły ją o to. Zazwyczaj wieczorem, w wesołym nastroju chichocząc między sobą i spodziewając się pikantnych plotek. Gdy Sina po raz kolejny zbyła je, do tego wymówką tak głupią, że dziewczyny miały pełne prawo czuć się obrażone samą sugestią, że to kupią, jedna z nich nie wytrzymała:

— Skończona z ciebie pizda, wiesz? 

Sina uśmiechnęła się wtedy równie szeroko, co fałszywie. Dłonie zaciśnięte miała w pięści, ostatkiem woli powstrzymując się przed zrobieniem z nich użytku.

Potem przestały szeptać w jej towarzystwie, zamiast tego ostentacyjnie jej unikając.

Mniejsza z tym — myślała, patrząc przed zaśnięciem w sufit — nigdy nie byłam lubiana. Nawet tego nie chcę.

W wśród tych dziewczyn były Denise i Adela, które znała z obozu treningowego. Ta pierwsza nigdy nie była wobec niej wroga, w ogóle trudno było sobie wyobrazić, by Denise kogoś szczerze nie lubiła. Ale nowe towarzystwo szybko wciągnęło ją w swoje sprawy, robiąc z niej część stada. Denise mogła więc posyłać jej przepraszające spojrzenia, ale nie zapowiadało się, aby miała kiedykolwiek przeciwstawić się nowej liderce.

Nie jesteśmy wybrańcami [SnK Levi x Oc]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz