Ja nie wiem. Mama coś sobie wymyśliła. Zachciało jej się ogródka. Stwierdziła, że nigdy nie miała takiego ogródka z prawdziwego zdarzenia. Kupiła wielką reklamówkę jakichś cebuli, a kiedy zapytałem się, czy to na obiad to tylko się śmiała. No co, nie znam się na kwiatach. Kupiła też jakąś taką siatkę, abym jej te kwiatki ogrodził. Nie wiem po co, skoro nawet żadnego psa nie mamy, który mógłby siać ewentualne zniszczenie. Mówiła, że tak będzie ładniej. Co ja wiem, na pięknie się nie znam. Sam piękny nie jestem.
Zaczęła się druga klasa, trochę srogo, bo to dopiero kilka tygodni chodzenia do szkoły, a ja ledwo wyrabiam. Antek jednak przefarbował się na zielono i wygląda jak kapusta (nie mówiłem mu tego). Tym razem też zyskałem miano fryzjera (oczywiście robiliśmy to, kiedy mamy Antka nie było w domu). No, a później przyszli ekstra koledzy Antka, aby zobaczyć jego fryzurę. W gruncie rzeczy oni też byli jakimiś tam moimi kolegami (nie dosłownie). Wciąż chciałem przyjaźnić się z Antkiem, więc takim sposobem chodziłem razem z jego ekstra kolegami, bo on też chodził. Byłem ekstra w takim wypadku. Zdecydowanie wolałem określeniem cool. Cool było cool. Może to okropne z mojej strony, że tak robię. No i rzadziej chodziliśmy razem z Antkiem (tak sami, sami) na krawężnik, bo przecież po co, jeśli spotykamy się z resztą towarzystwa. Rzadko (w sumie to często) po prostu tam byłem i stałem razem z nimi. Czasami coś tam zagadałem. Jakoś tak dziwnym przypadkiem nie miałem o czym rozmawiać z ekstra kolegami, bo oni chodzili z Antkiem do jednej szkoły. Ja oczywiście nie. Przegryw. W sumie to nie było jakoś bardzo drętwo. Podjąłem jeszcze kilka prób palenia papierosów (raz nawet z Antkiem, kiedy siedzieliśmy na krawężniku), ale coś mi nie szło. Może mieli fajki jakieś niedobre. Przypuszczam, że mama Antka nie wie o delikatnym zamiłowaniu swojego syna do dymu papierosowego. Jakby się dowiedziała to pewnie rozniosłaby dom. Zauważyłem, że Antek to ogólnie nie palił tak dużo. Zazwyczaj więcej trzymał tego papierosa w palcach (tak cool), aż ten się spali. Nie podważam jego sposobu.
Jesteśmy już strasznie starzy. Ja nadal czuje się głupim dzieckiem (choć podobno okres tego całego lamusiarskiego dojrzewania już mi mija). Tak trochę dziwnie. Bo ogólnie to Antek ma od niedawna dziewczynę. Taką dziewczynę, dziewczynę, z którą chodzi za rękę i te sprawy. Niezbyt ją lubię, jest jakaś taka... Raz z nią gadałem i to krótko. Trochę zadziera nosa. Nie wiem, gdzie on taką znalazł. Choć może on ma taki typ. No i Antek trochę mnie olewa, zresztą nie tylko mnie, tych ekstra typów też. Oni chyba niezbyt się tym przejmują, ale co ja tam wiem. Ale ja się przejmuję. Antek wszędzie z nią chodzi. Nie podoba mi się to, chociaż ja chyba mam takie skłonności do zazdrości.
Dziewczyna Antka naprawdę nie jest taka okropna, jak sobie powtarzam, bo jest dosyć ładna. Innych aspektów nie jestem w stanie określić, bo zbytnio jej nie znam. W sensie znam, ale tak średnio. Kiedyś poszliśmy razem z Antkiem i jego dziewczyną na kawę, ale jestem przekonany w pięćdziesięciu procentach, że ta starała się mnie ignorować, więc ja też nie podejmowałem próby rozmowy. Może ona też była zazdrosna? No, ale chyba nie o mnie, dobry żart.
Ja jestem nadal taki sam, chociaż moje loki są odrobinę dłuższe. Nie mam dziewczyny, nie mam chłopaka, nie mam psa ani kota, ani nawet roślinki na parapecie. Jedynie mama zawsze zachwala, jaki to ze mnie przystojny chłopak i że pewnie dziewczyny to się w kolejce ustawiają. Ale ja nie sklep, żeby się w kolejkę ustawiały. Nie za bardzo chcę mieć dziewczynę i ją jakoś tam kochać. Bo przecież mama i tata się kochali podobno i dupa.
Ten ogródek to jest dziwny pomysł, ale moja mama lubi dziwne rzeczy (ostatnio kupiła sobie bluzkę w sery. Tak, w sery. A pierwszej młodości to mama już nie jest). Wsadziła do ziemi cebule. Mówiła, że to krokusy i tulipany, i coś tam. No i ja jako jedyny mężczyzna w domu musiałem jej pomóc z tą siatką do ogradzania. Moja mama mimo swojego wieku wciąż była piękna (choć upierała się, że ma już zmarszczki). Podziwiam ją. Nadal miała to ciepło w swoich niebieskich oczach, którymi zawsze na mnie patrzyła. Praca i czas nie działy na jej korzyść. Zresztą nie tylko. Była jedyną kobietą, którą kochałem (bo babcia i ciocie się nie liczą). Ona była. Wiedziałem, że zawsze wróci do domu, do mnie. Nie lubiłem być sam w domu. Był pusty (co za odkrycie).
Na szczęście oczy odziedziczyłem po mamie. Po ojcu mam chyba włosy i zegarek, który kupił mi jak byłem małym zasrańcem. Był czas, że go nie nosiłem. W sumie to nie tyle, ile nie nosiłem, a zepsułem. Wrzuciłem go do rzeki jak byłem u babci. Jednak później wyjąłem go jakoś z tego mułu. To znaczy rzeki. Na szczęście było ciepło. Nigdy więcej spaceru w rzece i wodorostach. Ale zegarek jakoś się naprawił. Znowu zaczynam go nosić. Powoli. Jakoś się przyzwyczajam. Bo przecież ojca nie było. Ale ja wiem, że jednak jest. Gdzieś. No i w końcu mam po nim nazwisko. Nawet jeśli chciałem go wyrzucić z mojej głowy, to on przecież był tatą. Jakim by nie był, ale jednak gdzieś tam był. Na zdjęciach, chociażby. Ten zegarek to taka przypominajka, że ojciec jednak jeszcze jest. Podobno rzeczy doceniamy, dopiero kiedy ich nie ma. Nawet ładny był ten zegarek.
°
CZYTASZ
chłopcy
Short Story❝Wieczorami chłopcy wychodzą na ulicę❞ Obaj malowaliśmy chodnik kradzioną kredą przy dźwiękach rocka, łamanych nadziei (kreda też się czasami łamała) i łez świata, które na koniec wszystko zmywały. Byliśmy cool, bo siedzieliśmy na krawężniku. ••• o...