Dokumenty

295 19 0
                                    

Przeczesałem włosy dłonią, patrząc przez szybę na pracowników. Zgasiłem peta w pseudo kryształowej popielniczce, odwracając się w stronę Guntera. Był on szefem oddziału w Berlinie, co było jedną z moich najlepszych decyzji podjętych względem firmy. Jednak nie mogłem się skupić na jego słowach. Von Mark to energiczny mężczyzna w średnim wieku. Bardzo pracowity, konkretny i szczery do bólu. Lecz tym razem moich myśli nie zaprzątały leżące przede mną faktury, a drobny, jasnowłosy chłopiec. Jak się ma moja perełka? Czy chłopcy go pilnują? Dbają o niego jak trzeba? Czy cieszy go moja nieobecność? W dniu jego powrotu mocno zjebałem sprawę. Później było tylko gorzej. Naprawdę żałuję tego uderzenia. Moja mała, tak delikatna kruszynka musiała znieść taki ból. Chciałem go przekonać do siebie, a uzyskałem zupełnie odwrotny efekt.

- Szefie?

Z zamyślenia wyrwał mnie głos Niemca.

- Tak?

- Trzeba przeanalizować ten miesiąc. Coś się nie zgadza, ale nie potrafię znaleźć, co dokładnie.

Skinięciem potwierdziłem, że zajmę się tą sprawą. Kiwnął mi na pożegnanie i opuścił biuro. Odsunąłem fotel od biurka, usiadłem i zajrzałem do pierwszych faktur. Pierwsze wydawały się w porządku, w połowie zauważyłem niezgodności w nazwiskach dostawców, po chwili również dopatrzyłem się niezgodności kosztów. Były to różnice wysokości groszy na paletę, lecz przy ich ilości było to wyruchanie firmy na gigantyczne kwoty. Zirytowany, napisałem do sekretarki, aby jutro wszyscy moi magazynierzy stawili się w głównej strefie kompletacyjnej, razem z kierowcami. Koniec tego dobrego. Sięgnąłem po prywatny telefon, wybierając numer Toma. Po trzech sygnałach rozległo się standardowe dla niego, nazbyt optymistyczne przywitanie.

- Tak, hej. Mam sprawę.

- Niczego innego się nie spodziewałem. Wal.

Prychnąłem pod nosem.

- Ktoś w firmie jebie mnie na hajs. Uzbierały się grube tysiące. Potrzebuję na jutro kogoś, bo zamierzam dokładnie przebadać krążenie towarów i zmiany, przy których występują te nadwyżki. Od razu wniosę oskarżenie.

- Na lajciku, przyjacielu. Przyślę tam Kircha i Zimmerna, radiowóz czy po cywilu?

- W mundurze.

- Jasne. Narka.

Rozłączyłem się, a na moją twarz wpłynął zadowolony uśmieszek. Oparłem się o fotel, zakładając ręce za głowę. Jeszcze kilka dni i wrócę do mojej perły.

 Jeszcze kilka dni i wrócę do mojej perły

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Jesteś moim lekiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz