13. On też był jakimś duchem?

46 8 15
                                    

Łódź rozpadała się na naszych oczach. Jeszcze chwila i nie dopłynęlibyśmy do kolejnej wyspy w jednym kawałku. Atak Trytona okazał się dla nas bardziej zabójczy, niż przypuszczaliśmy. Próbowałem jakoś pomóc. Zamontowałem żagiel z powrotem na maszt i przywołałem południowy wiatr. Płynęliśmy znacznie szybciej, lecz to jedynie pogorszyło całą sprawę. Owszem szybciej dotarliśmy na wyspę, jednak gwałtowne fale odbijające się o łódź, dodatkowo przyspieszały łamanie się desek. Woda zaczęła napływać od prawej burty i rufy.

- Następnym razem, gdy powiesz, że masz genialny pomysł, przypomnij mi, żebym Ci przyłożył! - krzyknął w moją stronę rudowłosy, który przed chwilą wyszedł z dolnego pokładu z wiadrem pełnym wody w rękach.

Latał w te i z powrotem, jednak nic to nie dawało. Wody przybywało coraz więcej w dodatku coraz szybciej, a on niepotrzebnie się męczył. Zapytałem go, dlaczego to robi, a ten jedynie zaczął mówić w starożytnym języku, a jeśli się nie myliłem, był to tablin. Pochodził z regionów zachodniej części Kontynentu, więc nie dziwił mnie fakt, że Cyrus mógł go znać.

- Łódź musi być cała, gdy odnajdę swojego ojca - powiedział w biegu... No to albo "Krewetki zawiązały pakt z corenteas"... Nie ważne co oznaczało, ważne, że albo nie miało to sensu, albo nauka Lizzy jednak poszła na marne.

- Tam na pewno znajdziemy inną łódź, zostało mi jeszcze trochę tana... - przerwał mi.

- Żadnej innej łodzi! To była pierwsza łódź mojego ojca, na którą legalnie zapracował, więc teraz chce, żeby wiedział, że szanuje jego ciężką pracę i moje dziedzictwo.

- Twój ociec z pewnością zrozumiałby, gdyby jego łódź została poświęcona dla słusznej sprawy - usłyszałem za sobą głos Myi.

Białowłosa latynoska szła wolnym krokiem ku nam, podpierając się jedną ręką relingu na prawej burcie. Po ostatnim ataku w dalszym ciągu słabo wyglądała i z zupełnością, tak też się czuła. Ta podróż przerastała nas wszystkich, jedynie Cyrus w dalszym ciągu nie tracił wiary... Megan zresztą też. Z drugiej strony, nie wiedziałem, co teraz mogła czuć, w końcu walczyła ze swoimi własnymi demonami, którym nie mogła się oprzeć, inaczej to by ją zniszczyło, a tym samym Myę, mnie i możliwe, że Cyrusa.

- Jak się czujesz? - zapytałem, choć widziałem jaka była prawda.

- Atak ośmiornicy wszystkich nas osłabił, nie tylko mnie czy Ciebie - w tej właśnie chwili, zgięła się wpół, chwytając się za bok, wypuściła z ust gwałtownie powietrze - Teraz nie liczy się to, czego byliśmy uczeni, ale to, czego jesteśmy w stanie się nauczyć przez tę podróż, żeby jakoś przeżyć.

Jak zwykle wymijała się z odpowiedzią. Owszem w tej kwestii miała rację, ale nie zmieniało to faktu, że niepokoiły mnie jej bóle i nagłe skurcze. Ta jednak nie poddawała się i podeszła powoli do Cyrusa powstrzymując go przed dalszym bieganiem bez celu.

- Musisz się pogodzić z tym, że już nic nie zdziałasz. Zajmiemy się łodzią, gdy tylko razem z Vincentem wrócimy z wizyty u mnichów.

- Jak to my? Nigdzie się nie ruszasz, nawet na krok. Sam mogę pójść albo z Megan! Z pewnością zaciekawi ją Wyspa Mnichów.

- Nie, nie ciekawi - powiedziała wspomniana dwunastolatka, przechodząc obok nas - Ani trochę nie ciekawi mnie wizyta w jakimś nudnym klasztorze.

W ręku trzymała zwój, który podała Myi, a ta przywiesiła go sobie do pasa. Musiało być to coś ważnego, skoro wcześniej ani ja, ani Cyrus nie wiedzieliśmy o tym zwoju.

- Co tam jest? - zapytaliśmy we dwóch chórem, wskazując na wcześniej wspomniany tajemniczy przedmiot.

- To coś w rodzaju przepustki do wiedzy, jaką posiadają mnisi - spojrzała mi w oczy - Umyj się może, zanim zejdziemy na pokład. Na czole masz odrobinę zielonej papki z morskich alg.

Róża Północy ||Dziedzictwo Ignis||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz