-47-

239 18 4
                                    

TG: Lily? Słyszysz mnie?

Pytania, które były kierowane w moją stronę odbijały się echem w całej mojej głowie. Starałam się otworzyć oczy i powiedzieć, że nic mi nie jest, ale czułam tak okropny ból w czaszce, że nie miałam siły nawet otworzyć oczu. 

F: Może lepiej zawieść ją na pogotowie?

Słysząc to za wszelką cenę starałam się dać im jakiś znak, że to nie jest dobry pomysł. Udało mi się złapać na czyjąś rękę i cicho powiedzieć:

-Żadnego szpitala. W torebce......Tabletki.

TG: Tabletki? Felix mógłbyś?

Pomyśleć, że teraz tacy zgrani. 

F: To chyba to. - po czym poczułam jak któryś z nich , prawdopodobnie Taeyong stara się podać mi leki. Nie wiedząc jak ,udało się i po paru minutach zyskałam na tyle sił, aby móc wstać i usiąść na fotelu. Widząc ich miny nie mogłam się nie uśmiechnąć. 

-Możecie już oddychać. Po prostu to wszystko z emocji. W dodatku zapomniałam zjeść lekarstwa i wyszło co wyszło. - oni jedynie bez słowa spojrzeli na siebie. 

-Ale jestem pod wrażeniem, że udało wam się dogadać. - powiedziałam przyglądając się ich reakcji. 

F: To była wyjątkowa sytuacja. I to wcale nie ze względu na ciebie. Każdemu byśmy tak pomogli - rzekł odwracając wzrok i kierując się za biurko. 

-Bynajmniej dziękuję. 

TG: Często ci się to zdarza?

-Praktycznie w ogóle. - odpowiedziałam. 

Nie powiem przecież, że od tego wypadku z Chrisem coraz częściej. Nie muszą wiedzieć wszystkiego. Pewne fakty wolę pozostawić dla siebie. 

F: Może lepiej, żeby zbadał cię lekarz? Zemdlałaś. Musi być tego jakiś powód. 

-To nic takiego. Nie mam czasu. Muszę się przebrać i wracać. W bazie pewnie odpaliła się niezła burza po tym jak uciekłam. 

F: Jak znam Luhana i jego ojca to wcale nie zwiałaś . Pewnie czekają na ciebie przed wyjściem. - stwierdził ze spokojem. 

-Szefie! Mamy delegację. - oznajmił jeden z jego ludzi wparowując do gabinetu. 

F: A nie mówiłem? 

TG: Chyba ich tutaj nie wpuścisz?

F: A mam inne wyjście.  Nie potrzebuję konfliktów, a ona i tak przed nimi nie ucieknie. Wpuść ich. 

-Szlag! Taeyong? Musisz zadzwonić do Dylana i o wszystkim mu opowiedzieć. - złapałam jakąś kartkę leżącą na blacie i długopis. - Tutaj masz numer. - mówiłam z pośpiechem. 

TG: Ale....

-Nie ma czasu na ale. Pewnie zaraz tutaj wparują i siłą zaciągną mnie do bazy, a tam zamkną w izolatce. - widząc jego spojrzenie musiałam dodać - Tak oni są do tego zdolni. - po czym otwarły się drzwi. A w nich stało czterech gości plus ojciec Luhana. Jego spodziewałam się tutaj najmniej. 

SZ: Kto by się spodziewał, że odważysz się uciec. I to akurat tutaj. Brać ją!- po czym kiwnął na dwóch typów stojących bezpośrednio za nim. 

Mocno złapali mnie za ręce, ale nie poddawałam się bez walki. Nie pozwolę sobą pomiatać. Jednemu przywaliłam z pięści, a drugiego kopnęłam w brzuch. Jednak od razu na pomoc przybiegło kolejnych dwóch i choćbym się starała to wszystkim na raz nie dam rady. Kiedy zakuli mnie w kajdanki......

BODYGUARD (ZAKOŃCZONE)/ KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz