7

176 13 18
                                    

Pierwszy poranek po porwaniu
Jungkook 
Poranne słońce bezlitośnie drażniło jego ciężkie powieki, których nie potrafił otworzyć. Dopiero co udało mu się zdrzemnąć. Nie spał prawie wcale, czuł się wykończony i bez życia, w jego domu panowała nieznośna cisza. Brakowało małych hałasujących stópek i dziecięcego śmiechu. Spojrzał na zegarek,była 6 rano. Jego ciężka głowa nie chciała współpracować z resztą ciała, musiał się zmusić aby wstać. Skierował się do łazienki, szybki prysznic a następnie bardzo mocna kawa, tego teraz potrzebował.  Czuł się fatalnie, wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju, cały czas myślami był przy dziewczynach, zadręczał się. Musiał wyjść z domu żeby nie zwariować. Wsiadł w auto i ruszył na komisariat. 

Nie spodziewał się,że zastanie o tak wczesnej porze J-Hopa w biurze. Jak widać obojgu zależało na tym aby jak najszybciej rozwiązać zagadkę porwania. 
-Jak się trzymasz? zapytał zatroskany Hoseok
-Tak jak wyglądam, chujowo. Przepraszam za wczoraj- spuścił głowę, na samą myśl, że znowu upił się jak świnia zrobiło mu się bardzo głupio.
-Nie możesz się teraz poddać, nie teraz kiedy one cię potrzebują, twoja córka cię potrzebuje! Przytulił młodszego dodając mu tym samym otuchy. 
Zabrali się za wertowanie dokumentów, czytanie każdej strony po raz setny, sprawdzanie czy czegoś nie pominęli. 
O 9 mieli przyjść pierwsi świadkowie, niby byli już przesłuchiwani na miejscu zdarzenia, ale J-Hope chciał po raz kolejny i każdego z osobna przepytać, może sobie coś przypomnieli? Zawsze warto zapytać. W kolejce mieli 9 osób: rodzina mama, tata i dwoje dzieciaków, starsza pani z wnukiem, facet w średnim wieku i dwie kasjerki. 
Przepytywanie dzieci to straszna katorga, w dodatku jeśli mowa o dwóch prawie-nastolatkach, którzy czują się na tyle dorośli, że zadawanie im pytań to dla nich kupa śmiechu, no tak przecież jak się ma 10 i 11 lat to wie się lepiej. Niewiele z nich wyciągnęli, młodociani głównie zajmowali się swoimi telefonami, jak przedtem tak i teraz. Rodzice również nie wnieśli nic nowego. Widzieli tylko,że mężczyzna szarpie się z kobietą przy samochodzie, żadnych szczegółów nie podali, rysopis? Wysoki, szczupły z czapeczką na głowie, nic. 
W Jungkooku rosło poirytowanie, nerwowo obgryzał skórki, był coraz bardziej zniechęcony. 
Wyszedł żeby nalać sobie kolejny kubek mocnej kawy. Usłyszał, krzyki, niby nic nowego na komisariacie, ale facet rzucił znane nazwisko- Lucy Carter. Przystanął, nie był pewien czy dobrze usłyszał, czy to chodzi o tą samą Lucy. 
-Czy może mnie pani wysłuchać- facet gorączkowo gestykulował- tłumacze pani,że cos się stało, ona się tak nigdy nie zachowywała, byliśmy umówieni na wieczór, a od wczorajszego ranka nie odbiera telefonów, nie odpisuje na smsy, byłem nawet w jej domu, nie mam jej, coś tu nie gra- mężczyzna z podenerwowania zaczynał pokrzykiwać, oficer dyżurny jednak nie chciała przyjąć zgłoszenia, twierdząc ,że kobieta jest dorosła, że są procedury. Przed wybuchem potężnej awantury powstrzymał go JK. 
-Chyba wiem co się z nią stało, czy mogę cię prosić - odeszli na bok. Opowiedz mi jeszcze raz co się stało. 
Namjoon, bo tak się nazywał mężczyzna powiedział, że zna się z Lusią od dzieciństwa, mieli się spotkać wczoraj wieczorem, jednak kobieta się nie pojawiła, co dziwne, od rana nie mógł się do niej dodzwonić. Pojechał też do jej mieszkania ale tam też jej nie było, zrobił nawet rundkę po pobliskich szpitalach, nic. Zapadła się pod ziemię. 
-Została porwana, razem z moją córką- na te słowa otworzył szeroko buzie ze zdziwienia, kto chciałby porywać Lusię? W jakim celu? -Czy zgodzisz się,żeby mój kolega zadał ci kilka pytań? Może wiesz coś co by nas naprowadziło? Zgodził się. Wcisnęli go poza kolejnością, JK czuł,że ten chłopak może im bardziej pomóc niż wszyscy świadkowie razem wzięci. 
Przyznał,że Lucy nigdy nie miała wrogów, więc jest bardzo zszokowany faktem,że ktoś mógł ja porwać. Owszem nie miała też za dużo znajomych, odwrócili się od niej zaraz po wypadku, tak samo rodzina. Rodzice nie utrzymują z nią kontaktu, czasami od wielkiego święta zadzwoni jej mama, ale w tajemnicy przed ojcem. Rodzeństwa nie posiada. Teściowie nie chcą jej znać. Nie miała łatwego życia. Po wypadku wszystko się jej posypało, ale powoli się pozbierała, chociaż trwało to kilka lat. On był tak naprawdę jej jedynym przyjacielem i opoką. Dlatego bardzo się zaniepokoił kiedy się nie zjawiła na umówionym spotkaniu. Pojechał do jej mieszkania, zapukał by po krótkiej chwili wejść do środka. 
-Czyli masz klucze do jej mieszkania?- pojawiła się jakąś iskierka nadziei, że może tam zjada jakąś wskazówkę, w głowie J-Hopa malował się plan działania, wyśle Jungkooka do jej mieszkania, wie co ma robić, zna się na tym, a on sam zostanie i dokończy przesłuchania. 
Po kilkunastu minutach stali przed mieszkaniem kobiety. Jeon poczuł lekkie ukłucie zazdrości? Czy to jest odpowiedni czas na takie uczucia? Ale chyba był zazdrosny o tego faceta. Zrzucił winę na zdenerwowanie. Przecież nie znał dobrze Lucy, nie na tyle żeby się... nie chciał powiedzieć na głos tego słowa, nie był na to gotowy. Po prostu był nią zauroczony. Nic więcej. 
Przekroczyli próg mieszkania, pod ich nogi podbiegł mały puchaty kot. Zamiauczał na widok znajomej twarzy.

Save meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz