Szkoła.
Chyba każdemu to miejsce kojarzy się inaczej, w zależności od tego jaką rolę się tam odgrywa. Szkolna elita uwielbia tam przychodzić i błyszczeć na wszystkich korytarzach, kujony też czerpią przyjemność z przebywania tam, ale to dlatego że w szkole, w książkach i w wiedzy która okala ich z każdej strony czują się jak ryby w wodzie. Są osoby, które nie mają żadnej łatki, chodzą bo muszą, mają kilku znajomych i nic poza tym.
I są też osoby takie jak ja.
Odrzutki? Pośmiewiska? Wiele już słyszałam. Najczęściej zostają nimi osoby nieśmiałe, które można by rzec, swoim charakterem same się o to proszą. Jednak to nie byłam ja. Odkąd pamiętam kochałam towarzystwo ludzi, a nawiązywanie kontaktów z innymi przychodziło mi łatwo i szybko. Ale żeby najpierw z kimś się poznać trzeba w ogóle zachęcić drugą osobę do podejścia do ciebie.
I do tego trzeba mieć urodę. Chociaż jej odrobinę. W sumie nie wiem, może jestem ładną czy kto wie, piękną dziewczyną, ale nigdy się tego nie dowiedziałam, bo od zawsze tkwię właśnie w tym ciele. Od małego miałam słaby metabolizm, kiedyś brałam jeszcze leki sterydowe i tak właśnie doprowadziłam się tutaj - do wieku 17 lat, 164 centymetrów wzrostu i 79 kilogramów wagi. Co prawda miałam tylko nadwagę, ale to już był dobry pretekst do gnębienia mnie. Osoby z klasy potajemnie mnie fotografowały gdy po prostu gdzieś siedziałam i siłą natury wychodziły moje fałdki na brzuchu, śmiali się też na lekcjach wychowania fizycznego, gdy męczyłam się po kilku minutach gry w piłkę nożną.
A to wszystko to przecież nie moja wina, nie mam na to wpływu.
Chociaż takich myśli nie dało się chyba nie podważyć po wszystkich słowach jakie we mnie kierowano.
Co jeśli po prostu jem za dużo? Co jeśli 1800 kalorii to obżarstwo? Co jeśli godzina ćwiczeń to żaden ruch, a ja jestem po prostu leniwą świnią?
Nie raz zadawałam sobie te pytania i nie raz faktycznie za mój wygląd obwiniałam siebie. Były momenty, w których to inni mówili mi, że jestem grubasem a ja wmawiałam sobie, że to przez takie i takie czynniki, a czasem kilkoro moich przyjaciół mówiło mi, że wszyscy w tej szkole są głupi i kłamią, że jestem piękna, a wtedy ja widziałam w sobie słonicę.
Pomyślicie, czemu narzekam, zamiast więcej ćwiczyć lub mniej jeść? Teraz, tak jak mówiłam, regularnie ćwiczę, bo godzinę dziennie i spożywam około 1800 kalorii, ale miewałam epizody kiedy byłam na siebie i na to, do jakiego stanu się doprowadziłam tak wściekła, że zaczynałam jeść dużo mniej i ćwiczyłam tak, że wszystkie mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa. Najczęściej 600 kalorii i trzy godziny ćwiczeń kardio.
Chudłam, chociaż i tak nie dużo jak na taki deficyt kaloryczny, ale zawsze w końcu kończyłam w szpitalu po tym, jak straciłam przytomność, lekarz diagnozował wygłodzenie i rodzice pilnowali, abym jadła wszystko, co dają mi do jedzenia.
Wracałam do poprzedniej wagi i to jeszcze z nadmiarem przez wcześniejszą głodówkę.
W szkole znałam tylko dwie osoby, które nie traktowały mnie jak jakąś szmatę i byłam im za to bardzo wdzięczna, bo chyba nie dałabym rady wytrzymać bez nich. Przyjaciółka Jane i przyjaciel Christian.
