Każdy dzień w tym miejscu był taki sam. Podobne lekcje, ciągłe obrażanie mnie. Potem zawsze wracam do domu, udaję przed mamą, że w szkole było w porządku i staram się uśmiechać najwiarygodniej jak potrafię. Jadłam prawie ciągle, to był mój sposób na niwelowanie złych emocji. Koło dziesiątej wieczorem szłam do sypialni pod pretekstem, że kładę się spać. Owijałam się kołdrą, nakładałam na uszy słuchawki, z których płynęły ciepłe, wolne i melancholijne dźwięki, brałam paczkę chusteczek i po prostu wyrzucałam z siebie wszystko co w sobie tłumiłam w postaci łez. W końcu oczy mi puchły tak, że nie byłam w stanie ich otworzyć, byłam cała czerwona i brakowało mi tchu. Działo się to zawsze między trzecią a czwartą i wtedy osiągałam, można powiedzieć stan wykończenia organizmu z płaczu, a przez okno zaglądały pierwsze promienie słońca, przez które odechciewało mi się płakać, to było zajęcie na bycie pod osłoną nocy.
Szłam spać na kilka niewystarczających godzin, wyglądając jak trup szykowałam się do szkoły i historia się zapętlała. Jednak któregoś dnia wszystko się zmieniło, o 180 stopni.
Stałam na przerwie, przy ścianie niedaleko sklepiku, właśnie kupiłam sok pomarańczowy i sięgnęłam do plecaka po książkę, aby powtórzyć infomacje przed testem.
Wtedy pojawili się oni.
Widziałam jak się zbliżają, niby idąc spokojnie i obojętnie, a jednak uśmiechając się do mnie głupio i już wiedziałam, że nie mam nawet po co uciekać.
Otoczyli mnie tak, abym nigdzie nie poszła i na pierwszy ogień tego dnia wystawili Nathaniela.
Chwilę patrzył się na mnie, jakby z troską i jakby próbował spojrzeniem przekazać mi abym nie przejmowała się tym co robi, że on tego nie chce. Ale jakie to miało znaczenie skoro zrobił to, co zrobił?
-Grubaska! - krzyknął do mnie. Poczułam kolejne uderzenie w moją psychikę, znowu tak bardzo zabolało. Oczy zaszły mi łzami i wtedy wiedziałam, że zauważą to, jak idealnie we mnie trafili, żeby mnie zniszczyć i będzie jeszcze gorzej.
-Jesteś tylko grubą, durną świnią - i wtedy posunął się już za daleko.
Popchnął mnie na ścianę tak mocno, że uderzyłam tylną częścią głowy z całej siły w ścianę i przez moment obraz przed oczami mi się rozmył. Byłam jednocześnie zszokowana i załamana, bo jeszcze nigdy nie stosowali na mnie przemocy fizycznej, a skoro zaczęli i zobaczyli, że to mnie trafia, nie przestaną.
I to, że po Nathanielu, u którego w oczach już próbowałam odkopać dobrego człowieka, najmniej się tego spodziewałam.
Przecisnęłam się przez nich i uciekłam do łazienki, gdzie wpadłam w atak histerii.
Wiedziałam, że dłużej tak nie wytrzymam, że w końcu z bezsilności coś sobie zrobię. Lub zrobią mi oni. Nie sądziłam, że są zdolni do przemocy, jednak po tym co stało się przed chwilą nigdy nie będę już w tej szkole spokojna. Mogą się posunąć do wszystkiego.
Odchyliłam do tyłu głowę napinając kark. Poczułam rwący ból z tyłu głowy. Dotknęłam szczypiącego miejsca i poczułam ciecz, która jak się później okazało miała metaliczny zapach.
Krew.
Czy ten pojeb rozciął mi głowę?
Przejechałam palcem po rozciętym miejscu, rana była wielka. Nie widziałam innego wyjścia, więc poszłam do pielęgniarki, powiedziałam, że potknęłam się, przewróciłam i w coś uderzyłam głową i że czuję się dobrze, aby nie wezwano do szkoły mojej matki oraz żeby chłopacy nie mieli kłopotów, bo mimo tego, że życzyłam im tego z całego serca miałabym wtedy niezłą zabawę.
Pielęgniarka zdezynfekowała i opatrzyła moją ranę, uciekłam z gabinetu aby uniknąć niepotrzebnych pytań i wyszłam z budynku szkoły. Nie miałam sił ani psychiki, żeby zostać na lekcjach. Pobiegłam na pierwszy autobus i wsiadłam na tył, aby nikt mnie nie widział. Byłam spuchnięta od płaczu, od szoku. Na głowie miałam wielki plaster.
Jazda autobusem nigdy się tak nie ciągnęła. Gdy w końcu wysiadłam, wróciłam szybko do domu i zatrzasnęłam drzwi z hukiem. W domu nikogo nie było, nie musiałam się tłumaczyć. Dławiąc w sobie wszystkie możliwe emocje wręcz wbiegłam po schodach do sypialni, zamknęłam drzwi, okna i wybuchnęłam płaczem w poduszkę.
Wiedziałam, że nic już nie będzie takie samo. Nigdy nie cieszyłam się gdy podchodzili mnie zwyzywać, jednak nigdy nie bałam się bardziej niż poprzedniego razu. Zawsze bolało tak samo, ale psychicznie. Nigdy mnie nawet nie dotknęli. Po dniu dzisiejszym bałam się wrócić do szkoły, bałam się, czego mogę się spodziewać. Wiedziałam, że się od tego nie wywinę, bo musiałabym powiedzieć wszystko rodzicom. Muszę jutro rano wstać, na trzęsących się ze strachu nogach pójść do liceum i ciągle rozglądać się wokół siebie, czy nie ma tej czwórki, która teraz mogła mnie nawet zaciągnąć do łazienki i zgwałcić czy pobić jeszcze dotkliwiej. I to wszystko za co, tylko za mój wygląd? Myślałam, że do takich rzeczy dochodzi gdy ktoś komuś się naraża. Czułam się jak kibic drużyny innego państwa a ja po prostu inaczej wyglądałam.
Nie miałam od tego jak uciec, choć jednocześnie wiedziałam, że muszę coś zrobić, żeby w końcu dali mi spokój, bo tego już nie zignoruję, to zachodzi za daleko, ale im nic nie zrobię, to ja muszę przestać prowokować do wyzywania mnie.
Muszę się zmienić, zmienić swój wygląd.
Muszę schudnąć.
A wtedy nad moją głową pojawiła się lampka.
Jeśli będę szczupła, tak szczupła, że będę wyglądać jak anorektyczka wszyscy na pewno się ode mnie odwalą i skończę to wszystko.
CZYTASZ
By The Weight To Your Heart
RomanceNigdy nie akceptowałam siebie i nikt nigdy nie akceptował mnie, mój wygląd niszczył moją psychikę tak długo, że w końcu wybuchłam. Ale nie płaczem, tylko paranoją. Zdrowy rozsądek przestał mieć dla mnie znaczenie, a chęć poczucia się wolną, niczym m...