13

120 13 13
                                    

-Skarbie,hej skarbie- Lucy usłyszała znajomy głos, nie słyszała go od 10 lat
-Hej, to ja Nick- nadal nie wierzyła w to co słyszy- Nie poddawaj się - poczuła na swojej twarzy delikatny dotyk, muśniecie niczym delikatny powiew ciepłego letniego wiatru, ale przecież była w zamkniętym pomieszczeniu. Nadal leżała na zimnej podłodze z taką różnicą, że w dłoniach ściskała swój plecak, nie pamięta jak go odnalazła, szukała po omacku. Otworzyła oczy, w pokoju nadal panował mrok, dlaczego tym razem ukarał ją samotnością i ciemnością? 
- Jestem z ciebie dumny. Ta mała dziewczynka, tą którą tak mocno pokochałaś, ona w ciebie wierzy, nie poddawaj się skarbie, nie teraz. 
-Nick to na prawdę ty? Chyba mam zwidy, źle ze mną. 
-Jestem tu- znowu ten delikatny powiew na jej policzku- mieszkam w twoim sercu, przecież wiesz - w jej oczach zagościły srebrzyste łzy, zaschło jej w ustach, poczuła jak zaczyna ją kłuć w klatce piersiowej. Minęło tyle czasu i nadal czuła ten smutek. Odpłynęła. 

Komisariat

-On się nas nie boi, nie robi sobie nic z tego,że go poszukujemy, perfidny typ- zaczął powoli okularnik.
-Jak o się stało,że ci zwiał? 
-Nie wiem, był na wyciągnięcie ręki i nagle jakby wstąpiły w niego nowe siły, nie miałem szans, jest zwinny. Kurwa! 
-Szkoda czasu na zadręczanie się, patrzcie co mam. Nie jest taki sprytny na jakiego się kreuje. Poszperałem w darknecie, popytałem gdzie trzeba. Znalazłem jego kartotekę, dzisiaj wszystko zostawia po sobie ślad. 
-Mów co tam masz-poganiał go J-Hope
-Facet jest mocno zaburzony, z tego co wyczytałem to leczył się od kilku lat, a mimo to nie postawiono dokładnej diagnozy, jest wiele znaków zapytania
-Kurwa do rzeczy! - JK znowu tracił panowanie nad sobą. 
Suga poprawił okulary, zerknął spod łba na przyjaciela i jak gdyby nic mówił swoje- Jego spectrum chorobowe jest szerokie, no to już mówiłem- usłyszał kolejne głośne westchnienie- Byłoby łatwiej i szybciej jakbyś mi nie przeszkadzał. 
-Możecie się uspokoić? Teraz to mnie szlak trafia!
-Mnoga osobowość.
-Co? Chcesz powiedzieć,że co? - Jungkook był zbity z tropu, nie tego się spodziewał, ilu ich jest? 
-Nie wiem, mam kilka typów
-Kilka??!!! Ile! Mów. 
-Pięć, ale nie są znane ich imiona, nie chciały się otworzyć przed terapeutą. Znak zapytania chyba oznaczał,że może ich być więcej, do tego Taehyung cierpi na zaburzenia dwubiegunowe tzw ChAD. I sam Taehyung nie stanowi realnego zagrożenia dla samego siebie, ale Alex, czyli druga osobowość jest zawsze pobudzony i agresywny, wpisane ze jest socjopatą, Billy nastolatek, osoba zamknięta w sobie, cichy i spokojny. O dwóch kolejnych nie ma nic znaczącego. Tyle,że nieśmiałe. Co ciekawe jedna z nich jest osobą głuchoniemą. 
-Co ty teraz pierdolisz? -Hobiasz, z natury spokojny człowiek zaczął z niedowierzaniem kręcić głową - przecież to niemożliwe. Nie spotkałem się jeszcze z czymś takim. Czekajcie, potrzebujemy specjalisty, zadzwonię do Jina, z tego co pamiętam ma znajomą psychiatrę i ponoć babka jest najlepsza. -odszedł żeby wykonać telefon.
-Masz rację musimy to skonsultować. Jezu one tam siedzą same, nie wiem gdzie. Obciął Lindzie włosy, po co? Co ja takiego narobiłem w poprzednim życiu, że teraz jestem tak karany?
Yoongi poklepał przyjaciela -Przecież wiesz,że to nie twoja wina. 
-Ale czuję się jakbym to ja zawsze zawodził. 

Tae
Po ucieczce, z której ledwo uszedł cało, zabunkrował się w jakiejś przydrożnej knajpce, chciał coś zjeść, napić się kawy i pomyśleć co dalej.
 Obmył twarz zimną wodą, spojrzał w lustro. 
-Co ja robię ze swoim życiem? Dlaczego zmuszasz mnie do takich rzeczy? Ja chciałem tylko malować.
-Jesteś mięczakiem, matka się zawsze ciebie wstydziła, myślisz,że czemu uciekali w góry. 
-Kłamstwa!!! Nie wierzę w żadne twoje słowo. 
-Nie? haha biedny zatroskany Taehyung, mówiłem ci jesteś idiotą, nie podskakuj albo zamknę cię raz na zawsze i - uderzył dłonią w lustro, szkło poraniło go boleśnie, cięte rany mocno krwawiły jednak nie przestawał i uderzał raz za razem, jakby chciał zmazać swój obraz. 

Lucy
Ocknęła się. 
Dziewczyno działaj, nie możesz teraz popaść w czarna rozpacz.
Wysypała zawartość plecaka na podłogę, starała się nie rozgrzebuwać tego za bardzo. Musiała znaleźć tą jedną mała rzecz. Pudełko po tamponach, w którym trzymała małą buteleczkę gazu pieprzowego. Specjalnie zaprojektowany mocniejszy kartonik miał nie wzbudzać podejrzeń, bo któż normalny będzie grzebać w tamponach?  A kobiety noszą takie rzeczy przy sobie i nie wzbudza to niczyjego podejrzenia. Wymacała kartonik, otworzyła go. Mała zimna buteleczka miała być jej zbawieniem, włożyła ją za gumkę od spodni. Zdążyła w ostatniej chwili. Trzask zamka sprawił, że po jej skórze przebiegł dreszcz. Osłabiona stanęła na baczność. Wpadające światło raziło w oczy. Przymrużyła je żeby cokolwiek zobaczyć. W drzwiach stał Tae. Jego dłoń była zakrwawiona. Powoli podeszła do niego, wskazała palcem na ranę. Nie dostała odpowiedzi. Zachwiała się, obrażenia jakie odniosła nadal jej doskwierały, cały czas kręciło się jej w głowie i miała mdłości. 
Niesamowite...
Jej oprawca stał teraz i podtrzymywał ją z troską w oczach i nie pozwolił na to aby upadła, ona zaś martwiła się jego głębokimi ranami. 
-Gdzie jest Linda?- je głos cichszy niż zazwyczaj złamał w nim pierwsze lody. 
Dziewczynka jak na zawołanie wyrosła za plecami chłopaka i przykleiła się do nóg kobiety. 
-Tęskniłam za tobą, gdzie byłaś- z jej zielonych ocząt spływały kaskady łez.
-Już jestem, przepraszam skarbie, nie zostawię cię więcej-otarła jej buzie i złożyła delikatny pocałunek na jej główce. 
-Nie pomyślałem,że aż tak was przestraszę- podniosła głowę by spojrzeć pytająco w jego nieszczęśliwe oczy- to było nierozsądne. 
-Pozwolisz,że cię opatrzę? - jej pytanie bardzo go ucieszyło. Jego Amanda, jednak go kocha, martwi się o niego i troszczy.
Przeszli obskurnym korytarzem do głównego pomieszczenia, Linda usiadła na krzesełku i poprosiła o coś do picia. 
- Jestem złym ojcem - V zaczął się obwiniać, Lusia była zakłopotana, nie potrafiła go rozgryźć. Kiedy wydawało się jej, że już wie jak ma z nim postępować ten zawsze ją zaskakuje. Nie zawsze pozytywnie. 
-Nakarm najpierw dziecko, będę w łazience, tu masz klucze, w szafce znajdziesz potrzebne rzeczy. -kolejny raz ją zaskoczył. 
Kiedy zniknął za drzwiami łazienki przez jej głowę przebiegła myśl,że mogą zwiać, że czekała na tą chwilę odkąd je tu zamknął. 
Oprzytomniała równie szybko. Była nadal obolała, nie uszły by za daleko. Może nawet nie doszłaby do końca korytarza. Znowu by je dorwał. Może tym razem nawet i zabił. Nie będzie ryzykować. 
Znalazła chleb i masło orzechowe, zrobiła dwie kanapki i podała je dziecku, do kubka nalała soku pomarańczowego, jedyne co tam znalazła. Ucałowała znowu jej czoło, popatrzyła chwile jak z zapałem wcina kanapki. 
-Poczekaj tu na mnie, pójdę tylko pomóc Taehyungowi opatrzyć ranę. Nie martw się. 
-Ciociu.. 
-Ciii pamiętaj o naszej umowie
-Zapomniałam - dziecko posmutniało, nie chciała żeby pan znowu zbił Lusię- mamusiu, obiecaj,że mnie nie zostawisz tak jak tamta mamusia- zabolało. Pierwszy raz nie wiedziała co ma odpowiedzieć temu biednemu dziecku. 
-Daje ci moje słowo. 
Przeszła do łazienki, chłopak siedział nad umywalka i wyciągał odłamki szkła z rany. 
-Co się stało? Daj pomogę ci- delikatnie wzięła jego dłoń w swoją- znam się na tym trochę lepiej.  Najdelikatniej jak potrafiła oczyściła ranę, odkaziła i zabandażowała. 
Tae pochylił się do niej, zbliżył swoje usta i złożył delikatny pocałunek na jej bladych ustach- Dziękuję. 

Posterunek

-Ok, załatwione, zadzwoniłem do tej pani doktor, skonsultuje wszystko on line. Jest na drugim krańcu świata, nie da rady inaczej. Prześlij jej proszę wszystko co uzyskałeś. Zapytaj czy to możliwe,czy ta diagnoza nie jest błędna. Tu masz meila.-podał mu małą żółta kartkę z adresem. 
-Nie wiem czy będziemy mieli na to czas - wszystkie oczy skierowały się na Sugę- ukradł samochód, w samochodzie jest GPS. Wiem gdzie się zatrzymał. 



Save meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz