Zaczynamy

551 19 10
                                    

Jungkook to prywatny detektyw. Jeszcze kila miesięcy temu odbywał służbę w nowojorskiej policji. Młody, wysportowany chłopak, o oliwkowej karnacji, brązowych oczach i ciemnych kędziorkach na głowie. Uwielbiał swoją pracę. Był szanowanym obywatelem i przykładnym ojcem. Wraz z małżonką wychowywali małoletnią córeczkę Lindę. 
Szybko zostali rodzicami, więc żeby uniknąć obyczajowego skandalu przeprowadzili się do stanów. Tam tez się pobrali, znaleźli pracę, urodziło im się dziecko. Cieszyli się swoim małym szczęściem. Nic nie zapowiadało dramatu jaki miał się rozegrać chwile przed piątymi urodzinami dziewczynki. 
Lisa, pracowała w dużym biurowcu, była sekretarką w jednej z koreańskich firm, która miała swoją filię w NY. Cieszyła się nieskazitelną opinią, wywiązywała się sumiennie ze swoich obowiązków. 
Był zwyczajny leniwy poniedziałek, wybiła pora lunchu, więc Lisa z koleżanką z biura udały się do pobliskiej kawiarni. Miały tam swój ulubiony stolik, ulubiona kawę i odrobinę prywatności, lubiły sobie tam poplotkować. 
Tym razem było inaczej, jakby gwar uliczny nagle zamarł, a słońce zaświeciło ten jeden razy zbyt mocno. To była chwila, nawet nie wie z której strony padł strzał. Nie miała najmniejszych szans. Upadła martwa w kałuży krwi, trafiona w samo serce. 
Przypadkowa ofiara gangsterskich porachunków. 

Po śmierci ukochanej żony Jungkook nie potrafił się pozbierać, został sam z pięcioletnią córką. Cały jego dotychczasowy świat legł w gruzach. Złamał się. Odnalazł ukojenie w kieliszku, zaczął upijać się do nieprzytomności. Olewał pracę, zapomniał o córce, liczył się tylko jego ból. I zawsze pełne szkło. Oprzytomniał dopiero kiedy o mały włos, po kolejnym zalaniu się w trupa, nie udusił się własnymi wymiocinami. Wtedy otworzył szeroko oczy, spojrzał w lustro i zobaczył wrak człowieka. Bez pasji, bez wiary, bez życia. 

Postanowił zawalczyć o dawne "ja". Odzyskać córkę, która chwilowo przebywała u teściów. Jedyne czego nie potrafił to wrócić do pracy. Nie mógł sobie pozwolić na nie pracowanie, więc zrobił kurs i został detektywem. Praca równie opłacalna co poprzednia, ale mniej stresująca i miał więcej czasu dla córki, która potrzebowała go bardziej niż kiedykolwiek prędzej. 
Przyrzekł, że wróci do policji jak tylko jego smutek odrobinę zmaleje. Dlatego nie palił za sobą mostów,a tylko szedł inna drogą. 

Potrzebował niani, Linda jak na swój wiek, była mądrą dziewczynką, ale jednak kobieca ręka zawsze była potrzebna. Udał się do profesjonalnej agencji opiekunek dla dzieci. Dostał namiary od przyjaciela. Ten polecił mu niejaką Lucy. Młodą kobietę o złotym sercu i anielskiej urody. Na jego szczęście kobieta akurat miała wolny etat i z chęcią przyjęła nowe zlecenie. 

Lucy, drobna blondynka o jasnych niebieskich oczach, piegami na ramionach i najłagodniejszym usposobieniem jakie można sobie wyobrazić. Dzieci kochały ją od pierwszego uśmiechu i podania dłoni. Potrafiła z nimi rozmawiać bez słów, czuła te pracę całym swoim sercem. Sama nie posiadała własnych pociech, dlatego swoją miłość przelewała na obce dzieci. Mówiła zawsze cichym i spokojnym głosem, nigdy nie podnosiła głosu, zawsze z anielskim spokojem wszystko tłumaczyła, mało kiedy się złościła. 
Kiedyś chciała być terapeutką dziecięcą, jednak życie pokrzyżowało nieco jej plany, szkoły nigdy nie ukończyła. Ale to czego się tam nauczyła potrafiła wdrożyć w obecną pracę. 
Nosiła w sobie także bolesną tajemnicę, o której nie mówiła i nie lubiła kiedy ludzie się dopytywali. Uważała, że ludzie patrzyli by potem na nią przez pryzmat tragedii jaka rozegrała się w jej życiu, a ona chciała iść na przód i nie oglądać się  wiecznie za siebie. 

W biurze zobaczyła mała dziewczynkę o najpiękniejszych zielonych, dużych oczkach,  ale za to bardzo smutnych. Podeszła nie wiedząc nawet kto to i zaczepiła te malutkie stworzonko, wyciągnęła swoją dłoń i powiedziała:- witaj, jestem Lucy, a ty jak masz na imię?
Nie doczekała się odpowiedzi, dziecko schowało się za nogami swojego wysokiego taty.
- To jest Linda, a my chyba właśnie na panią czekamy 
Kobieta wyprostowała się i wpadła w głębinę jego brązowych oczu. 
-Lucy, tak? Dobrze usłyszałem - przywitał się ściskając wyciągniętą dłoń. 

Ich losy skrzyżowały się wtedy po raz pierwszy. 

Save meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz