Rozdział 6

874 50 5
                                    

Słyszę ciche pukanie do drzwi.

- Odejdź.

Niczego bardziej teraz nie potrzebuję, niż świętego spokoju.

- To ja. - Pomimo, że mam twarz zwróconą do okna, rozpoznaję jego głos. Wydaje mi się, że rozpoznałabym go z kilometra.

- Daj mi spokój. Proszę.

- O ile dobrze słyszałem, siedzisz tu już od wczoraj.

- Zamierzam spędzić tu jeszcze jutro i pojutrze i popojutrze. Aż mi się odechce i postanowię wyjść do ludzi.

- Aria.

- Nash.

Serio nie mam pojęcia, czemu mam taką słabość do jego głosu. No może i widoku jego samego. No i wszystkiego związanego z nim.

- Przysparzam ci samych problemów. Jestem beznadziejna. - Ukrywam twarz w dłoniach.

- Dalej nie rozumiesz? Próbuję ci coś powiedzieć. - Podchodzi do mnie i pocieszająco ociera mi łzy skrawkiem bluzy. Posyłam mu cierpki uśmiech.

Nic nie mówię, dalej tkwiąc w tym samym miejscu.

- Wtedy w kawiarni... siedziałeś z nim przy stoliku. Kim jest dla ciebie? - Mrużę oczy.

- Znajomym. Blair go przyprowadziła.

- Wiedziałeś...? 

- Nie - odpowiada. - Powiedziałbym ci przecież.

Przygryzam wargę i wyglądam za okno w zamyśleniu.

- Nikt mi nie powiedział. Myślałam, że chociaż Juliet mi powie, ale ona milczała z dziwną miną.

Wzdycha lekko.

- Jeżeli chcesz o tym myśleć, żeby się pogrążyć, jesteś na dobrej drodze.

- To co proponujesz? - rzucam oskarżycielsko.

- Zabieram cię stąd. - Uśmiecha się łobuzersko.

-  Dokąd? Nie do wesołego miasteczka, prawda? - Rozszerzają mi się oczy.

- Nie bój się. Już się nauczyłem, że zabieranie cię w tego typu miejsca źle się kończy.

- I dobrze. - Śmieję się ponuro. - To gdzie idziemy w takim razie?

- Obejrzymy coś u mnie, musisz się stąd ruszyć. - Ciągnie mnie za rękę prowadząc w stronę drzwi. Ubieram się odpowiednio i żegnam się z mamą, rzucającą mi rozbawione spojrzenie. Tylko wywracam oczami poirytowana.

Znajdujemy się już spory kawałek od mojego domu. Wychodząc, myślałam, że ubrałam się za grubo, ale mocno się myliłam. Od razu wstrząsają mną dreszcze i zgrzytam zębami. Nash chichocze cicho.

- Bawi cię to? - Unoszę głowę z żartobliwym wyrazem twarzy. Jest ode mnie o wiele wyższy.

- Jesteś po prostu bardzo mała. Od razu robi ci się zimno. - Zaciska wargi, by ukryć rozbawiony uśmiech.

- No i lepiej, żebym taka mała została. - Zakładam ręce na piersiach, spoglądając przed siebie.

- Gdzie go zaparkowałem? - mruczy do siebie w zamyśleniu.

- Nie wiesz gdzie? - wzdycham.

- Nie do końca. Zdawało mi się, że tu.

- Bierzesz samochód i nie wiesz gdzie go zaparkowałeś? Serio? - Mrużę oczy i wybucham śmiechem.

- "Bawi cię to?" - Cytuje moje słowa, naśladując mój głos.

- Bardziej przeraża. - Chichoczę.

Beyond WordsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz