Kilka słów ode mnie, bo podobno nie należy ich trzymać w sobie.
Mam nadzieję, że jakoś w miarę wyjdzie mi to posłowie. Największą inspiracją tej historii (jak już kiedyś wspominałam) była piosenka Myslovitz o tym samym tytule – „Chłopcy”. Akurat leciała mi na słuchawkach, kiedy w nocy nie mogłam zasnąć. Przy pisaniu każdego rozdziału towarzyszył mi Ralph Kaminski i właśnie Myslovitz. No i melancholia i spokój. Tylko oni. Zauważyłam, jak bardzo poszczególne części mojego opowiadania i planu utożsamiają się z ich piosenkami.
Miało to być lekkie, krótkie opowiadanie tak do dziesięciu rozdziałów. Jak wiadomo, ja nie potrafię szacować. Rozdziały miały być do siedmiuset słów, ale niektóre wychodziły po półtora tysiąca. Ta praca wiele mi uświadomiła. Uświadomiła mi, że dobrze czuję się w takich klimatach. Uświadomiła mi, że istnieje coś jeszcze oprócz ładnych metafor, które uwierzcie mi, chciałam tu wsadzić, ale zaraz pojawiała się myśl 'hej, przecież narrator tak nie myśli'. Uświadomiła mi, że narracja pierwszoosobowa też jest cool. Że smutek też jest potrzebny.
Narrator pozostał do końca bez imienia, choć kilka osób chciało wiedzieć jak się nazywa (naprawdę były super propozycje; Jerzy, Kacper). Później pojawiły się pytania, co do orientacji (bynajmniej nie tej w terenie). Dziękuję za te pytania i domysły. Niestety nie umiem na nie odpowiedzieć. Sama tego nie wiem (no ale jak to nie wiesz?). Sami możecie sobie odpowiedzieć, w końcu od tego jest zakończenie otwarte. Nie tworzyłam bohaterów od stóp do głów, tak aby wszystko mieli określone (może powinnam?). Tutaj właśnie było inaczej. Jakoś nimi mocno nie kierowałam i choć może wydawać się to dziwne, oni byli. Sami jakoś tak byli. Narrator był dla Antka, Antek dla narratora. Obaj byli też dla mnie. Może i ja byłam dla nich.
I przykro mi, że już to skończyłam. Ale też się cieszę. Ciężko było czasami. Uspokajało mnie to. Widzę, jak dorastali przez całą opowieść i choć może obyło się bez wielkich zwrotów akcji, mam nadzieję, że udało mi się zawrzeć emocje, tak jak chciałam. Bo już na początku miały to być tylko słowa, emocje i parę innych rzeczy (takie nieistotne). Pierwszy raz podczas pisania nawet prawie się popłakałam (tak, naprawdę, a nie zdarza mi się to).
Mam nadzieję, że miło spędziliście czas z chłopcami (bo ja tak!). Dziękuję każdemu z osobna. I chociaż zawsze dedykacje robi się na początku, ja zrobię na końcu (to nie tak, że uświadomiłam sobie, że istnieje coś takiego dopiero pod koniec). Chciałabym to zrobić tutaj, bo przecież nikt mi nie zabroni (w dodatku dedykownanie brzmi cool, mam nadzieję, że wyjdzie mi to w miarę przyzwoicie). Dziękuję.
° D E D Y K A C J A °
Wszystkim osobom, które wieczorami wychodzą na ulicę. Tym, którzy udają, że można pójść na spacer i jeszcze wiele innych rzeczy. Bo każdy z nas taki jest. Tym, którzy potrafią dostrzec w szarości trochę kolorów i piękna (przede wszystkim swojego). Sami tworzymy szczęście. Tworzymy siebie. Jesteście, jesteśmy piękni.
Buziaki,
_koklusz
CZYTASZ
chłopcy
Short Story❝Wieczorami chłopcy wychodzą na ulicę❞ Obaj malowaliśmy chodnik kradzioną kredą przy dźwiękach rocka, łamanych nadziei (kreda też się czasami łamała) i łez świata, które na koniec wszystko zmywały. Byliśmy cool, bo siedzieliśmy na krawężniku. ••• o...