Siedziałem na placu zabaw. Sam oczywiście, bo moi rodzice nie mieli akurat czasu. Praca i te sprawy. Wtedy jeszcze nie znałem się na tego typu rzeczach. Plac zabaw był blisko, to sobie poszedłem. Powiedziałem, oczywiście mamie gdzie idę, a ona tylko coś tam mruknęła. Siedziałem na huśtawce. Nie miał mnie kto pohuśtać, dlatego sam odpychałem się moimi krótkimi nogami, którymi ledwo co dosięgałem ziemi. No i wiatr mi trochę pomagał.
Jakieś dziewczynki w warkoczykach były denerwujące. Zupełnie jak te z mojej klasy. Siedziały w piaskownicy i bawiły się lalkami. Lalkami w piaskownicy? Szkoda, że nie wziąłem z domu koparki. Następnym razem wezmę. Nagle te dziewczynki zaczęły krzyczeć i piszczeć. Pobiegły do swoich mam, które siedziały na ławce. Wcale nie chciałem podsłuchiwać, ale usłyszałem, że w piaskownicy był ogromny żuk. Kiedy tamte dziewczynki razem ze swoimi mamami poszły do domu (chyba do domu, ale co ja tam wiem), ja wstałem w końcu z huśtawki. Na placu zabaw nie było żadnych dzieci. No, nie licząc jakichś starszaków grających w piłkę na boisku przy placu, ale gdybym powiedział im, że są dziećmi najpewniej dostałbym niezłe lanie. Tak mi się wydaje. Możliwe, że są wyczuleni, jeśli ktoś mówi o nich „dzieci". Nie wiem. Tak mi się wydaje.
Spojrzałem na niebo. Dziś nie było takie kolorowe jak wczoraj. Dziś było jakieś takie szare. Ciekawe czy ktoś maluje niebo kredkami, czy ono samo takie się robi. Chociaż to może nie ta godzina na kolorowe niebo. Nie wiem, nie mam zegarka. Nawet jeśli miałbym zegarek, nie znam się na godzinach. Jeszcze.
Podszedłem do piaskownicy, w której miał być przerażający żuk. O, siedział. Te denerwujące dziewczynki mówiły, że to żuk. To nie był żuk, tylko chrabąszcz! Dziewczyny się nie znają na chrabąszczach. Pewnie nawet nie potrafią wypowiedzieć słowa „chrabąszcz". Chrabąszcz, który został haniebnie pomylony z żukiem, leżał do góry nogami, na plecach. Bramka placu zabaw charakterystycznie skrzypnęła. Obróciłem głowę. Jakaś pani weszła na plac zabaw. Trzymała za rękę chłopca z jasnymi włosami, który od razu pobiegł na karuzelę. Ta pani, najpewniej jego mama (tak myślę), krzyknęła za nim, że ma uważać, bo „Nie daj Boże coś ci się stanie. Antek stój!" – tak krzyczała. Co to za idiotyczne imię – Antek. Brzmi jak stek. Moje imię jest lepsze.
Ten chłopiec kręcił się szybko na karuzeli. Od samego patrzenia zakręciło mi się w głowie. Ta pani zatrzymała karuzelę i nakrzyczała na chłopca, że mogło mu się coś stać. Ja naprawdę nie chciałem podsłuchiwać. Włożyłem chrabąszcza, którego haniebnie pomylono z żukiem do kieszeni moich zielonych spodni. Nie mogłem przecież zostawić go samego.
Ten chłopiec z jasnymi włosami, który podobno zwał się Antek, zjeżdżał na zjeżdżalni. Otrzepałem ręce z piasku. Też poszedłem na zjeżdżalnię. Z moim chrabąszczem, którego haniebnie pomylono z żukiem, który zamieszkał w mojej kieszeni, oczywiście. Chłopiec, stek-Antek wchodził na drabinkę zjeżdżalni. Kulturalnie wszedłem za nim. Usiadł na zjeżdżalni. Wyciągnąłem z kieszeni chrabąszcza, którego haniebnie pomylono z żukiem. Chłopiec, który chyba nazywał się Antek, miał zieloną koszulkę, zupełnie tak jak moje spodnie. Wrzuciłem chrabąszcza, którego haniebnie pomylono z żukiem za zieloną koszulkę chłopca Antka. Chłopiec Antek zjechał ze zjeżdżalni z chrabąszczem, którego haniebnie pomylono z żukiem. Uciekłem na huśtawkę.
Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Chciałem sprawdzić, czy stek-Antek nadaje się na kolegę. Jeśli nie boi się chrabąszczy to się nadaje. Okazało się, że stek-Antek nie boi się chrabąszczy, nawet tych, które zostały haniebnie pomylone z żukami. Ale jego mama się bała. Cholera (mój tata tak mówi, więc ja też).
Nikt nie ma dowodów, że wrzuciłem chłopcu chrabąszcza, którego haniebnie pomylono z żukiem za zieloną koszulkę. Sam przecież spadł z nieba, prawda? Pewnie, że tak.
°
Krótkia historia, krótkie części - zapraszam!
Jeśli zawieruszył mi się jakiś błąd, śmiało mówicie, będę wdzięczna!
CZYTASZ
chłopcy
Short Story❝Wieczorami chłopcy wychodzą na ulicę❞ Obaj malowaliśmy chodnik kradzioną kredą przy dźwiękach rocka, łamanych nadziei (kreda też się czasami łamała) i łez świata, które na koniec wszystko zmywały. Byliśmy cool, bo siedzieliśmy na krawężniku. ••• o...