dwanaście

557 135 157
                                    

    Za tydzień wracam do domu. W sumie to zostanie mi jeszcze miesiąc wakacji, przez który pewnie i tak będę siedział w domu. Lipiec u babci szybko mi minął. Kury już nie wydają mi się tak straszne, ale nadal im nie ufam. Chodziłem jednak do sklepu. Piesków babcia nie chciała od Hanny, która później (na szczęście lub nieszczęście) sama przyszła zapytać. Hanna jednak okazała się cool, nie tak jak myślałem. Raz przyniosła babci ciasto (no i ja też dostałem kawałek). Hanna zabrała mnie nawet na spacer, gdzieś indziej niż do sklepu (jestem pewien, że to sprawka babci).

Bardzo lubię spacery z Hanią. Ona nie lubi, jak się tak do niej mówi, ale tak ją nazywam w myślach, bo inaczej to chyba by mnie pobiła. Śmieszna jest czasem. Chociaż raz w tygodniu wyciąga mnie na zachód słońca. Siadamy wtedy na polu, a słońce robi to, co tam ma robić. Przez ten miesiąc bardzo, bardzo polubiłem Hannę, która nie lubi swojego imienia. Hania nie nalegała, ale jej spojrzenie nie przyjmowało mojego słowa sprzeciwu. Nie, żebym chciał się sprzeciwiać, bo lubię te nasze wypady. Babcia się tylko wtedy dziwnie uśmiecha, jak gdzieś idę razem z Hanną. To nie były żadne głupie imprezy, na jakie wyciągał mnie Antek. To były po prostu zwykle spacery zwyczajnych nas. Takie nasze. Chociaż Hanna nie do końca była zwyczajna, tak myślę, bo nosiła dziwne kolorowe spodnie. Tylko ją dane mi było poznać bliżej, bo nie widziało mi się granie w piłkę z dziwnymi chłopakami na dziwnym boisku.

Jak jeździłem rowerami z Hanną albo chodziliśmy na spacery, to czułem się szczęśliwy. Nie wiem, czy Hanna spotykała się ze mną, bo tak chciała, czy babcia kazała jej wyciągnąć mnie z domu, bo tak to cały czas bym zawracał jej głowę. Obstawiam to pierwsze, bo jeśli nie chciałaby ze mną wychodzić, nie robiłaby tego. Cieszy mnie to, że jest taka osoba, taka Hanna, która mnie lubi i chce ze mną wychodzić. Taka szczęśliwa Hanna, przez którą i ja jestem jakiś taki szczęśliwy. Nie narzekam ostatnio tyle. Bardzo bym chciał, ale nie mam za bardzo, na co narzekać, bo ta wieś jest dość przyjemna. Kiedyś przeprowadzę się na wieś, bo tutaj jestem chyba szczęśliwy i zazwyczaj świeci słońce. Hanna też lubi narzekać. Nie za często, bo mówi, że narzekanie ją smuci. Najczęściej narzeka na siebie i na to, jak wygląda, co niezbyt rozumiem, bo jest bardzo ładna. Ale wtedy mówię jej coś miłego, bo wolę jak się uśmiecha.

Tydzień temu siedzieliśmy z Hanią na jakiejś starej beczce (nie wiem, co to było dokładnie, ale można na tym usiąść) i patrzyliśmy na zachód słońca (niekoniecznie tylko na zachód), próbowałem zaplatać Hani warkoczyki (ale zamiast warkoczyka zrobiłem jej kołtun) na jej krótkich włosach jak lody czekoladowe (czułem się dobrze z myślą, że Hania nie lubi swoich włosów, bo ja też swoich nie lubię, a kolor mamy taki sam – czekoladowy). Później zrezygnowałem z tego zajęcia, bo Hania postanowiła, że dla mnie też w takim razie trzeba zapleść warkoczyki.

Hanna nie miała piegów na nosie. Miała za to trzy małe pieprzyki na policzku. Bardzo lubię się im przyglądać (a w międzyczasie zerkać w jej brązowe oczy). I ma taki radosny śmiech (śmieje się z moich głupich żartów, razem się śmiejemy). Hania mówi, że nie lubi swojego imienia, swoich włosów ani nawet tych uroczych pieprzyków na twarzy (które mnie się akurat bardzo podobają). Na początku mówiłem jej, że to, co mówi to nieprawda, ale później zaprzestałem, bo głupio tak się powtarzać. Mówi, że chciałaby stąd wyjechać, bo czuje się ograniczona, a ja jej mówiłem, że w mieście nie jest fajnie, a ona mówiła, że ja się nie znam. Znam się na mieście i to nawet za dobrze. Trudno ją było przekonać do czegokolwiek. Ja nie mówiłem za dużo o sobie tylko o wszystkim innym. Nie musi wiedzieć wszystkiego.

