pięć

844 180 169
                                    

     Jesień, wrzesień, jesień, deszcz, deszcz, łzy. O tym ostatnim wolałbym zapomnieć. W sumie, co za różnica skoro i tak mieszały się z deszczem. Ja wcale ich nie chciałem. One same tak płyną, przysięgam. Chłopaki nie płaczą. Nowa szkoła, nowe kartki do zapisania. Fajnie. Nie. Musieli rozwalić, zniszczyć. Nie dość, że stresowałem się nową szkołą i tym wszystkim, oni... Nie mogę tego wypowiedzieć. Nie dziś. Dzisiaj od rana mama z tatą byli jacyś mili (bo ojciec w końcu przyjechał). Było to podejrzane (i słusznie). No, ale do czasu. Wróciłem ze szkoły (już trzeci dzień, na razie jakoś sobie radzę). „Jakoś" to kluczowe słowo. Poznałem takiego jednego kolegę. W sumie to nie tylko jednego. Jest inny niż Antek. Antek niestety poszedł do innej szkoły. Trochę słabo. Dawno się z nim nie widziałem. Tamten kolega nie mówi tak dużo, jak Antek. Może jeszcze się rozkręci. Ja też mało mówię. Kiedyś mówiłem więcej niż Antek. To się chyba fachowo nazywa dorastanie.

Staram się zająć głowę czymś innym. Nie chcę, aby te myśli siedziały w mojej głowie, skoro to wszystko otacza mnie dookoła. To po co jeszcze w mojej głowie? Wieczorem, kiedy było już szaro, powiedzieli mi, że wspólnie stwierdzili, że lepiej będzie, jak się rozstaną. Ja głupi wybiegłem z domu na deszcz. Deszcz i dreszcz, bo jest jesień, a ja nie mam kurtki. Szarość wieczoru udzieliła się i mnie, bo czułem się jakiś taki szary. Nie będzie już mamy i taty. Będzie mama. Będzie tata. Oddzielnie. Ja też będę. Może trochę histeryzuje. Po trochu staram się zrozumieć. Nie wiem, czy mi to wychodzi. Ja nie chcę. Panicznie się boję. Dziewczyny boją się pająków, a chłopcy boją się samotności. Tak mi się wydaje. Nie wiem, czy ręce drgają mi z zimna, czy ze strachu. Strzykam palcami.

Późno wróciłem do domu. Nigdy nie wracałem o takiej porze. Uciekłem do swojego pokoju. Później przyszła mama. Położyła się koło mnie, zupełnie tak jak kiedyś. Przytuliła mnie. Nie chcę być duży, bo wtedy dostrzegam więcej złych rzeczy. Czy na tym polega dorosłość? Leżeliśmy przy zgaszonym świetle w ciszy. Wydaje mi się, że przez tę ciszę rozumiałem więcej, aniżeli miałbym rozmawiać. Ja nie umiałem o tym mówić, mama pewnie też. Pozostała nam cisza. Jej też było ciężko (ojcu pewnie też, nie dyskryminujmy go). Jestem okropny. Okropny egoista ze mnie. Nie chcę tak. Ciemność. Nic nie widziałem, ale za to czułem. To chyba jeszcze gorsze. Mama chyba zasnęła. Przytuliłem się do niej mocnej. Nie jestem męski w tym momencie. Na razie nie chcę być. Zresztą, nikt nie widzi.

Panie Boże, wiem, że może nie chodzę za często do kościoła (czasami z babcią). Jeśli tam jesteś i zgadzasz się na takie rzeczy, to chociaż pomóż mi to przetrwać. Możliwe, że uważasz, że tak będzie lepiej. Nie podważam tego, choć ja tak nie myślę. Nie rozumiem wielu rzeczy. Tak bardzo proszę, pomóż mi. Nie wiem, czy lepsze to, co jest, czy żeby byli razem i się kłócili. Dlaczego mi nie odpowiadasz? No tak, przecież ja też za często do Ciebie nie mówię. Czy powinien mówić do Ciebie tymi wszystkimi podniosłymi modlitwami? Bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi. Nie mam Ci tego za złe, bo może się na mnie obraziłeś. Przepraszam. Obiecuję Ci, pójdę do kościoła, tylko pokieruj tym wszystkim jakoś dobrze. Szkoda, że mi nie odpowiadasz, bo to trochę dziwne tak gadać ze swoimi myślami. Może kiedyś odpowiesz. Głupie to, przepraszam Cię. Może ja nie umiem w rozmowy z Tobą? Dobranoc.

Sen był chyba moim ulubionym życiowym stanem. Nie musiałem myśleć o matmie, o wrednych ludziach ze szkoły i innych rzeczach. Widziałem kolorową ciemność. Kolorową, bo przecież miałem sny, a to takie światła. Nie widziałem tego prawdziwego świata pełnego szarości. Mówią, że życie to sen, ale to jakieś cholerne kłamstwo. W takim razie, skoro we śnie nic się nie czuje to, dlaczego na co dzień tak? Co za głupiec wymyślał takie pseudomądre zdania.

Zanim tata (lubię go tak nazywać, kojarzy mi się z czasami, kiedy byłem mały. No i on był w domu) zaczął wyjeżdżać za granicę i tak mało bywał w domu. Choć weekendy spędzaliśmy razem. Razem, razem. Jeździliśmy rowerami po polnych drogach. Trzymałem mu latarkę, kiedy coś naprawiał. Teraz już nie. Od dłuższego czasu nie. Czasami chciałem trzymać latarkę. Antek narzekał jak musiał pomagać tacie.

Dlaczego ja o tym myślę? Najpierw sam myślę, a potem dzielę się tymi nieuporządkowanymi myślami z innymi (w większości przypadkach z Antkiem). Antek na pewno nie ma takich problemów. Jego mama i tata zawsze są przy nim, chociaż on tego nie chce. Mówił, że na razie ma spokój, bo mniejsza większość (czy jest coś takiego?) uwagi przeszła na jego sześcioletnią siostrę. Chyba się z tego cieszył (to jest już poważniejszy poziom naszych rozmów, te też lubię).
Też mógłbym mieć rodzeństwo. Może w domu nie byłoby tak pusto i... samotnie? Moglibyśmy razem czytać komiksy (w ostateczności bawić się lalkami, jestem gotów się poświęcić).

Mógłbym zamienić się miejscami z Antkiem. Chociaż na chwilę. Antek mówił kiedyś, że w sumie to mi zazdrości, bo mogę wracać, o której chcę i mam spokój, bo ojca nie ma większość czasu, a mama to przecież mama. Nasze rodziny nie wyglądają jak te z reklam nutelli. Nie mieliśmy szczęścia na loterii rodzin. Ale to nic. Ważne, że są. Czasami nie doceniam tego, co mam. Dopiero po czasie. Co za głupota. Czy ja też mogę wymyślać pseudomądre zdania? Głupim jest głupiec, który głupio żyje na głupim świecie pełnym głupoty innych głupców. Teraz tylko czekać, aż po mojej śmierci odkryją te mądrości.

Spałem jakoś niespokojnie. Jakby szarość męczyła mnie nawet we śnie. Przecież sen był jednym z niewielu miejsc (wiem, sen to nie miejsce), w których czułem się... bezpieczny i taki oswojony? Z rana obok mnie mamy już nie było. Jak ci wszyscy superbohaterowie z Marvela czas zmierzyć się z szarością dnia (ta bywa jeszcze gorsza od tej nocnej). Rodzice będą chcieli pogadać.

°

chłopcy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz