Pov Dabi
Przechadzałem się uliczkami. Było około godziny południowej czego nie byłem zbawicielem. Wolałem nocne spacery. Światło tych wszystkich fałszywych uśmiechów dobijało mnie. Śmiech dzieci, niewinne uśmieszki na parskliwych buziach i rażące skórę słońce. To było właśnie to czego nienawidziłem. Wyszłem jedynie że względu na Tomure który kazał mi się zająć Togą. Wolę już się włóczyć wśród tych idiotów niż zająć się tą psychopatką. Przynajmniej jeśli narobi przypałów nie będzie to moja wina.
- Hej ty! Uważaj jak łazisz! - przerwał moje myśli jakiś przechodzeń na którego się natknąłem i poszedł dalej
- Ja mam uważać? - krzyknąłem do odchodzącego w dal kretyna
- Mógłbyś chociaż przeprosić. Ach ta dziesiejsza młodzież. - parsknął
Młodzież? Czy ja naprawdę wyglądam tak młodo? Oczywiście wiem że jestem zajebisty ale ze taką formę jeszcze mam?
- Przepraszam - podeszłem do niego od tyłu i pociągnąłem za ramię - nie chciałem być nie miły - uśmiechnąłem się, a w miejscu mojej ręki pojawił się niewielki błękitny płomień. Który po czasie się rozprzestrzenił po całej ręce a następnie reszcie ciała.
-Puść mnie! - wyrywał się
Ludzie wokół patrzyli z przerażeniem, ale większość uciekła. Kiedy ten idiota stracił siły, uwolniłem swój uścisk z jego ramienia a on upadł na podłoże. Stałem obok i na widok martwej postaci na moich ustach zagościł drobny uśmiech. Przynajmniej prawdziwy. Nie tak jak te wszystkie fałszywki przechadzające się po chodnikach. Oczywiście mój optymizm nie trwał długo gdyż zjawili się bohaterowie. Jakbyż inaczej. Te przybłędy są wszędzie. Psują wszystko co daje nadzieję temu światu na przetrwanie. To właśnie dzięki nam, złoczyńcą, ten świat się jeszcze trzyma. Bohaterowie nic nie są w stanie zrobić. Są bandą bezużytecznych śmieci. Jednak zza rogu ujrzałem tylko jednego bohatera. Wsumie dla mnie nawet będzie łatwiej. Zobaczmy kogo ta armia świeci poświęciła na śmierć.
Przez to cholerne słońce nie widziałem za wiele. Jedynie ujrzałem ogromne czerwone skrzydła i postać ubrną jak totalny kretyn. Czy Ci bohaterowie naprawdę nie mają żadnego gustu?! Czekałem aż ten głąb zejdzie na ziemię ale on nie zamierzał co mi utrudniło robotę. Pióra z jego skrzydeł popchnęły w moją stronę. Jakby zupełnie same. Uchyliłem się ale nie wiedziałem co dalej robić. Wkońcu mój ogień może pchnąć tylko po podłożu. Wpadłem na pomysł, mimo że nie był on jeden z najlepszych, postanowiłem go zastosować. Kolejna armia tych cholernych piór zleciała w moja stronę. Tym razem przy uchyleniu o mało nie dostałem. Ale mimo to udało mi się uniknąć ataku. Śledziłem przebieg ilości czerwonego pierza i wysokości na jakiej się znajduje bohater. Jeszcze kilka ataków i będzie na idealnej wysokości! Kolejnym razem trafił jednym z piór w kołnierz mojej kurtki. Czułem jak... Się unoszę? Tak. Byłem w powietrzu. Totalne szaleństwo. Teraz już rozumiem jak działa jego indywidualność. Zdjąłem kurtkę i upadłem na ziemię. Przy następnym ataku bardziej uważałem na pociski. Wkońcu był na idealnej dla mnie wysokości. Puściłem drogę ognia dochodzącego aż do bohatera. Płomienie były na tyle wysokie by sięgać jego skrzydeł. Większość piór się spaliła w momencie więc ten również upadł. Leżał ledwo przytomny obok błękitnych płomieni.
- I co teraz? - klęknąłem nad nim
Jedyne co widziałem to światełko nadziei w jego oku. Fałszywe światełko. Tak jak cała społeczność. On za to mnie odepchnął i chciał dalej walczyć.
- Naprawdę myślisz że wygrasz? Popatrz jak ty wyglądasz. Bohaterowie jednak są naprawdę żenujący. I naiwni. - uśmiechnąłem się. Nie miał już piór więc był bezbronny. Dosłownie taki mały niewinny ptaszek. Haha.
- Nawet jakbyś próbował użyć swojej sprawności fizycznej, mój quirk nadal będzie lepszy, kochaniutki. - Położyłem dłoń na jego ramieniu i uaktywniłem indywidualność. Miło się obserwuję jak ktoś znika z tego świata. Z tego ohydnego świata przepełnionego fałszywą nadzieją. Lubiałem obserwować jak ktoś cierpi ale w którymś momencie odsunąłem dłoń i usunąłem ognie. I tak już młody się nieźle nacierpiał a może być przydatny. Wziąłem go na ręce i ruszyłem w stronę ligi biorąc przy tym mój płaszcz leżący na ulicy.
- Hej! - wchodząc krzyknąłem do Shigarakiego i reszty ligi
- Coś ty za przybłędę przyniósł? Naprawdę? Jak nie Toga to ty. no japierdole, ile wy macie lat? Nie będę was ciągle pilnował. Idioci. - parsknął
- Możesz chociaż raz, RAZ mnie wysłuchać zanim skrytykujesz? - podeszłem
- Streszczaj się
- Może Ci się wydawać że ściągnąłem kłopoty ale właściwie to przyprowadziłem go żeby zebrać od niego informacje o naszym przeciwniku. - uśmiechnąłem się
- Po pierwsze: nadal nie wiem kto to a po drugie : All Might odszedł ostatnio na emeryturę nie wiem czy wiesz. - odparł obojętnie
- Skoro nie będzie z niego w ten sposób pożytku to możemy go wykorzystać do jakiejś akcji jako przynętę - zaproponowałem
- Rób co chcesz tylko proszę, nie spieprz nic - usiadł na kanapie leżącej obok a ja zaprowadziłem bohatera do jednego z pokoi. Nie zdążyłem zatrzasnąć drzwi gdy weszła blondwłosa.
- Kto tooo? - jak zawsze tryskała tym jebanym optymizmem
- Toga wyjdź, zamknij drzwi i wracaj do siebie
- Nie będę wam przeszkadzać. Mogę zostać?
- Nie - wypchnąłem ją za drzwi i zatrzasnąłem je tuż przed twarzą blondynki. Następnie położyłem tego zjeba do jednego z kątów pokoju i spiąłem go do żelaznych obrączek które podtrzymywały kostki i nadgarstki bohatera.
~~~
Idk postaram się codziennie dodawać rozdziały a jak się nie uda to co drugi dzień, tu macie pierwszy, jeśli się podoba to zostawcie głosik UwU