osiem

616 151 135
                                    

       Dzisiaj Antek zabrał mnie na spotkanie z jego ekstra kolegami. Trochę się stresuję, bo co jeśli ja nie będę wystarczająco cool? I w co ja mam się ubrać, żeby nie odstawać, bo Antek ubiera się cały na czarno. W ogóle już połowa wakacji za mną, a ja nic nie zrobiłem. Totalnie nic. Jestem na siebie zły. Jak patrzę na te wszystkie zdjęcia z wakacji innych osób, to ja jestem gówno wart w wakacje (w sumie nie tylko w wakacje). Finalnie nie pojechałem do ojca. Mama na szczęście to rozumie. Coraz mniej o tym myślę, ale jednak nadal. Wiem, że to ze mną zostanie i będzie wracać, ale na razie choć trochę odeszło.

Z Antkiem rzadziej się spotykałem, bo on wychodził z tymi ekstra typami. Tak trochę mi przykro i się z nim posprzeczałem o to (pokłóciłem srogo tak naprawdę). Nie odzywałem się do niego chyba z tydzień (tylko dzieci tak robią, wykazałem się, nie ma co). Nie wiem dlaczego. Matko, czy ja byłem zazdrosny? Może nie, może to wcale nie moja wina, że się trochę pokłóciliśmy, ale ja w sumie zacząłem. Ale Antek zaczął wszystko z tymi dziwnymi ludźmi, których nie znam. Nigdy nie potrafiłem określić strony, po której leży wina.

Obiecał (jak już się załagodziło), że mnie z nimi pozna. No niezbyt o to mi chodziło, ale już nie chciałem się kłócić. Nie lubię kłótni. Już i tak za dużo się ich nasłuchałem. Antek chyba też nie lubił się kłócić. Dwa, może trzy razy pokłóciliśmy się tak na poważnie. W końcu jednak było dobrze. Może nie kłócimy się często, bo nie widujemy się na co dzień? Od zawsze oddzielnie w szkole. Ale razem na krawężniku. Może to nawet dobrze? Bo z byciem nie można przedobrzyć. Wtedy staje się takie powszechnie dostępne.

No i okej, jadę na bagażniku mojego (o, ironio) roweru, bo Antek uparł się, że to on musi kierować. Niewygodnie. Podobno jesteśmy umówieni z tymi jego znajomymi na jakimś parkingu (co za głupie miejsce na spotkania, ale no ok). Antek jest podekscytowany, że w końcu ich poznam. „Bo wiesz, oni są tacy coolerscy sam zobaczysz" . Jeśli wszyscy wyglądają jak podróbki Lorda Vadera to nie są ani trochę oryginalni. Nie, żeby coś. Ja nie pasuje chyba do tego stylu. Czy ja pasuje do jakiegokolwiek stylu? Antek nadal ma niebieskie włosy, bo się nie odmyły (no, kto by się spodziewał). Jego mama chyba nadal jest za to zła. Od tamtej pory nie pokazałem się w domu Antka. Antek mówi, że jak zacznie się szkoła i ten kolor mu się znudzi to zrobi sobie zielone włosy (jak jakaś sałata, ble). Cholera, dlaczego zawsze jak jadę rowerem to wiatr musi mi walić po oczach.

No i stali na tym parkingu. Sorry, ale - cholera (ostatnio coś często używam tego słowa), jeden z nich miał motor. Marzenie. Mieli skórzane kurtki. Włosy zwyczajne (nie to, co Antek). My przyjechaliśmy z Antkiem na wieśniackim rowerze. Dobre pierwsze wrażenie. Antek przybił z nimi piątkę (inną niż ta nasza ekstra, cool piątka. Tamta była tylko nasza). Ja stałem jak przygłup z rękami w kieszeni. Antek mnie przedstawił. Fajnie. No tak trochę niezręcznie. Jeden z nich stwierdził, że musi zapalić. Wyciągnął paczkę papierosów. Dał każdemu po jednym. Mnie też. Fajka. Głupio mi było odmówić, bo wyszedłbym na lamusa. Ciemna masa ze mnie, bo nie umiem w takie rzeczy. Raz, jedyny raz wziąłem łyka piwa na urodzinach wujka (na szczęście mama tego nie widziała, długa historia). Ohydne było. W mojej głowie była już panika pomieszana z brzydkimi słowami, których nie wypada mówić. Już po moim dobrym wrażeniu. Spojrzałem na Antka. On na luzie odpalił tę fajkę. One zawsze tak śmierdzą. Zawsze musi być ten pierwszy raz. Coś trochę późno. Czy tak wygląda dorosłość? Ośmieszę się na sto procent. Jestem już prawie w drugiej klasie liceum, co za wstyd, cholera.

Dobra. Zapalniczka wydała charakterystyczny dźwięk. Jest już wieczór. Spoglądam na Antka. Z jego ust wydostał się dym. Na luzie. Dlaczego mi nie mówił? Dlaczego nie zrobiliśmy tego pierwszy raz razem? To tylko fajki, nic specjalnego. Uświadomiłem sobie, że jeszcze nie widziałem takiego obrazu Antka. Krawężnik i parking niby takie same, bo z kostki, a Antek zupełnie inny, choć ten sam. Dobra, wdech. Za duży wdech. Brzydkie słowa wyleciały z mojej głowy na świat. Cholera. To tylko fajki, nic specjalnego. Pali mnie gardło, pomocy. Na parkingu słychać tylko mój kaszel. Jeden z ekstra kolegów poklepał mnie po plecach ze śmiechem. Zachowałem (jeszcze) trochę godności.
Drugi wdech. Sztuczne powietrze zamiast oryginału. Czuć tylko papierosowy dym. Pierwsze razy. Sztuczne, papierosowe chmury zamiast tych oryginalnych. Boże, umieram, niedobrze mi się zrobiło. Oczy mi łzawią. Jestem zerem w ich oczach, wiem. Papierosy. Papierowe rosy.

Potem wyrzuciłem papierosa od ekstra kolegi Antka. Mama miała rację (co jest trochę zabawne, bo swego czasu, kiedy była młoda również paliła i tworzyła sztuczne chmury). Tylko końcówka się żarzy jak moje nadzieje na godność w tym momencie. Gardło dalej mnie drapie. Nie miałem nawet czasu patrzeć na Antka. On się tylko dziwnie uśmiecha. Już wypalił pół papierosa. To tylko fajki, nic specjalnego. Jak on to zrobił, niech mi zdradzi ten sekret. Ja na bank źle się do tego zabrałem. Mógł mnie chociaż uprzedzić o gustach towarzystwa, przygotowałbym się może jakoś. Antek zawsze był choć trochę lepszy ode mnie. Miał fajnie w domu, dobrze (w miarę) się uczył, nawet papierosy umiał palić. Ja nie. Zawsze byłem z opóźnieniem. Ale bym mu pokazał środkowy palec, przepraszam. To tylko fajki, nic specjalnego. Nawet nie wiem, czy dobre były. Pierwsze razy. Nowości nie są dla mnie. Zwłaszcza te sztuczne, naciągane zamiast oryginalnych chmur. A koledzy Antka tylko się patrzyli z drwiną w oczach. Antek nie. Koledzy, przecież to tylko fajki, nic specjalnego. Tak?

°

chłopcy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz