Takashi stracił łączność ze światem. Jego podświadomość stworzyła mur, który odgrodził go od bólu ciała i płaczu psychiki. Siedząc pod ścianą, skulony niczym dzikie zwierze, oddychał głośno, rozbieganym wzrokiem lustrując ciemność dookoła. Nie był w stanie zliczyć, ile razy został zgwałcony, jak wiele ma ran, czy jak długo tutaj jest. Łzy, do niedawna zdobiące jego sine policzki zaschły, tworząc setki drobnych ścieżek, kończących się przy podbródku. Roztrzepane, sklejone od potu i krwi włosy sterczały na wszystkie możliwe strony, a kilka pojedynczych pasem przyczepiło się do czoła i drobnej rany przy lewym uchu.
- Taki, Taki, Taki...
Cichy, nie do końca normalny chichot wydobył się z spierzchniętych ust.
Niebieskooki wiedział, ze już nigdy nie będzie wyglądał jak kiedyś. Nie był narcystyczny, jednak to właśnie nietypowa uroda była jego największym atutem. Gdyby był niski, przy kości i pryszczaty, jego odzywki i jawne manipulacje słowne nie byłyby odbierane jako zaleta, czy ciekawa cecha, a wada, pyskowanie. Żałował. Teraz, z tą twarzą, na pewno nie będzie miał szans na jakąkolwiek pomoc. Jego właściciel na pewno nie będzie chciał tak wysłużonej, zniszczonej zabawki, skoro takich jak on może mieć na pęczki. Nie ma szans w znalezieniu pomocy u kogokolwiek innego. Mógłby oczarować któregoś z jego znajomych, ale z tą skazą na ciele, żaden z nich nawet na niego nie spojrzy.
Wstał chwiejnie, podpierając się ściany. Prawa ręka zwisała wzdłuż ciała, jakby niepodległa woli właściciela.
- Taki, Taki, Taki...Taki je robaki... Wchodzą oczodołami... Wypełniają wargi...Taki, Taki, Taki...Mały, głupi Takashi...
Piskliwy rechot towarzyszył osunięciu się drobnego, wychudzonego ciała po ścianie na zimną posadzkę.
Czuł się brudny, zniszczony i nic niewarty. Skoro przestał walczyć, to znaczy, że go złamali, prawda?
Usłyszał krzyk, głośny i bolesny dla jego przyzwyczajonych już do ciszy w domu uszu. Podniósł wzrok, a lazurowe, pozbawione już dawnego blasku tęczówki rozszerzyły swoje pole, gdy oczy poraziło zimne światło z żarówek na korytarzu. Ktoś głośno, z świstem wciągnął powietrze, lecz zamglone bólem i lekkim szaleństwem oczy nie rozpoznały osobnika. Uśmiechnął się jedynie chwiejnie, ukazując brudne, choć wciąż białe zęby. Przekrzywił głowę w bok i zaśmiał się niebezpiecznie, niczym mała dziewczynka z horroru, przyciągając do siebie bezwładną, złamaną w kilku miejscach rękę. Przekrzywił głowę, śmiejąc się coraz głośniej, patrząc niezidentyfikowanej postaci prosto w szeroko otwarte oczy. Widział, jak jego usta szarzeją, a z nich wypełzają małe robaczki, które towarzyszyły mu w osamotnieniu. Wyobraźnia manipulowała nim, dodając do całości plamę krwi u stóp przybysza, długie kły raniące wargi czy szkarłatny refleks na włosach. Śmiał się i kołysał delikatnie, w rytm swojej własnej melodii, napawając niemalże wyczuwalnym w powietrzu przerażeniem przybysza.
-Takashi...
Drżenie głosu mężczyzny przywodziło mu kogoś na myśl, jednak ani drogi garnitur, ani znajoma sylwetka nie pobudziły jego wspomnień. W głowie chłopaka jego głos się modulował, co chwilę zmieniając tonację. Echo jego słów mieszało się ze śmiechem, dopóki młodzieńczy umysł nie przegrał walki z zbyt dużą ilością bodźców. Nastolatek zemdlał, uderzając głową o posadzkę, w całości ubrudzoną od wszelkich wydzielin.
CZYTASZ
Jesteś moim lekiem
ContoTakashi to Japończyk o mieszanych korzeniach. Delikatny i miły do bólu, niewinny jak dziecko i czysty jak łza. Przynajmniej pozornie. Co się stanie, jeśli trafi w ręce handlarzy? Jak się zachowa, i jaka będzie reakcja jego nowego właściciela?