Łódź rozpadała się na naszych oczach. Jeszcze chwila i nie dopłynęlibyśmy do kolejnej wyspy w jednym kawałku. Atak Trytona okazał się dla nas bardziej zabójczy, niż przypuszczaliśmy. Próbowałem jakoś pomóc. Zamontowałem żagiel z powrotem na maszt i przywołałem południowy wiatr. Płynęliśmy znacznie szybciej, lecz to jedynie pogorszyło całą sprawę. Owszem szybciej dotarliśmy na wyspę, jednak gwałtowne fale odbijające się o łódź, dodatkowo przyspieszały łamanie się desek. Woda zaczęła napływać od prawej burty i rufy.
- Następnym razem, gdy powiesz, że masz genialny pomysł, przypomnij mi, żebym Ci przyłożył! - krzyknął w moją stronę rudowłosy, który przed chwilą wyszedł z dolnego pokładu z wiadrem pełnym wody w rękach.
Latał w te i z powrotem, jednak nic to nie dawało. Wody przybywało coraz więcej w dodatku coraz szybciej, a on niepotrzebnie się męczył. Zapytałem go, dlaczego to robi, a ten jedynie zaczął mówić w starożytnym języku, a jeśli się nie myliłem, był to tablin. Pochodził z regionów zachodniej części Kontynentu, więc nie dziwił mnie fakt, że Cyrus mógł go znać.
- Łódź musi być cała, gdy odnajdę swojego ojca - powiedział w biegu... No to albo "Krewetki zawiązały pakt z corenteas"... Nie ważne co oznaczało, ważne, że albo nie miało to sensu, albo nauka Lizzy jednak poszła na marne.
- Tam na pewno znajdziemy inną łódź, zostało mi jeszcze trochę tana... - przerwał mi.
- Żadnej innej łodzi! To była pierwsza łódź mojego ojca, na którą legalnie zapracował, więc teraz chce, żeby wiedział, że szanuje jego ciężką pracę i moje dziedzictwo.
- Twój ociec z pewnością zrozumiałby, gdyby jego łódź została poświęcona dla słusznej sprawy - usłyszałem za sobą głos Myi.
Białowłosa latynoska szła wolnym krokiem ku nam, podpierając się jedną ręką relingu na prawej burcie. Po ostatnim ataku w dalszym ciągu słabo wyglądała i z zupełnością, tak też się czuła. Ta podróż przerastała nas wszystkich, jedynie Cyrus w dalszym ciągu nie tracił wiary... Megan zresztą też. Z drugiej strony, nie wiedziałem, co teraz mogła czuć, w końcu walczyła ze swoimi własnymi demonami, którym nie mogła się oprzeć, inaczej to by ją zniszczyło, a tym samym Myę, mnie i możliwe, że Cyrusa.
- Jak się czujesz? - zapytałem, choć widziałem jaka była prawda.
- Atak ośmiornicy wszystkich nas osłabił, nie tylko mnie czy Ciebie - w tej właśnie chwili, zgięła się wpół, chwytając się za bok, wypuściła z ust gwałtownie powietrze - Teraz nie liczy się to, czego byliśmy uczeni, ale to, czego jesteśmy w stanie się nauczyć przez tę podróż, żeby jakoś przeżyć.
Jak zwykle wymijała się z odpowiedzią. Owszem w tej kwestii miała rację, ale nie zmieniało to faktu, że niepokoiły mnie jej bóle i nagłe skurcze. Ta jednak nie poddawała się i podeszła powoli do Cyrusa powstrzymując go przed dalszym bieganiem bez celu.
- Musisz się pogodzić z tym, że już nic nie zdziałasz. Zajmiemy się łodzią, gdy tylko razem z Vincentem wrócimy z wizyty u mnichów.
- Jak to my? Nigdzie się nie ruszasz, nawet na krok. Sam mogę pójść albo z Megan! Z pewnością zaciekawi ją Wyspa Mnichów.
- Nie, nie ciekawi - powiedziała wspomniana dwunastolatka, przechodząc obok nas - Ani trochę nie ciekawi mnie wizyta w jakimś nudnym klasztorze.
W ręku trzymała zwój, który podała Myi, a ta przywiesiła go sobie do pasa. Musiało być to coś ważnego, skoro wcześniej ani ja, ani Cyrus nie wiedzieliśmy o tym zwoju.
- Co tam jest? - zapytaliśmy we dwóch chórem, wskazując na wcześniej wspomniany tajemniczy przedmiot.
- To coś w rodzaju przepustki do wiedzy, jaką posiadają mnisi - spojrzała mi w oczy - Umyj się może, zanim zejdziemy na pokład. Na czole masz odrobinę zielonej papki z morskich alg.
CZYTASZ
Róża Północy ||Dziedzictwo Ignis||
FantasyWiódł spokojnie życie do momentu, aż nie musiał poznać prawdy skrywanej przez jego matkę... Prawda boli, ale może kogoś wyzwolić spod sił niewiedzy. Droga, którą postanowił podążać Vincent, nie była usłana różami. Aby odkryć prawdę oraz poznać przes...