- To nie jest prawda, nie może być.
- 3 miesiąc. Ale wpierw też nie wierzyłam.
- Z tym chłopakiem, prawda?
- Nie. Z innym.
- Rany, z iloma chłopakami sypiasz? - poczułam odrazę, ale wiedziałam, że nie mogę wytłumaczyć jak było naprawdę. Gwałt miał nie wyjść na jaw, nie chciałam stresować matki i ściągać ją z powrotem do kraju, dosłownie kilka godzin po przyjeździe.
- To nieistotne. Z dzieckiem jest wszystko w porządku, miałam robione USG. Nie musisz się martwić, dam sobie radę.
- Dobrze, gdy będziesz czegoś potrzebować, pisz i dzwoń.
- Zapamiętam.
Kobieta rozłączyła się, bez żadnego pożegnania i zablokowała mój numer. Nie chciałam żeby wracała, nie chciałam jej zatrzymywać, ale jednocześnie liczyłam, że jako matka, powie, że przyjedzie chociażby szybciej. Myślałam, że nieletnia córka w ciąży to odpowiedni powód. Jednak się pomyliłam.
Ponownie włączyłam ulubioną piosenkę i posprzątałam dom. Mama była w ostatnich tygodniach bardzo zajęta pracą i pakowała się na wyjazd, co dopiero sobie uświadomiłam. A ja byłam tylko w stanie znikać z domu na całe dnie i resztę czasu spędzać zaszyta we własnym pokoju, najczęściej pod kołdrą. Wszędzie leżały brudne naczynia, a dywany nie były odkurzane od bardzo dawna. Nie minęła godzina i wszystko było czyste. Byłam dumna z siebie, że w końcu nadszedł dzień w którym nabrałam jakiejkolwiek energii. Zwłaszcza po tym, czego dowiedziałam się wczoraj.
Może mój umysł próbował stłumić myśli o ciąży?
Usiadłam na kanapie i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Myśli z wczoraj, z samochodu, zaczęły powracać.
Poszłam na strych i zaczęłam penetrować wszystkie siwe od kurzu kartonowe pudła. Coś sobie przypomniałam.
Znalazłam pudło podpisane "SPORT" i zdmuchnęłam z niego kurz, prawie się nim dusząc. Rozkleiłam taśmę z wierzchu i wyjęłam kilka par rolek, łyżew i złożoną hulajnogę, po czym znalazłam ją.
Piękną, lśniąco czerwoną deskorolkę z griptapem, ułożonym w różne zdobienia. Włożyłam ją pod ramię, wsunęłam pudło tam gdzie było i zbiegłam po schodach, otwierając drzwi i wyskakując na dwór. Od razu położyłam deskę na ziemi i ostrożnie na niej stanęłam.
Ostatni raz, byłam tu 3 lata temu lub nawet dawniej. Jeszcze przed obrażaniem, przed problemami, gdy smakowałam życie i praktycznie nie bywałam w domu. Spotykałam się ze znajomymi z podstawówki niemal codziennie i właśnie często chodziliśmy na skatepark. Później, gdy więcej czasu spędzałam w łóżku, płacząc w poduszkę, wrzuciłam deskę i rolki na strych, a problemy pochłaniały mnie coraz głębiej.
Zdążyłam zapomnieć, jak wyzwalające było jeżdżenie na niej.
Odepchnęłam się nogą i pojechałam prosto ulicą przy moim domu.
Zapach lipca, wakacji, ciepłe powietrze, miły, muskający twarz gorący wiatr. Słońce grzejące włosy. Czułam się jak oderwana od rzeczywistości i nie chciałam tego przerywać, nigdy. Przejechałam tak całą dzielnicę i mijając dom, pojechałam w drugą stronę. Miałam dobre wspomnienia z tą drogą.
Jazda środkiem jezdni, motyle w brzuchu przez prędkość. Chyba właśnie tego mi tak mocno brakowało.
Dojechałam do lasu i wchodząc na mech, zeszłam z deski. Przeszłam kawałek między drzewami, znów czując znajomy żywiczny aromat i w końcu usłyszałam ten kojący szum. Stanęłam na krawędzi klifu, jak wtedy. Zapomniałam o wszystkim, co mogłoby mnie w tej chwili obchodzić i położyłam się na miękkiej, pożółkłej trawie.
Nie wiem ile czasu minęło, ile się rozkoszowałam tym stanem. Jednak wyrywając mnie z niego wystraszył mnie głos. Był jednak znajomy.
- Nie wiedziałem, że jeździsz na desce.
- Nie wiedziałam, że mnie śledzisz.
- W życiu. Nie spodziewałem się tu ciebie, sam chciałem odpocząć.
- Kładź się - powiedziałam do chłopaka, który od razu wykonał prośbę - Nie prościej było mnie wczoraj po prostu obudzić?
- Byłaś taka spokojna.
Nie zareagowałam. Twarz nawet mi nie drgnęła.
- A wiesz jak moja mama zareagowała? - chłopak spojrzał na mnie z zaciekawieniem. - kupiła mi paczkę gumek - parsknęłam śmiechem.
Popatrzył na mnie, przetworzył co mu powiedziałam i sam wybuchł śmiechem. Gdy już złapałam tlen, dalej się jednak śmiejąc, dodałam:
- A ja zadzwoniłam do niej i powiedziałam, że trochę się z nimi spóźniła bo już zaciążyłam - ponownie wpadłam w śmiech. Jednak chłopak spoważniał.
- Powiedziałaś jej o ciąży?
- Taaak.
- Skąd ta radość, wczoraj wyglądałaś jakby posypało ci się życie.
- Zrobiłam dzisiaj wszystko, na co nie miałam energii przez ostatnie kilka lat. Poczułam uczucie towarzyszące przy jeżdżeniu na desce po raz pierwszy, odkąd popadłam w depresję. Zjadłam łyżkę lodów stracciatella i nawet jej nie zwymiotowałam. Zaczęły się wakacje, powietrze pachnie wakacjami, latem i ciepłem. Cholera, nie ma się czym martwić. Jest tak pięknie, ja się wystarczająco już nacierpiałam.
- A jak wytłumaczyłaś tą ciążę? Powiedziałaś jej, że ktoś cię zgwałcił?
- Nie. Powiedziałam, że to nasze dziecko.
- Co proszę? - Nate się oburzył. - Jak my nawet...
- Musiałam, przepraszam. Czuję się jakbym była pijana. - uspokajałam się. - Powiedziałam jej, że z kimś innym, nie z tobą. I to tyle. Nie pytała o nic więcej, tylko rozłączyła się nagle. Jakby miała długo nie dzwonić.
- To nie ma jej w domu?
- Nie, wyjechała do Londynu. Na nie wiem jak długo. Nic nie wiem. Nie rozmawiałyśmy za dużo, nie chciałam przebywać często w domu w ostatnich tygodniach.
Spojrzałam kątem oka na Nathaniela. Ponownie miał minę, jakby przyjmował ode mnie część mojego cierpienia. Które zawsze powinno zostać tylko moje. Wyczuł, jak emanuje ode mnie samotność, jak wpływa na mnie to, że każdy mnie w ostatnim czasie zostawia. Nawet własna matka.
Zauważyłam też jak wyciągał dłoń w moim kierunku. Jakby chciał znów pogładzić mnie po głowie, lub ramieniu. Ale żebym to zaakceptowała, musiałam być odurzona smutkiem, histeryczną rozpaczą i łzami.
A może dalej po prostu to sobie wmawiałam?
Szybko, wręcz zerwałam się z ziemi i wstałam, po czym od razu skierowałam się w stronę lasu.
- Masz jakieś plany na później?
- Znowu zmiana tematu? - chłopak wydał się być zawiedziony. Zdałam sobie sprawę, chyba po raz pierwszy, że on dostrzega jak uciekam od każdego jego dotyku, czy cieplejszego słowa. I jak udaję, że nic nie widziałam, nic nie słyszałam. Poczułam się winna. I wytłumaczę się mu, przeproszę. Ale później.
- Przyjedź pod mój dom późnym popołudniem, już wieczorem. Tak na zachód. Mam dla ciebie fajną propozycję na wyjście, tak na rozluźnienie.
- Gdzie?
-Ja nic nie wiem, dowiesz się jak dojedziemy - uroczo uśmiechnęłam się do chłopaka. I pobiegłam przez las jak najprędzej, od razu wskakując na deskorolkę.
CZYTASZ
By The Weight To Your Heart
RomansaNigdy nie akceptowałam siebie i nikt nigdy nie akceptował mnie, mój wygląd niszczył moją psychikę tak długo, że w końcu wybuchłam. Ale nie płaczem, tylko paranoją. Zdrowy rozsądek przestał mieć dla mnie znaczenie, a chęć poczucia się wolną, niczym m...