On nie przychodził do szkoły zbyt często, najczęściej mu się nie chciało. Jego rodzice nie interesowali się nim zbytnio, dlatego miał zagrożenia z każdego przedmiotu, z których ledwo się wylizywał i często bez konsekwencji chodził na wagary, jednak gdy w końcu przekroczył progi szkoły, zwracając na siebie uwagę niczym król balu w błyszczącym garniturze, byłam najszczęśliwsza, bo miałam okazję się za nim stęsknić.
Jane była dla mnie równie ważna i wspierała mnie zawsze, gdy tego potrzebowałam, jednak ona była zawsze wzorową uczennicą. Nie miała zbyt wielu i zbyt poważnych problemów, dlatego przychodziła do szkoły codziennie, nie narzekając na multum prac domowych czy 9 lekcji jednego dnia. I to właśnie z nią chodziłam z klasy do klasy, na stołówkę czy siedziałam z nią w ławce, ona wysłuchiwała codziennie obelg dotyczących mnie i dzielnie mnie broniła, ale szkoda, że to nic nie dawało.
Mimo wszystko ich oboje kochałam, przecież tylko do nich mogłam iść gdy potrzebowałam się wypłakać w czyjeś ramię po tym, jak pewna grupka z mojej klasy przed lekcją obsypywała mnie oszczerstwami. Bo właśnie w mojej klasie miałam najgorszych dręczycieli.
Grupka czterech chłopaków, starszych od reszty klasy o 2 lub 3 lata z racji, że kilkukrotnie nie zdali, czyli Nathaniel, Harry, Brad i Alex tkwili na czele moich największych wrogów. Zawsze pewni siebie, chodzili z wysoko podniesioną brodą, jakby uważali, aby tylko korony na ich głowach się nie poruszyły. W końcu nie mogli stracić swojej pozycji, jednak bycie najbardziej rozpoznawalną ekipą w całej szkole niemiłosiernie uzależnia.
Nathaniel zawsze wydawał mi się najgorszy, ale po pewnym czasie zaczęłam dostrzegać na jego twarzy odrobinkę skruchy, gdy tylko całą paczką wychodzili po niezłym obrażaniu i gnębieniu mnie. Czasami byłam bliska wybaczenia mu, porozmawiania z nim, że widzę jaki jest i że nie do końca pasuje do całej grupy, jego wzrok mnie łamał, widziałam w nim ból i chęć zmiany, ale zawsze się powstrzymywałam. W głębi duszy zawsze nienawidziłam go całym sercem, podobnie jak reszty grupy. W końcu przez te wszystkie szkolne lata oni najbardziej niszczyli mi życie.
Myślałam też kilkukrotnie nad zmianą szkoły, jednak rodzice zawsze zastanawiali się dlaczego, wypytywali, chcieli konkretnych dowodów, bo w końcu chodziłam do jednej z lepszych szkół średnich w całym stanie.
To dlatego, że nigdy nie mówiłam im o moich problemach, nie mówiłam im, że przez mój wygląd codziennie wysłuchiwałam najgorszych słów jakie mogą przejść człowiekowi przez gardło, bo wiedziałam, że nie przenieśliby mnie do innej szkoły, a poszli wyjaśniać sprawę z dyrektorem, ten z kolei ukarałby wspaniałą paczkę, a oni wiedząc, że dyrektor dowiedział się tego wszystkiego od kogoś, oskarżyliby w pierwszej kolejności mnie, zaczęliby wyzywać jeszcze gorzej, jak nie bić czy szantażować.
Może jeszcze nie poznałam ich wszystkich możliwości, to nie są dobrzy ludzie.
Zgrywałam przed nimi twardzielkę, bo wyczytałam na jakichś forach internetowych, że podobno ,,brak wrażliwości i okazywania emocji ze strony hejtowanego osłabia hejtera", ale dziwnym, magicznym trafem historia od 2 lat jest dokładnie taka sama. Hejterzy jakimś cudem ani trochę nie słabną.
Genialne forum - możesz iść się jebać.
CZYTASZ
By The Weight To Your Heart
RomanceNigdy nie akceptowałam siebie i nikt nigdy nie akceptował mnie, mój wygląd niszczył moją psychikę tak długo, że w końcu wybuchłam. Ale nie płaczem, tylko paranoją. Zdrowy rozsądek przestał mieć dla mnie znaczenie, a chęć poczucia się wolną, niczym m...