Kilka razy tak delikatnie złapałem jej rękę (no tak niby przez przypadek). Ona się wtedy uśmiechnęła i ścisnęła moją rękę. Bardzo stresował mnie ten gest, bo to ja pierwszy wziąłem ją za rękę. Ja rzadko robię coś jako pierwszy. Hanna cały ten miesiąc chodziła w kolorowych, dziwnych spodniach, takich zwiewnych. Na początku wydawały mi się dziwne, a teraz wydają mi się bardzo cool (cool jak koza babci). Chciałbym nosić jakieś cool ubrania jak Hanna, a nie takie nudne. Chociaż te nudne do mnie pasują, bo ja jestem nudny. Po co mam udawać, że jestem cool. Hanna nie uważa, że jestem nudny, chociaż jej to powtarzam. Powiedziała ostatnio, że ja to tak fajnie marszczę nos. Sam tego nie zauważyłem, a ona tak. Dziwnie miło mi się wtedy zrobiło.

Teraz też siedzę z Hanną. Znaleźliśmy takie super bele siana. Przyjechaliśmy tutaj rowerami (mnie dostał się taki stary rower babci, który skrzypi). Jazda rowerem po piaskowych drogach bardzo mi się podoba. Zachody słońca nie byłyby takie super, gdyby nie Hanna, który cały czas coś mówi i się mnie, o coś pyta, a ja nie zawsze chcę odpowiadać, ale ona się nie gniewa. No i tak patrzę na nią zamiast na zachód słońca. „Bo te zachody to są takie kolorowe, a ja lubię kolory i noszę takie kolorowe spodnie, wiem, że wydają ci się dziwne, ale ja lubię je nosić, serio” – powiedziała i na mnie spojrzała.

Wtedy pomyślałem, że co mi szkodzi i tak za tydzień wracam do domu, jeśli coś pójdzie źle. Przysunąłem się do Hanny i ją pocałowałem. Niby nic wyjątkowego, całowałem się już parę razy, ale teraz jakoś tak inaczej było. Tak jakby prawdziwie. Możliwe, że trochę ją zaskoczyłem, ale nie wiem, bo ona też mnie całowała. Nie wiem, czy był to wystarczająco romantyczny pocałunek. Nie potrafię być romantyczny. Byłem szczęśliwy. Taki bardzo szczęśliwy jak nigdy. Dziwne, bo to tylko głupi pocałunek z Hanną, która nosi kolorowe spodnie. Może on wcale nie był taki głupi, jeśli mi się podobał i byłem w tamtym momencie dziwnie szczęśliwy. Byliśmy tylko my i nic nieznaczące słońce w tle. Już jestem prawie dorosły, czemu rozprawiam nad tym pocałunkiem? Ale wtedy, kiedy ją całowałem, a ona dotykała mojego policzka, było mi miło. Naprawdę było mi miło i nawet nie potrafię tego do czegoś porównać, bo te uczucia są skomplikowane, a ja się na nich nie znam. Przyjemne są. Niektóre.

Tęsknię trochę za domem i za Antkiem. Za mamą też. Ciekawe, co robią. Czasami piszę z nim, ale niezbyt często, w końcu jestem na wakacjach i nawet nie mam tutaj internetu. Mam za to Hannę, która bardzo różni się od Antka i jest strasznie uparta. Hannę znam tylko kilka tygodni i jestem tylko na wakacjach, i zaraz wyjeżdżam, i nie wiem, co zrobię dalej. Antka mam zawsze i chyba na zawsze, bo zbyt dużo o mnie wie, a ja zbyt dużo wiem o nim.
Hanna mówi, że jak pojadę do domu, to będziemy pisać i tak dalej, ale ja jeszcze zobaczę. Może będę też tęsknił za moją Hanną w kolorowych spodniach. Na razie jeszcze jestem i głaszczę włosy Hanny.

Te wakacje u babci to wcale nie był taki zły pomysł.

°

chłopcy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz