Za bardzo ufałem ludziom. Mogli mnie skrzywdzić, potem przeprosić a ja wybaczyłbym im i znowu bezgranicznie zaufał, przez co popadałem w to samo błędne koło. Była to jedna z moich wad, nad którymi starałem się pracować. W tym momencie, gdy swobodnie zwisałem z gałęzi wysokiego drzewa i patrzyłem na tamtego mężczyznę, bawiącego się moim zegarkiem zrozumiałem, że nie należy nikomu zaufać, a zwłaszcza tym, którzy chcą wyciągnąć od Ciebie informacje o twoim pochodzeniu.
– Więc jak to jest? Xavier jest twoim ojcem czy nie? – zadał to samo pytanie chyba po raz setny w ciągu ostatniej godziny.
Nie odrywał wzroku od urządzenia do mierzenia czasu. Chciałem uciec, ale uniemożliwiał mi to sznur przywiązany do moich rąk... Nie wspominałem już o tym, co by się stało, gdyby sznur pękł... Powiem tylko tyle, że sadzenie drzew zaraz obok jeziora pełnego krwiożerczych aligatorów to zły pomysł dla człowieka o zdrowej psychice. Nie pozostało mi nic, oprócz powiedzenia wszystkiego co wiedziałem. Może wtedy by mnie wypuścił, w co wątpiłem.
– Moją matką jest, a raczej była, Victoria. Razem z moim ojczymem Henrym skończyli w więzieniu za próbę wzniecenia rewolucji. Zegarek jest ostatnią rzeczą, jaką od niej dostałem – zacząłem mówić, jednak z tyłu głowy wiedziałem, że popełniłem największy błąd w swoim życiu, zaraz po wyjściu zza murów Vindale – Victoria kazała mi odnaleźć Xaviera, twierdząc, że poznam odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania... Łącznie z pochodzeniem mojego biologicznego ojca.
Spuściłem wzrok, jednak z tej wysokości ciągle widziałem twarz mężczyzny. Wyglądał na zwyczajnego mieszkańca plemienia, jednak w jego czarnych jak węgiel oczach kryło się coś niepokojącego. Nie był taki zwyczajny, w końcu wiedział, co robi i czego chce, nie liczył się z konsekwencjami. Skąd to wiedziałem? On nie miał skrupułów, żeby nasłać na mnie kogoś, kto uderzył mnie w głowę. Nie miał problemu z przywiązaniem mnie do drzewa i nie miał problemu, żeby mnie przesłuchiwać, pewnie dobrze wiedząc, że gałąź lub lina może pęknąć, a wtedy byłoby po mnie. Musiałem się jakoś stąd wydostać i już miałem pomysł, jak powinienem to zrobić.
– A jak ty w ogóle masz na imię? Skoro już muszę wisieć nad jeziorem pełnym aligatorów, to chce poznać imię swojego oprawcy – próbowałem zagrać na zwłokę, licząc, że zacznie mi opowiadać historię swojego życia.
– W sumie i tak prędzej czy później popływasz z rybkami, więc w sumie co mi szkodzi... – Latynos odłożył zegarek na stolik zaraz obok składanego krzesła, na którym siedział – Plemię nazywa mnie obrońcą, wybawicielem, któremu przeznaczone jest odbudować swoją potęgę. Ty możesz mnie nazywać, jak chcesz, dla Ciebie mogę być dyktatorem, żniwiarzem lub tyranem, ale...
– Dobra, dobra... To jak ty masz na imię? – nie powiem, takiej przemowy się nie spodziewałem – Przed śmiercią chce znać imię tego, który mnie pokonał, a nie kilka milionów przydomków, które z pewnością sam sobie przypisałeś.
– Niewychowany dzieciak z Ciebie – warknął ciemnowłosy, rzucając mi nienawistne spojrzenie.
– Oj jak miło, dziękuje... Aż się wzruszyłem. Gdybym miał wolne ręce, aż otarłbym łzę.
Moje słowa były tak nasiąknięte sarkazmem, że każdy mógł zrozumieć, że kłamałem, nawet osoba, która nie zrozumiała sarkazmu. Mężczyzna chyba należał do tej pierwszej grupy, bo jedyne co zrobił, to głośno się zaśmiał.
– Nie będzie Ci tak do śmiechu, jak skończę z Tobą i całym twoim podgatunkiem razem z tym parszywym Xavierem na czele – widać było, że nie przepadał za moim “ojczulkiem”, za każdym razem, gdy wypowiadał to imię, jego twarz wyglądała tak, jakby dostawał skrętu kiszek.
– Mogę wiedzieć, co takiego zrobił Ci Xavier? – zapytałem, choć dobrze wiedziałem, że za chwilę usłyszę, jak wygłasza swoją kolejną retrospekcję o bólu, cierpieniu i zemście, jaką pragnie wymierzyć Silen i reszcie Kontynentu – Nie mamy zbyt dużo czasu, więc... jakbyś mógł się tak streścić, to byłbym Ci bardzo wdzięczny.
– Ta dzisiejsza młodzież... – westchnął głośno, po czym zaczął wygłaszać swój monolog – Kiedy byłem małym dzieckiem, żądnym przygód, pragnąłem w przyszłości rządzić całym Kontynentem. Wtedy jeszcze między Vindale a resztą kraju nie został wybudowany mur, dopiero gdy poznałem tego psa Xaviera, który musiał odebrać mi wszystko! Przyjaciół, dziewczynę, szacunek... Dosłownie, zabrał mi wszystko. Kłopoty zaczęły się, jednak gdy dowiedzieliśmy się o ciąży Victorii z Palen...
– Łżesz! Moja matka pochodziła z Vindale tak samo, jak moi przodkowie!
– Możesz mi nie przerywać?! – podniósł głos, a ja odruchowo pociągnąłem dłonie w bok tak, że zacząłem się powoli kiwać, słyszałem, jak lina ociera się o jedną ze złamanych gałęzi, więzy powoli zaczynały pękać – Jak widzę, nie zostało Ci dużo czasu, więc nie przeszkadzaj! Na czym to ja... A tak! Gdy Victoria zaszła w ciąże, moje plemię wypowiedziało Silen wojnę, Ci natomiast zaatakowali nas... Vindale było naszym sprzymierzeńcem, ale kiedy wybuchła wojna, wybudowali mur, który odciął ich od całej reszty społeczeństwa. Twoja matka ukryła się tam, pomimo że znała konsekwencje złamania umowy zawartej przez Silen i moje plemię... Dzisiaj nadszedł czas zemsty, a to, że liny pękają, a Ty jesteś bezbronny i w sumie do niczego się nie nadajesz, to zabicie Ciebie nie będzie aż tak widowiskowe, jak sobie to wyobrażałem... No ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
Mężczyzna wstał z krzesła, chwytając po drodze zegarek. Powoli zaczął iść w stronę jeziora. Na jego twarzy malował się uśmiech, który oznaczał tylko jedno - szczęście, gdy będzie się mnie pozbywał. Wcześniej nie przyglądałem mu się aż tak uważnie, żeby dostrzec na jego prawym ramieniu ogromną bliznę. Odsłaniała ją szata, taka sama, jaką nosił ten starzec, który dziękował mi za uratowanie jego wnuczki, Myi... Szkoda tylko, że teraz to ja potrzebowałem pomocy, ale jakoś nikt nie był skory do ocalenia mnie przed nieciekawą i najprawdopodobniej bardzo bolesną śmiercią. Przynajmniej istniały plusy - nie musiałem już patrzeć na te same zdradzieckie, niegodne zaufania twarze Megan i Noah, którzy pewnie pracowali dla tego psychopaty.
Czułem, jak lina powoli pęka, słyszałem śmiech latynosa, który wykrzykiwał jakieś słowa po hiszpańsku. Niektóre z nich znałem, ale z pewnością nie usłyszałem całości. Śmiał się, dopóki ktoś nie strzelił w jego szyję strzałką usypiającą. Byłem tak samo zdziwiony co on, jednak cieszyło mnie to.
– Co do... – nie dokończył, bo padł nieprzytomny na ziemię. Po chwili zaczął chrapać, od czasu do czasu mówiąc coś przez sen.
– Dobrze Ci tak psychopato! – krzyczałem, bujając się na linie, gdy poczułem... Jak sznur pęka.
Zacząłem spadać. Przed oczami zaczęło przewijać mi się całe życie, od narodzin, poprzez dzieciństwo, aż do tego momentu. Miałem nudne życie... Do upadku brakowało kilku metrów, zacząłem odliczać ostatnie sekundy w swojej podświadomości, czekając, aż wpadnę do brudnego jeziora, a moje ciało zostanie rozszarpane na tysiące kawałeczków przez głodne aligatory. Czekałem... Czekałem... I nic. Spojrzałem w dół. Czułem, jakby czas się zatrzymał. Wisiałem w powietrzu, niecałe trzy metry nad jeziorem. Spojrzałem w górę i zobaczyłem twarz mojego wybawcy... A może bardziej mojej wybawczyni? Była to dziewczyna, podobna do wszystkich z plemienia z karnacji i koloru oczu, jednak wyróżniało ją coś, a mianowicie włosy... Zamiast czarnego odcienia, przybrały one śnieżno biały kolor, co raczej nie było spotykane w tych czasach. Rozpoznałem w niej tamtą dziewczynę z lasu, którą atakować niedźwiedź.
– Zamierzasz tutaj tak wisieć, czy w końcu podasz mi swoją dłoń? – zapytała, wyciągając ku mnie lewą dłoń, prawą za to, co sił trzymała urwany fragment liny, a pomogła jej w tym Megan, która zjawiła się niewiadomo skąd...
~***~
Cześć! Wiem rozdziału dawno nie było, ostatni był jakoś w okresie ferii. Kilka jest napisanych na zapas, ale nie było okazji, żeby je poprawić. Pewnie i ten zostanie poprawiony przynajmniej z raz.
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał.
CZYTASZ
Róża Północy ||Dziedzictwo Ignis||
FantasiaWiódł spokojnie życie do momentu, aż nie musiał poznać prawdy skrywanej przez jego matkę... Prawda boli, ale może kogoś wyzwolić spod sił niewiedzy. Droga, którą postanowił podążać Vincent, nie była usłana różami. Aby odkryć prawdę oraz poznać przes...