Rok. Rok to aż 365 dni i ileś tam godzin, ale nie wiem dokładnie ile. Rok to też bardzo dużo minut, ale również nie znam dokładnej liczby. Znowu jest wiosna. Znowu świat staje się szczęśliwy po smutnej zimie. Może i ja jestem już szczęśliwszy? Chociaż trochę. Powiniem czuć się inaczej. Powinienem czuć się jak student, powinienem czuć się jak dorosły mężczyzna. Nie czuję się tak. Dalej czuję się jak ten dzieciak. Matura jakoś mi poszła, ale nie dostałem się na te studia, co chciałem. Ale się dostałem na inne. Miałem wyjechać daleko, a zostałem blisko. Miałem wyjechać na drugi koniec kraju, a wyjechałem jedynie kilkadziesiąt kilometrów (autobusem). Miałem zostawić mamę samą w domu. Nie zostawiłem. Wracam. Mogłem znaleźć sobie jakąś miłość, czy inne duperele, ale nie znalazłem. Po co.
Może i powinienem czuć się dorosło, ale wciąż nie potrafię poradzić sobie sam ze sobą. Z tymi wszystkimi myślami i emocjami. Akurat dziś czuję taki wewnętrzny spokój. Dziś jest rocznica. Dziś wróciłem do domu. Dziś pójdę go odwiedzić. Nawet nie pamiętam dokładnie, jak to przeszedłem. Wszystko jest takie mgliste. Może to i dobrze. Początkowo cały czas siedziałem w pokoju, nie schodziłem nawet na obiad, nie rozmawiałem z mamą, chociaż ona ciągle do mnie mówiła. Później, żałuję tego, co później robiłem, bo to było najgłupsze, co mogłem robić. Rzygałem w krzakach od nadmiaru taniego alkoholu i nie wracałem do domu na noc. Paliłem papierosy i kilka innych skrętów, jeden za drugim, bez dławiącego kaszlu, jak to było za pierwszym razem. Kiedyś nie lubiłem. Później polubiłem. Najpierw z ekstra kolegami, którzy też byli w żałobie, później zostałem sam. Znowu zostałem sam. Z paczką papierosów w kieszeni. Mama się denerwowała, mówiła, że to wcale nie jest sposób. Dla mnie był. Ale przestał (zostały tylko fajki).
Myślałem też o śmierci. Myślałem dużo. Moja babcia jeszcze żyje, a Antek nie. Żałosne. Może jednak tak miało być. Chociaż wolałbym, aby jeszcze pożył. Czasami, jak jestem gdzieś wysoko na moście albo w budynku, myślę sobie, że mógłbym skoczyć. Dawaj, skacz, przecież to takie proste. Razem z wiatrem. Proste. Tak myślę. Jednak coś mnie powstrzymuje. Żyję dalej. Żyję dalej i próbuję jakoś pokazać Antkowi, co ten głupek stracił. Czasami przychodzi do mnie we śnie. Nigdy nie są to straszne sny. Zawsze są dobre. Zawsze, kiedy się budzę, chce mi się płakać. Choć Antek nie zawsze był dobry. Ale ja będę pamiętać go, jako mojego najlepszego kumpla.
Teraz przychodzę na cmentarz, kiedy tylko mogę. Na początku nie mogłem, nie chciałem tu przychodzić. Kiedyś się z nim spotkam gdzieś tam na górze. Ciekawe, co ten dureń sobie myśli, jak tak na mnie patrzy, tam z góry. Nigdy nie lubił współczucia. Może nawet jest ze mnie dumny, że ja studiuję, a on nie. Już mnie tak nie boli. Już wyczerpałem wszystko. Już nie chcę wracać do tego stanu. Już się przyzwyczaiłem. Już nie chcę więcej. Mimo że już nigdy nie znajdę takiej osoby. Chociaż jakbym się postarał i wrzucił komuś znowu chrabąszcza za koszulkę? Wciąż to pamiętam i wciąż mnie to bawi, bo nadal jestem takim głupim człowiekiem.
Dziś jest rocznica. Ten dziwny rok. Rok jak już go nie ma. Rok wyrwany z mojego życia. Najgorszy rok, który pokazał mi wiele. Specjalnie poszedłem na cmentarz wieczorem, żeby nikogo nie spotkać. Wolę pobyć sam. Sam chcę z nim pogadać. Kupiłem po drodze mały znicz. Ładny ma nagrobek. Złote litery. Antoni. Antoni brzmi poważnie. Przecież to tylko mój Antek. Ten głupi dzieciuch, który dobrze się uczył, farbował włosy mimo zakazów mamy, słuchał rocka, jeździł na desce i był. Był zawsze. Dla mnie i dla siebie. Byliśmy dla siebie.
Wyciągam papierosy z kieszeni. Pstrykniecie zapalniczki. Lubię ten dźwięk. Lubię też ten zapach, którego kiedyś nienawidziłem. To tylko fajki. Jakoś sobie radzę bez ciebie. Od niedawna, tak naprawdę. Brakuje mi tego wszystkiego. Ładny masz nagrobek. Wiesz, co, Antek? Nie, nie będę się do ciebie zwracał Antoni. Nawet jeśli są to tylko głupie myśli, w mojej głupiej głowie. Jesteś zwykłym chujem. Byłeś. Zostawiłeś mnie tak bez pożegnania, cholera. Nienawidzę cię. Nawet przyniosłem ci ładny znicz. Nie wyobrażam sobie jednak, co by było bez ciebie. Kim bym był bez ciebie? Bo ty byłeś częścią mnie. Tak mocno się przywiązałem. Cholero jedna, dlaczego jesteś taki uzależniający. Może to nie ty, może to ja. Nawet po śmierci nie masz ode mnie spokoju. Ale ja nie chcę cię zostawiać. Z biegiem czasu to widzę. To nie było dobre. Bo ty mnie perfidnie zostawiłeś. Wiem, że nie chciałeś. Nigdy nie chciałeś mnie zostawić, no nie? Nadal przecież gdzieś tam jesteś i pewnie się śmiejesz z mojej głupoty. Niedługo do ciebie dołączę.
Poszedłem jeszcze na spacer. Polubiłem spacery, szczególnie te z papierosami. Wszystko jest takie ulotne jak ten dym. Przechodziłem mostem. W dole jest rzeka. Zatrzymałem się. Lubie patrzeć z wysokości. Wiatr wieje mi w oczy. Nadal mam brązowe włosy, teraz nie liczy się już to, że są ohydne. Nie myślę o tym. Myślę, że nie mogę wszystkiego zatrzymać. Nie potrafię zatrzymać nawet swoich myśli, które mnie męczą. Wszystko leci z wiatrem, niedopilnowane. Zimne barierki, żeby ktoś przypadkiem nie wypadł. I tak nie zatrzymują ludzi, którzy chcą wypaść. Znowu ta myśl – to co, skaczesz? Nie wiem. Nigdy nic nie wiem.
°
CZYTASZ
chłopcy
Short Story❝Wieczorami chłopcy wychodzą na ulicę❞ Obaj malowaliśmy chodnik kradzioną kredą przy dźwiękach rocka, łamanych nadziei (kreda też się czasami łamała) i łez świata, które na koniec wszystko zmywały. Byliśmy cool, bo siedzieliśmy na krawężniku. ••• o...