Wrzask

664 22 9
                                    

Kiedy w końcu złapałem oddech, a obraz przed oczami przestał się aż tak rozmazywać spojrzałem na ciało.
Nie oddychał, nie mrugał. Był cały we krwi i siniakach. Nie wiedziałem, że da się kogoś pobić na śmierć. Nie wiedziałem, że jestem zdolny do zabójstwa. Nie wiedziałem że tak mocno ją kocham.

Miałem w głowie jeden wielki bałagan i nie wiedziałem, jak zacząć go sprzątać. Tym bardziej, nie wiedziałem jak sprzątnąć salę gimnastyczną. Całe szczęście było już po lekcjach, a na tym piętrze nie było nawet woźnej. Poszedłem do łazienki, zwinąłem dużą ilość papieru toaletowego, zwilżyłem go wodą i zmyłem ślady krwi z podłogi, dokładnie, żeby nie było śladów. Poszedłem do schowka, poszukać czegoś, w co mogę schować ciało. Znalazłem pusty worek od piłek do kosza. Nie miałem innego wyjścia.

Zapakowałem zimne ciało do worka i wysunąłem go przez okno, pod którym były kontenery na śmieci.
Szybko wybiegłem ze szkoły, zwymiotowałem. Stres, przerażenie przed samym sobą.

Zajrzałem do śmietnika. Worek był na samym wierzchu a ja wiedziałem, że ktoś może się zdziwić widząc niezniszczony materiał, który jest jeszcze wypełniony. Z drugiego kontenera wyjąłem kilka dużych śmieci i w nich zakopałem ciało. Poszedłem z powrotem na salę gimnastyczną, upewniłem się czy nie zostały żadne ślady i wszedłem do łazienki umyć ręce, opłukać twarz zimną wodą.

To się stało, nie odwrócę biegu czasu.

Przy opuszczaniu budynku starałem się wyglądać jak zawsze, włożyłem swój klasyczny uśmiech i pogodnie witałem ostatnich nauczycieli. W końcu zaszyłem się w swoim samochodzie.

Płacz, wrzask. Uderzałem dłonią w kierownicę. Co ja powiem Caroline? Postrzegała mnie za kogoś innego, udało mi się przekonać ją do siebie po tylu kłótniach, po takim czasie tkwienia w braku jakiegokolwiek zaufania. Teraz, mam się przed nią przedstawić jako morderca? Nigdy więcej nie da mi szansy. A w końcu się o tym dowie, wszyscy się dowiedzą. Na ciele Brada wszędzie są odciski palców, moja krew. Ale nie obchodziło mnie to teraz. Musiałem dojechać do domu, ochłonąć, przespać się z tym.

Ciągle płacząc, wracałem do domu. Ledwo kierowałem pojazdem i stale myślałem, co powinienem powiedzieć dziewczynie.

Gdy otworzyłem drzwi domu Caroline, wykręcało mi brzuch ze stresu. Wciąż patrzyła na mnie jak zawsze, a miało się to zmienić za kilka minut.

Co przyszło mi do głowy, co we mnie wstąpiło? Co ja jej, kurwa, powiem...

-Cześć kochanie - dała mi całusa w czoło - Mówiłam ci, żebyś mnie obudził.

- Położyłem się obok ciebie, spałaś tak słodko - starałem się mówić z uśmiechem, ale wciąż mój głos był podłamany.

- Coś się stało?

-Źle się czuję, ale nie musisz się przejmować.

- Jak mam się nie przejmować. Coś się stało? Wiesz, że jestem po to, żeby cię wysłuchać.

-Stało się, ale nawet nie wiem jak ci o tym powiedzieć.

-Szybko - powtórzyła mój tekst, z dumą i uśmiechem.

-Zabiłem.

Faktycznie, jedynie jak mogłem się na to zebrać to powiedzieć to szybko. Obserwować jej twarz i doszukiwać się emocji.
Co mogło się pojawić na jej twarzy? Rozczarowanie? Gniew? Obrzydzenie? Smutek?
Ale ona się zaśmiała.

-Komara? Muchę? Czy gołębia, jadąc samochodem?

Zacisnąłem usta i wypuściłem łzę. Spuściłem głowę i kątem oka spoglądałem na dziewczynę.

Gdy zobaczyla na moim policzku lśniącą kroplę, zrozumiała, że takiego zabójstwa to ja bym chciał dokonać.

Uśmiech zaczął spływać z jej twarzy, oczy robiły się wielkie i przerażone.

-Brada Parkera. Chciałem z nim pogadać, o tobie. Chciałem nad sobą panować. Ale mówił takie rzeczy. Było mi niedobrze a gniew się skumulował i nie byłem w stanie tego ujarzmić. Chciałem go tylko pobić. Ale chyba... Udławił się własną krwią...

***

- Łżesz. - chłopak próbując tłumić łzy zmarszczył oczy i zakrył ręką usta.

- Chciałbym. Słońce ja Cię tak bardzo kocham, w życiu bym tego nie zrobił w normalnym stanie. Nie jestem zdolny do zabójstwa -

- Nie?

- Nie przy zdrowych zmysłach. Ale czy to coś zmienia? - chłopak pytał się z ogromną nadzieją w oczach i histerycznym, desperackim uśmiechem. W życiu nie widziałam go w takim stanie - Przecież nigdy bym cię nie skrzywdził, myszko.

- Jaki mam na to dowód?

- Moje słowo.

- Słowem też mi obiecałeś, że pogadasz z nim spokojnie.

- Bo tak planowałem.

- Gdzieś mam twoje plany! Jesteś mordercą, boję się ciebie. Dalej cię kocham, ale nie będę mieszkać z kimś kogo się boję. Wynoś się.

- Caroline...

- Zamknij się i wyjdź.

- Chłopak nie wyglądał jakby miał się ruszyć. Widziałam po nim, że był w stanie znieść mi gwiazdkę z nieba żebym mu tylko wybaczyła i dała całusa, tu i teraz. Ale ja potrzebowałam pomyśleć. Gdy zaczęłam płakać, nawet tego nie kontrolując, chłopak chyba dopiero zrozumiał przekaz i z trzaskiem drzwi wyszedł z domu. Jednak słyszałam, jak stał jeszcze pod drzwiami.

- Odejdź. - szepnęłam.

Usłyszałam bieg chłopaka i odpalanie samochodu. Oparłam się o drzwi i chowając twarz w rękach, próbowałam opanować płacz.

Muszę zadzwonić do Jane.

By The Weight To Your HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz