Śniadanie

262 17 0
                                    

Słodki sos ściekał gęstymi strugami wzdłuż kupki naleśników. Lurien niespokojnym wzrokiem błądził między twarzą a talerzem chłopaka siedzącego przed nim. Był nad wyraz milczący, a nienawiść i wrogość w jego oczach przytłaczała biznesmena. Już dawno odpuścił sobie tworzenie jakiejkolwiek maski przy tym dzieciaku. Nie było w tym sensu.

- Takashi, co się dzieje? Wiem, że jesteś drażliwy przez ostatnie... Wydarzenia...

Jedno spojrzenie pełnych mroku oczu wystarczyło, aby zamknąć mu usta.

- Powinniśmy porozmawiać... Martwię się perełko...

Martwi? Takashi aż kipiał ze złości. Jak on śmie? Nie martwił się, gdy go gwałcono i katowano, pozbawiono ludzkiej godności. A teraz ma czelność patrzeć na niego z taką troską? Tak ciepło do niego mówić? Kpina.

- Jestem niezwykle wzruszony.

Sarkazm w głosie nastolatka nie przeszkodził uśmiechowi wedrzeć się na zmęczoną twarz mężczyzny.

- Miałeś mnie gdzieś. Zostawiłeś samego, bez możliwości obrony, z dwójką psychopatów. Powiedz mi, po co? Byłem posłuszny. Może nie słownie, ale robiłem to co chciałeś. Jaki był twój cel? Bardziej mnie upodlić? Udowodnić, że jestem niczym więcej jak czyjąś zabawką?  Moja psychika nie jest tak łatwa do przestawienia, a woli walki nie zniszczysz chujem.

Wstał od stołu, z całą gracją, jaką mógł z siebie wydobyć. Rzucił starszemu jeszcze jedno, gniewne spojrzenie, następnie udając się do sypialni. Skulony na łóżku, drżał, a przeczucie mówiło mu, że właśnie coś bardzo wpłynęło na jego życie. Nie był w stanie go znienawidzić.

Lurien złożył ręce i oparł na nich głowę. Ból zmieszany z złością i poczuciem winy, powoli niszczył resztki jego samokontroli. Dzwoniący telefon i świadomość, że z rana musi stawić się w firmie nie pomagały ukoić nerwów.

Jesteś moim lekiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz