To nie choroba

934 30 18
                                    

Standardowo wstałam po usłyszeniu melodii z budzika. Wpadłam do łazienki, aby opłukać twarz lodowatą wodą. Starałam się przywrócić do normalnego stanu poszarzałą, zmęczoną twarz z workami pod oczami.

Nie spałam ostatnio zbyt dobrze, działo się zbyt wiele, miałam zbyt dużo na głowie, zbyt dużo problemów.

Oparłam się rękoma na brzegach umywalki i nachylona nad nią podniosłam głowę, aby spojrzeć w lustro. 

Cholera, widzę się za kilka godzin z Natem. 

Te ostatnie kilka dni też tak wyglądałam i on też mnie tak widział?

Przebiegłam do pokoju i nałożyłam na twarz najbardziej kryjący korektor i podkład, jakie miałam. Dodałam różu na policzki, trochę rozświetlacza, pomalowałam usta błyszczykiem i dokleiłam delikatne, sztuczne rzęsy.

Chociaż na ten ostatni dzień wykrzeszę z siebie resztki życia.

Zdjęłam ciuchy z krzesełka, które naszykowałam sobie dzień wcześniej i szybko je naciągnęłam. Spojrzałam w lustro, aby połączyć paskiem czarną, szeroką spódniczkę i białą koszulę z dużym dekoltem. Naciągnęłam czarne szpilki i założyłam biżuterię. Już nie pamiętam kiedy miałam siłę, aby tak się wystroić. 

W końcu to ostatni dzień, kolejne 2 miesiące spędzę w dresie.

Chwyciłam torebkę i naszykowana zeszłam na parter, ale nikogo nie zastałam. Mama już wyszła do pracy, natomiast na wyspie kuchennej stały płatki czekoladowe, mleko i miska.

Natomiast ja ściskałam się ładnych parę minut, żeby zapiąć pasek na ostatnią dziurkę. Nic nie wcisnę, mimo, że co dziwne, byłam dość głodna. 

Wybiegłam z domu i w dziwnie dobrym humorze poszłam na przystanek. Byłam prawie pewna, że ten optymizm był nerwowy. Bo na mojej ostatniej rozmowie z Nathanielem na kolejne 2 miesiące nie mogłam wyrazić żadnych emocji.

***

-Dziękuję Wam bardzo za ten cały rok szkolny jeszcze raz i życzę wam udanych wakacji pełnych uśmiechu, wypoczynku a być może i nauki. Do zobaczenia we wrześniu.

Wszyscy wysypali się z sali, przytulając się i przybijając sobie piątki na pożegnanie. Nie byliśmy zbytnio zgraną klasą, więc poza grupkami najprawdopodobniej wszyscy spotkają się dopiero pod koniec sierpnia. Jednak mimo wrzawy, śmiechów i wszechobecnych rozmów usłyszałam swoje imię, na którego słuch przeszły mnie ciarki.

- Caroline!

- Ciszej - powiedziałam odciągając go za rękaw na boczny korytarz. - chłopak, wpierw podekscytowany na mój widok, jakby gaśnie.

- Tutaj masz ten plan jedzenia, mam nadzieję, że lubisz to co tu jest i że będziesz się do niego stosować.

- Jasne jak słońce.

- A co do wczorajszej wiadomości, nie odpisałem bo chciałem o tym z tobą porozmawiać w cztery o...

- Miłych wakacji Nate - i posyłając mu uśmiech najcieplejszy jaki byłam w stanie z siebie wykrzesić, przyspieszyłam kroku wychodząc szybko z budynku.

Schodząc po schodach szkoły miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony przepełniała mnie duma, że zrobiłam to tak szybko i stanowczo. Z drugiej, zaczęło mnie gryźć sumienie, że potraktowałam go zbyt ostro. Ale w końcu tak chciałam postąpić. Z trzeciej zdałam sobie sprawę, że umiałabym zakończyć z nim kontakt na stałe. Nawet z dnia na dzień.

Ale najwidoczniej moje serce tego nie chce. Głos rozsądku głucho krzyczy.

Beztrosko idąc na przystanek, jeszcze w obrębie szkoły nagle poczułam jak miękną mi nogi, zakręciło mi się w głowie i poczułam jedynie upadek na ziemię.

By The Weight To Your HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz